Three Kingdoms Brawler - First Look [by guru]

Zaraz pewnie pomyślicie – guru oszalał lub opił się czegoś wysokoprocentowego, ale cóż. O co dokładnie chodzi? Otóż Three Kingdoms Brawler bardzo, ale to bardzo przypomina... Vindictusa. Oczywiście nie chodzi mi o oprawę graficzną, tylko o schemat rozgrywki, podobne zasady, zamknięte lokacje i wiele, wiele innych rzeczy.

uo0006.jpg

Zacznijmy jednak od samego początku, czyli procesu tworzenia postaci. Do wyboru mamy trzy – dość standardowe - choć bardzo egzotycznie brzmiące postacie. Co prawda, ma ich być w sumie 6, jednak twórcy zafundowali beta-testerom tylko połowę mniej zabawy.

Dragon

Phoenix

Tiger

Dragon to (prawdopodobnie) najpopularniejsza postać w grze, głównie ze względu na swój ogromny miecz, wygląd i efektownie wyglądające skille. Nie od dziś wiadomo, że wystarczy kilka „światełek” i image’u (rodem z japońskich bajeczek), by gracze szumnie zaludnili postać „Smoka”.

Phoenix to jedyna kobitka w gronie mężczyzn i nie oznacza to wcale gorszej postaci, a wręcz odwrotnie. Jej atutem są ataki dystansowe i magia, która potrafi ustrzelić nawet najtwardszego skurczybyka.

Tiger – największy osiłek i prawdziwy Mariusz Pudzianowski Online. Takiemu gigantowi nie są potrzebne żadne bronie. Do wszystkiego wystarczy gołe dłonie, kilka prawych sierpowych poprawionych hakami lub podbródkowymi. Może dlatego, że nigdy taki nie będę... wybrałem właśnie tego bohatera.

uo0009a.jpg

W Three Kingdoms Brawler nie znajdziemy typowego Tutoriala. Zamiast tego dostaniemy kilka instrukcji na ekranie i podpowiedzi od miłej Pani. Sterowanie i walka przedstawiają się standardowo – poruszamy się strzałkami, a bijemy klawiszami od A, C, S, D itp. Oczywiście wszystko można ustawić według własnych upodobania i wygody. Podobnie ze skrótami funkcji (Inventory, Character itp.). Cała rozgrywka opiera się na „braniu” questów od różnych NPC w głównym mieście i wykonywaniu – najczęściej - bardzo prostych czynności. Raz jest to pokonanie kilku mobków, a innym razem zwycięstwo w potyczce z bossem. Zadania są tak monotonne i nudne, że po jakimś czasie tracimy rachubę, a jedyną zauważalną różnicą będzie... kolor i rodzaj przeciwników. Wszystkie lokacje są ZAMKNIĘTE, a jednym sposobem przemieszczenia się (między jedną a drugą) jest wejście do teleportu. Mimo tak małych mapek i ułatwień, twórcy nie zdecydowali się usunąć... systemu auto-track. Oznacza to, że wystarczy – dosłownie – jedno kliknięcie myszy, by nasza postać wchodziła podążyła w wyznaczony cel. Każda lokacja to tzw. dungeon, który dzieli się z kolei na kilka poziomów trudności. Gdy – z sukcesem – przejdziemy Easy Mode, odblokowuje nam kolejny - Medium, a później High. Środowisko i miejscówki nie ulegają zmianie. Jedyne różnice można zanotować w życiu i sile potworków. Bossy zaś, musimy pokonać... dwukrotnie, a nawet trzykrotnie. Przypomina wam to coś? Podobne rozwiązanie użyte zostało w późniejszych poziomach Vindictus. Za poprawne przejście dungu, czeka na nas nagroda. Są to punkty expa, złoto oraz możliwość wylosowania kilku, niezłych itemek. Przy okazji, mamy wgląd w statystyki, przez możemy zobaczyć – ile czasu zajęło nam pokonanie mobków, ile hitów wyprowadziliśmy oraz ile było w tym skilla, a ile zwykłego "farta".

uo0038.jpg

Przejdźmy jednak do walki, która niestety nie imponuje niczym szczególnym. Wystarczy bezmyślnie klikać klawisze odpowiedzialne za ataki (C, A, S, D), by za kilka sekund przeciwnik padł na deski. Jeszcze łatwiej jest z bossami, mimo tego, że ich ataki potrafią odebrać nam troszkę życia. Ja jednak znalazłem sposób, a raczej ogromny bug, który sprawia, że z potyczki wychodzę prawie nietknięty. Wystarczy, że „przyciśniemy” przeciwnika do ściany (czyt. końca mapki), a stanie się on bezmyślnym workiem treningowym. Za każdym razem, gdy „szef” powstanie, nasze ataki znów powalą go na ziemię, uniemożliwiając wyprowadzenie ataku, a co dopiero zmianę pozycji. Smutne, ale prawdziwe. Myślałem, że Three Kingdoms Brawler będzie wymagał „skilla”... niestety bardzo się myliłem. Nawet typowy laik w świecie gier akcji, poradziłbym sobie z czyhającym tutaj „niebezpieczeństwem”.

uo0026g.jpg

Ciekawym rozwiązaniem jest możliwość niszczenia otoczenia. Wszystkie beczki, przeszkody i barykady możemy zniszczyć i ułatwić sobie – w miarę problemów – drogę ucieczki.

Wielki „minus” należy się tłumaczom gry. Rozumiem, że gra znajduje się w fazie CBT, ale tak dużo „krzaczków” i błędów w translate – nie powinno tutaj mieć miejsca. Dosłownie na każdym kroku, czy to w quescie, czy to w opisie przedmiotu, znajdziemy charakterystyczne kwadraciki. To wszystko powinno zostać usunięte już podczas produkcji gry, a my nie mamy prawda tego oglądać.

uo0042.jpg

Reasumując, Three Kingdoms Brawler powinien dostać bardzo niską ocenę. I być może tak by się stało, gdyby nie to, że... grało się naprawdę fajnie. Szybko zapomniałem o błędach – tych technicznych, jak i językowych – a bezmyślne bicie coraz to nowych mobkó dawało mi ogromną frajdę. Przypomniały mi się czasy automatów, kiedy „prało” się z kumplami w Tekkena lub Mortal Kombat. TKB należy jednak dawkować ostrożnie i przeznaczać na grę – nie więcej – niż 60-90 minut. W innym wypadku dopadnie nas uczucie powtarzalności i nudy, a tego przecież byśmy nie chcieli.

100% centowa Lunia

wyglada fajnie acz nie zagram

Zaraz pewnie pomyślicie – guru oszalał lub opił się czegoś wysokoprocentowego, ale cóż. O co dokładnie chodzi? Otóż Three Kingdoms Brawler bardzo, ale to bardzo przypomina... Vindictusa. Oczywiście nie chodzi mi o oprawę graficzną, tylko o schemat rozgrywki, podobne zasady, zamknięte lokacje i wiele, wiele innych rzeczy.

uo0006.jpg

Zacznijmy jednak od samego początku, czyli procesu tworzenia postaci. Do wyboru mamy trzy – dość standardowe - choć bardzo egzotycznie brzmiące postacie. Co prawda, ma ich być w sumie 6, jednak twórcy zafundowali beta-testerom tylko połowę mniej zabawy.

Dragon

Phoenix

Tiger

Dragon to (prawdopodobnie) najpopularniejsza postać w grze, głównie ze względu na swój ogromny miecz, wygląd i efektownie wyglądające skille. Nie od dziś wiadomo, że wystarczy kilka „światełek” i image’u (rodem z japońskich bajeczek), by gracze szumnie zaludnili postać „Smoka”.

Phoenix to jedyna kobitka w gronie mężczyzn i nie oznacza to wcale gorszej postaci, a wręcz odwrotnie. Jej atutem są ataki dystansowe i magia, która potrafi ustrzelić nawet najtwardszego skurczybyka.

Tiger – największy osiłek i prawdziwy Mariusz Pudzianowski Online. Takiemu gigantowi nie są potrzebne żadne bronie. Do wszystkiego wystarczy gołe dłonie, kilka prawych sierpowych poprawionych hakami lub podbródkowymi. Może dlatego, że nigdy taki nie będę... wybrałem właśnie tego bohatera.

uo0009a.jpg

W Three Kingdoms Brawler nie znajdziemy typowego Tutoriala. Zamiast tego dostaniemy kilka instrukcji na ekranie i podpowiedzi od miłej Pani. Sterowanie i walka przedstawiają się standardowo – poruszamy się strzałkami, a bijemy klawiszami od A, C, S, D itp. Oczywiście wszystko można ustawić według własnych upodobania i wygody. Podobnie ze skrótami funkcji (Inventory, Character itp.). Cała rozgrywka opiera się na „braniu” questów od różnych NPC w głównym mieście i wykonywaniu – najczęściej - bardzo prostych czynności. Raz jest to pokonanie kilku mobków, a innym razem zwycięstwo w potyczce z bossem. Zadania są tak monotonne i nudne, że po jakimś czasie tracimy rachubę, a jedyną zauważalną różnicą będzie... kolor i rodzaj przeciwników. Wszystkie lokacje są ZAMKNIĘTE, a jednym sposobem przemieszczenia się (między jedną a drugą) jest wejście do teleportu. Mimo tak małych mapek i ułatwień, twórcy nie zdecydowali się usunąć... systemu auto-track. Oznacza to, że wystarczy – dosłownie – jedno kliknięcie myszy, by nasza postać wchodziła podążyła w wyznaczony cel. Każda lokacja to tzw. dungeon, który dzieli się z kolei na kilka poziomów trudności. Gdy – z sukcesem – przejdziemy Easy Mode, odblokowuje nam kolejny - Medium, a później High. Środowisko i miejscówki nie ulegają zmianie. Jedyne różnice można zanotować w życiu i sile potworków. Bossy zaś, musimy pokonać... dwukrotnie, a nawet trzykrotnie. Przypomina wam to coś? Podobne rozwiązanie użyte zostało w późniejszych poziomach Vindictus. Za poprawne przejście dungu, czeka na nas nagroda. Są to punkty expa, złoto oraz możliwość wylosowania kilku, niezłych itemek. Przy okazji, mamy wgląd w statystyki, przez możemy zobaczyć – ile czasu zajęło nam pokonanie mobków, ile hitów wyprowadziliśmy oraz ile było w tym skilla, a ile zwykłego "farta".

uo0038.jpg

Przejdźmy jednak do walki, która niestety nie imponuje niczym szczególnym. Wystarczy bezmyślnie klikać klawisze odpowiedzialne za ataki (C, A, S, D), by za kilka sekund przeciwnik padł na deski. Jeszcze łatwiej jest z bossami, mimo tego, że ich ataki potrafią odebrać nam troszkę życia. Ja jednak znalazłem sposób, a raczej ogromny bug, który sprawia, że z potyczki wychodzę prawie nietknięty. Wystarczy, że „przyciśniemy” przeciwnika do ściany (czyt. końca mapki), a stanie się on bezmyślnym workiem treningowym. Za każdym razem, gdy „szef” powstanie, nasze ataki znów powalą go na ziemię, uniemożliwiając wyprowadzenie ataku, a co dopiero zmianę pozycji. Smutne, ale prawdziwe. Myślałem, że Three Kingdoms Brawler będzie wymagał „skilla”... niestety bardzo się myliłem. Nawet typowy laik w świecie gier akcji, poradziłbym sobie z czyhającym tutaj „niebezpieczeństwem”.

uo0026g.jpg

Ciekawym rozwiązaniem jest możliwość niszczenia otoczenia. Wszystkie beczki, przeszkody i barykady możemy zniszczyć i ułatwić sobie – w miarę problemów – drogę ucieczki.

Wielki „minus” należy się tłumaczom gry. Rozumiem, że gra znajduje się w fazie CBT, ale tak dużo „krzaczków” i błędów w translate – nie powinno tutaj mieć miejsca. Dosłownie na każdym kroku, czy to w quescie, czy to w opisie przedmiotu, znajdziemy charakterystyczne kwadraciki. To wszystko powinno zostać usunięte już podczas produkcji gry, a my nie mamy prawda tego oglądać.

uo0042.jpg

Reasumując, Three Kingdoms Brawler powinien dostać bardzo niską ocenę. I być może tak by się stało, gdyby nie to, że... grało się naprawdę fajnie. Szybko zapomniałem o błędach – tych technicznych, jak i językowych – a bezmyślne bicie coraz to nowych mobkó dawało mi ogromną frajdę. Przypomniały mi się czasy automatów, kiedy „prało” się z kumplami w Tekkena lub Mortal Kombat. TKB należy jednak dawkować ostrożnie i przeznaczać na grę – nie więcej – niż 60-90 minut. W innym wypadku dopadnie nas uczucie powtarzalności i nudy, a tego przecież byśmy nie chcieli.