Dirty Bomb - recenzja

gnt_banner

Dzisiaj odwiedzimy Londyn z 2020 roku, ogarnięty walkami pomiędzy grupami oryginalnych najemników, ku uciesze i zyskom wielkich korporacji. Oto Dirty Bomb - FPS free to play, który znaleźć możecie na platformie Steam.

Informacje

  • Dostępny na: PC - Steam
  • Twórcy: Splash Damage
  • Cena: za darmo/mikropłatności
  • Gatunek: FPS
  • Data wydania: 2 czerwca 2015 r. (BETA)
  • Wersja językowa: angielska
  • Wymagania: Minimalne/Rekomendowane

Nieukończone bomby

Dirty Bomb to kolejny, teoretycznie niedokończony tytuł, znajdujący się w becie już od dość długiego czasu. Teoretycznie, bo już teraz gra ma wielkie pokłady grywalności. Projekt stworzony przez twórców Brink czy Enemy Teritory: Quake Wars - Splash Damage - zabiera nas do Londynu, w niezbyt odległą przyszłość. Miasto zostaje skażone przez niewyjaśniony kataklizm, pustoszeje, a uciekający ludzie zostawiają w nim swój dobytek. To na nim chcą położyć ręce prywatne grupy militarne, które wynajmują najemników i wysyłają ich w bój. Tymi najemnikami stają się gracze.

Malowane bomby

Pierwsze, co rzuca się w oczy po uruchomieniu rozgrywki, to grafika - kolorowa, wystylizowana i przypominająca animację znaną między innymi z Team Fortress czy właśnie z poprzednio stworzonego przez Splash Brink. Sprawia ona, że tytuł wolniej się zestarzeje i za kilka lat dalej będzie wyglądał znośnie. A jak jest teraz?

Trudno powiedzieć - niektórzy lubią tego typu grafikę, inni nie znoszą - to już sprawa osobistego odbioru każdego gracza. Nie można jednak odmówić jej faktu, że nadaje grze luźnego tonu - szczegółowość modeli, postaci i tekstur stoi na dobrym poziomie, choć zdarza im się dość długo ładować podczas pierwszych kilku minut gry. Problemem są też doczytujące się po czasie tekstury, szczególnie otoczenia. Coś jest w tych grach z komiksową grafiką, że mają podobne problemy, bo na taką samą bolączkę cierpi choćby Borderlands 2. Efekty natomiast wyglądają dobrze i są odpowiednio widowiskowe - wdeptując w minę, rozmiar i jakość wybuchu dobitnie ci to uświadamia.

Twoje rozerwane na kawałki ciało też.

Taktyczne bomby

Dirty Bomb skupia się na współpracy grup graczy w maksymalnie ośmioosobowych drużynach, które w jednym z trzech trybów walczą o dominację lub wypełniają zadania. Tryb Objective dzieli graczy na atakujących i obrońców, gdzie ci pierwsi muszą przetransportować konwój, wykraść dane lub podłożyć materiały wybuchowe, a ci drudzy muszą im w tym przeszkodzić. Execution to odpowiednik CS'owego podkładania bomb - wygrywa drużyna, która podłoży bombę/rozbroi bombę lub ubije wszystkich wrogów. Ostatnim trybem jest Stopwatch - tutaj dwie drużyny wypełniają polecenia na danej mapie i wygrywają ci, którzy wykonają je pierwsi.

Część trybów dostępnych jest również w wersji rankingowej. Samych map jest obecnie mało, bo zaledwie osiem - dwie na Execution i sześć w różnych wariantach dla Objective i Stopwatch. Co innego, jeśli mówimy o obecnym arsenale zawartym w grze.

Zadziorne bomby

Daniem głównym Dirty Bomb są walczący w Londynie najemnicy. Na początek gracze mają do wyboru czarnoskórą medyczkę Aurę lub irlandzkiego żołnierza o ksywie Skyhammer oraz zestaw trzech bohaterów będących obecnie w darmowej rotacji niczym w League of Legends. Samych najemników jest obecnie osiemnastu, a każdego z nich wyróżnia szereg zmiennych - od statystyk takich jak ilość życia czy szybkość, przez używaną broń, np. karabiny maszynowe, SMG czy strzelby, aż po posiadane umiejętności.

Każdy z nich jest też przydzielony do jednej z kilku grup, które podczas gry pełnią konkretną rolę w drużynie:

  • Fire Support - postacie z tej grupy potrafią zaatakować wroga nalotami, ostrzałem artyleryjskim czy jak np. młoda Azjatka, Kira - laserem orbitalnym, ale również zdolni są do odnawiania amunicji towarzyszy np. poprzez rzucanie im paczek z nabojami, podczas grania Skyhammerem,
  • Medic - postacie leczące, do których zalicza się np. Aura operująca stacją leczniczą czy białowłosa Sparks posiadająca reanimującą spluwę,
  • Engineer - najemnicy lubujący się w naprawach i stosowaniu wyszukanego sprzętu, jak np. Bushwhaker i jego automatyczne działko czy Fletcher korzystający ze zdlanie detonowanych bomb magnetycznych,
  • Assault - grupa postaci, którzy mają wejść, zatłuc i wyjść lub tak ostrzeliwać wroga, by reszta drużyny mogła w spokoju wykonywać zadania - tutaj przykładami są twardy Rhino i jego minigun lub Nader - kobieta o dziwnym akcencie, dzierżąca granatnik, zdolna w razie śmierci do takiego zdetonowania granatu, by razem ze sobą zabrać swojego oprawcę do piekła,
  • Recon - najemnicy, którzy bardziej niż otwartą walkę, preferują subtelne metody eliminacji - tutaj niewątpliwie odnajdą się wszelcy snajperzy jak Vassili, ale również i komandosi pokroju Red Eye'a, który najpierw wrzuca granat dymny, by potem swoją opaską na podczerwień namierzyć i utłuc przeciwnika, zanim ten zobaczy cokolwiek.

Wybuchające bomby

Zatem skoro wspomniane zostały wybuchy, strzały i szeroko pojęte ubijanie wroga - jak sprawdza się to w praktyce? Moim zdaniem bardzo dobrze. System strzelania rzucił w kąt dzisiejsze próby opanowanego celowania i metodycznego eliminowania wroga, znane choćby z Counter Strike'a czy Rainbow Six: Siege - Dirty Bomb postawiło na acrade'ową strzelaninę, w której do wroga pruje się serią w biegu lub skoku, bo odrzut broni jest w większości przypadków znikomy, po czym dobija się go nożem i leci dalej. Korzystać można również ze stacjonarnej broni, która cholernie pomaga w obronie, ale przegrzewa się przy dłuższym używaniu, nie mówiąc już o tym, że strzelając z niej, praktycznie stoimy w miejscu, co czyni nas łatwym celem.

Rozgrywki są bardzo dynamiczne, walka ciągle się zmienia, a gracz musi pozostać w ruchu, by przeżyć, choć niektórzy najemnicy, jak np. Vassili, stawiają na wolniejszy styl gry. W poruszaniu pomaga również to, że zaimplementowano tu kilka rzeczy z Brinka, m.in. odbijanie się od ścian, by wskoczyć na wyższe platformy. Nie jest to poziom szybkości jak z Unreali, ale i tak jest nieźle. Sytuację podgrzewa dodatkowo fakt, że przeciwnik może nas podejść w różnoraki sposób, co wymusza również zwracanie uwagi na otoczenie i obserwowanie zachowań wroga, by np. po wybiegnięciu z budynku, nie wpakować się od razu na ostrzał artyleryjski czy też pilnować zakamarków i korytarzy, by nie dostać kosy pod żebra od niewidzialnego Phantoma.

W planowaniu szybkich decyzji pomaga otwartość map i wiele dróg, które mogą obrać gracze - czy wjechać z ferajną przez drzwi do hangaru, czy też może wysadzić mechanizm kontrolny bramy, by ją otworzyć? A może zwyczajnie przekraść się po dachu i ściągnąć wroga z bezpiecznej odległości? Pełna dowolność.

Ogłuszające bomby

Udźwiękowienie stoi na dobrym poziomie - broń brzmi jak powinna, kroki, bieg, skoki czy jęki postrzałowe postaci są w porządku, a wybuchy dopełniają całość, dając grze posmak wszechobecnego rozpierdzielu. Osobnym przypadkiem są głosy postaci - choć praktycznie nie mają one znaczenia, bo sami najemnicy nie mają dialogów, jedynie odzywki i pojedyncze sentence wygłaszane w czasie walki, zwyczajnie miło jest posłuchać mocnego irlandzkiego akcentu Skyhammera, radosnego Pew! Pew! Pew! Fraggera, pewnego siebie Phantoma, który ma głęboko gdzieś całą resztę bohaterów czy słodkiego, trochę koślawego angielskiego Kiry.

Gra nie posiada za to konkretnego podkładu muzycznego - to znaczy jakieś tam pobrzękiwania w menu się pojawiają, ale w trakcie gry jedyną muzyką dochodzącą do naszych uszu, jest pieśń pocisków przelewająca się przez Londyn i ryki dziurawionych graczy.

Drogie bomby

Jako że Dirty Bomb jest grą free to play, wydawca musiał w jakiś sposób zarobić, więc tytuł posiada Item Shop, tutaj zwany Store. Co jednak w nim możemy znaleźć? Ano nic, co mogłoby popsuć balans w grze między płacącymi a darmozjadami - ot konkretne postacie, przyspieszacze do zdobywanej gotówki, skiny do bohaterów, tu w postaci kart czy paczki rodem z CS'a, z tą różnicą, że tutaj jest tego o wiele mniej, skórki zmieniają zarówno wygląd broni jak i całej postaci oraz tutaj nie ma żadnych kluczy, więc kupioną paczkę otwieramy od razu. I teoretycznie taki system sklepu jest w porządku, bo wszystko to można mieć za darmo, za granie w grę.

Problemem jednak są tutaj w pewnym stopniu te paczki kart - najdroższe z nich mają zwiększoną szansę na pozyskanie rzadkiego skina. To nie byłby problem, gdyby nie to, że oprócz wyglądu, skiny definiują jaką broń będzie nosić nasz konkretny najemnik, oraz, począwszy od Bronze, dodają też postaci przeróżne perki, takie jak dodatkowy magazynek, większy zasięg leczenia, cichsze poruszanie się czy dłuższy okres strzelania z działka stacjonarnego bez przegrzania. Można jednak takie karty stworzyć samemu, jednak po pierwsze - tworzenie najlepszej, Cobalt - to katorga, bo gromadzenie kart potrzebnych do jej zrobienia pochłania masę czasu i olbrzymie ilości pieniędzy, a po drugie - nie zawsze jest szansa, że trafi się na dobre perki i trzeba będzie ją potem przetworzyć, co może tylko mocniej zirytować.

Same ceny nie są na szczęście zbyt spore, ale do niskich też nie należą - jedna postać to koszt prawie 6 euro, czyli ponad 25 zł, natomiast standardowa cena w złocie to 50,000 sztuk - to dosyć dużo, jednak wykonywanie misji pojawiających się co trzy godziny i granie codziennie w każdy tryb gry, powinno relatywnie szybko zapełnić nasz portfel i pozwolić na kupno jednej postaci w ciągu tygodnia lub dwóch. Prawdziwą studnią, w której sam już utopiłem morze gotówki, są paczki kart po 1000 złota - szansa na cokolwiek lepszego niż Bronze jest w nich znikoma, ale i tak się je kupuje i liczy na cokolwiek. Cóż, hazard.

Lepsze paczki kart z większą szansą na drop unikalnej, zaczynają się od niecałych 2 euro, a kończą na 3,99 euro za sztukę, co daje nam ponad 16zł za losowy skin, minimum Silver. Same paczki można kupować w zestawach po kilka - wtedy cena za sztukę jest nieco mniejsza.

Przygotowane bomby

Zatem czy warto zagrać w Dirty Bomb? Tak, szczególnie jeśli nie leży wam granie w Counter Strike'a lub macie już setki godzin w Team Fortress 2 i szukacie czegoś nowego. BD jest szybkie, przyjemne, emocjonujące - szczególnie, gdy grasz ze znajomymi - do tego prawdziwie darmowe, bo nie wymaga wydawania pieniędzy - wszystko jest do zdobycia w grze. System walki, umiejętności, różnorodność postaci i wymagana współpraca między graczami to coś, co przyciąga, podczas gdy komiksowa grafika i system kart mogą zniechęcać niektórych.

WERDYKT: WARTO ZAGRAĆ

Mała notka: recenzja pisana była dosyć dawno, więc jeśli coś się waszym zdaniem zdezaktualizowało bądź zmieniło, to dajcie znać w komentarzach.

Nigdy nie dało się grać rankedów na trybie execution lub objective, nie wiem skąd takie informacje bierze autor. Od zawsze był tylko stopwatch, na dodatek od kilku miesięcy w ogóle nie ma możliwości grania gier turniejowych. Gra wymiera, o ile w 2015 było całkiem sporo graczy, tak od zeszłego roku strasznie maleje. W dzień da się wyszukać grę, ale w nocy jest już trudniej. Na dodatek balans gry jest całkiem zwalony, na przykład taka Aura czy Sawbonez są najlepszymi healerami i reszta w ogóle nie jest grana. A takiego Thundera zobaczyć w grze graniczy z cudem.

Szkoda, bo gra miała potencjał, aktualizacje wychodziły całkiem regularnie, a teraz cisza. Twórcy jedynie łatają bugi, co niestety nie wystarczy by przyciągnąć więcej graczy. A sama rozgrywka jest świetna, dużo bardziej wymagająca od takiego Overwatcha czy Paladins. Przypominają mi się stare, dobre czasy z Quake 3 Arena w trochę nowocześniejszym wydaniu.

Mała notka: recenzja pisana była dosyć dawno, więc jeśli coś się waszym zdaniem zdezaktualizowało bądź zmieniło, to dajcie znać w komentarzach.

Ale i tak dzięki, poprawiam z tymi rankedami. Kiedy sam grałem, pamiętam, że była opcja wyboru rankedów we wszystkim, ale może faktycznie nie działała na niektórych. Co do trudności rozgrywki, to nie wiem, ciężko jest mi ocenić. Z resztą sam teraz maniaczę w Titanfalla 2 i wszelkie inne FPS'y są dla mnie za wolne. :)

Santjago ta gra wymiera ? ;D Żartujesz sobie ? Ja gram do tej pory i o żadnej porze dnia wyszukuje graczy.

A takiego Thundera zobaczyć w grze graniczy z cudem.

Często nim grywam na mapie underground, jego granat w ciasnych korytarzach daje niezłą przewagę nad wrogiem

aktualizacje wychodziły całkiem regularnie, a teraz cisza. Twórcy jedynie łatają bugi

Nie tak dawno był update który nieco poprzestawiał mapy, pozmieniał oświetlenie i poprawił ogólną wydajność gry

No to przypomnijcie mi kiedy ostatnio wyszła nowa postać albo chociaż nowa mapa.

Co do aktualizacji, to tak jak mówiłem, twórcy zmieniają kolorystykę map albo inne takie duperele, a o balansie zapomnieli. O Casual Matchmakingu mówi się chyba od roku i nadal ani widu ani słychu. Już nawet nie wspomnę o tym że rankedów od kilku miesięcy grać się nie da, a kiedy ostatnio się dało to czekałem na mecz około 15-20 minut. Voting system praktycznie nie działa, przegłosować wymieszanie drużyn lub zmianę drużyn to śmiech na sali, nie wiem kto to wymyślił. A sytuacja w stylu: my w drużynie mamy same <10 lvl a przeciwnicy 30-50 to norma w tej grze.

Twórcy kompletnie olewają opinie graczy, wystarczy popytać ludzi na serwerach co myślą na temat gry. To co zrobili z craftingiem kart to jakaś kpina. Teraz żeby zrobić kartę która by nam odpowiadała graniczy z cudem. Oczywiście dodali do gry jakieś rzeczy za realną kasę, które ułatwiają owy crafting, no ale tego nie muszę komentować- Pay to win.

Gram w Dirty Bomb od zamkniętej bety, dlatego tak mi tej gry żal. Mówiąc że "umiera" chodziło mi o to że wszyscy moi znajomi przerzucili się na inne gry tego typu. No i ile jest teraz graczy online? Coś koło 1,5 tyś online według steama. Na przestrzeni 2 ostatnich lat ciagle spada.

gnt_banner

Dzisiaj odwiedzimy Londyn z 2020 roku, ogarnięty walkami pomiędzy grupami oryginalnych najemników, ku uciesze i zyskom wielkich korporacji. Oto Dirty Bomb - FPS free to play, który znaleźć możecie na platformie Steam.

Informacje

  • Dostępny na: PC - Steam
  • Twórcy: Splash Damage
  • Cena: za darmo/mikropłatności
  • Gatunek: FPS
  • Data wydania: 2 czerwca 2015 r. (BETA)
  • Wersja językowa: angielska
  • Wymagania: Minimalne/Rekomendowane

Nieukończone bomby

Dirty Bomb to kolejny, teoretycznie niedokończony tytuł, znajdujący się w becie już od dość długiego czasu. Teoretycznie, bo już teraz gra ma wielkie pokłady grywalności. Projekt stworzony przez twórców Brink czy Enemy Teritory: Quake Wars - Splash Damage - zabiera nas do Londynu, w niezbyt odległą przyszłość. Miasto zostaje skażone przez niewyjaśniony kataklizm, pustoszeje, a uciekający ludzie zostawiają w nim swój dobytek. To na nim chcą położyć ręce prywatne grupy militarne, które wynajmują najemników i wysyłają ich w bój. Tymi najemnikami stają się gracze.

Malowane bomby

Pierwsze, co rzuca się w oczy po uruchomieniu rozgrywki, to grafika - kolorowa, wystylizowana i przypominająca animację znaną między innymi z Team Fortress czy właśnie z poprzednio stworzonego przez Splash Brink. Sprawia ona, że tytuł wolniej się zestarzeje i za kilka lat dalej będzie wyglądał znośnie. A jak jest teraz?

Trudno powiedzieć - niektórzy lubią tego typu grafikę, inni nie znoszą - to już sprawa osobistego odbioru każdego gracza. Nie można jednak odmówić jej faktu, że nadaje grze luźnego tonu - szczegółowość modeli, postaci i tekstur stoi na dobrym poziomie, choć zdarza im się dość długo ładować podczas pierwszych kilku minut gry. Problemem są też doczytujące się po czasie tekstury, szczególnie otoczenia. Coś jest w tych grach z komiksową grafiką, że mają podobne problemy, bo na taką samą bolączkę cierpi choćby Borderlands 2. Efekty natomiast wyglądają dobrze i są odpowiednio widowiskowe - wdeptując w minę, rozmiar i jakość wybuchu dobitnie ci to uświadamia.

Twoje rozerwane na kawałki ciało też.

Taktyczne bomby

Dirty Bomb skupia się na współpracy grup graczy w maksymalnie ośmioosobowych drużynach, które w jednym z trzech trybów walczą o dominację lub wypełniają zadania. Tryb Objective dzieli graczy na atakujących i obrońców, gdzie ci pierwsi muszą przetransportować konwój, wykraść dane lub podłożyć materiały wybuchowe, a ci drudzy muszą im w tym przeszkodzić. Execution to odpowiednik CS'owego podkładania bomb - wygrywa drużyna, która podłoży bombę/rozbroi bombę lub ubije wszystkich wrogów. Ostatnim trybem jest Stopwatch - tutaj dwie drużyny wypełniają polecenia na danej mapie i wygrywają ci, którzy wykonają je pierwsi.

Część trybów dostępnych jest również w wersji rankingowej. Samych map jest obecnie mało, bo zaledwie osiem - dwie na Execution i sześć w różnych wariantach dla Objective i Stopwatch. Co innego, jeśli mówimy o obecnym arsenale zawartym w grze.

Zadziorne bomby

Daniem głównym Dirty Bomb są walczący w Londynie najemnicy. Na początek gracze mają do wyboru czarnoskórą medyczkę Aurę lub irlandzkiego żołnierza o ksywie Skyhammer oraz zestaw trzech bohaterów będących obecnie w darmowej rotacji niczym w League of Legends. Samych najemników jest obecnie osiemnastu, a każdego z nich wyróżnia szereg zmiennych - od statystyk takich jak ilość życia czy szybkość, przez używaną broń, np. karabiny maszynowe, SMG czy strzelby, aż po posiadane umiejętności.

Każdy z nich jest też przydzielony do jednej z kilku grup, które podczas gry pełnią konkretną rolę w drużynie:

  • Fire Support - postacie z tej grupy potrafią zaatakować wroga nalotami, ostrzałem artyleryjskim czy jak np. młoda Azjatka, Kira - laserem orbitalnym, ale również zdolni są do odnawiania amunicji towarzyszy np. poprzez rzucanie im paczek z nabojami, podczas grania Skyhammerem,
  • Medic - postacie leczące, do których zalicza się np. Aura operująca stacją leczniczą czy białowłosa Sparks posiadająca reanimującą spluwę,
  • Engineer - najemnicy lubujący się w naprawach i stosowaniu wyszukanego sprzętu, jak np. Bushwhaker i jego automatyczne działko czy Fletcher korzystający ze zdlanie detonowanych bomb magnetycznych,
  • Assault - grupa postaci, którzy mają wejść, zatłuc i wyjść lub tak ostrzeliwać wroga, by reszta drużyny mogła w spokoju wykonywać zadania - tutaj przykładami są twardy Rhino i jego minigun lub Nader - kobieta o dziwnym akcencie, dzierżąca granatnik, zdolna w razie śmierci do takiego zdetonowania granatu, by razem ze sobą zabrać swojego oprawcę do piekła,
  • Recon - najemnicy, którzy bardziej niż otwartą walkę, preferują subtelne metody eliminacji - tutaj niewątpliwie odnajdą się wszelcy snajperzy jak Vassili, ale również i komandosi pokroju Red Eye'a, który najpierw wrzuca granat dymny, by potem swoją opaską na podczerwień namierzyć i utłuc przeciwnika, zanim ten zobaczy cokolwiek.

Wybuchające bomby

Zatem skoro wspomniane zostały wybuchy, strzały i szeroko pojęte ubijanie wroga - jak sprawdza się to w praktyce? Moim zdaniem bardzo dobrze. System strzelania rzucił w kąt dzisiejsze próby opanowanego celowania i metodycznego eliminowania wroga, znane choćby z Counter Strike'a czy Rainbow Six: Siege - Dirty Bomb postawiło na acrade'ową strzelaninę, w której do wroga pruje się serią w biegu lub skoku, bo odrzut broni jest w większości przypadków znikomy, po czym dobija się go nożem i leci dalej. Korzystać można również ze stacjonarnej broni, która cholernie pomaga w obronie, ale przegrzewa się przy dłuższym używaniu, nie mówiąc już o tym, że strzelając z niej, praktycznie stoimy w miejscu, co czyni nas łatwym celem.

Rozgrywki są bardzo dynamiczne, walka ciągle się zmienia, a gracz musi pozostać w ruchu, by przeżyć, choć niektórzy najemnicy, jak np. Vassili, stawiają na wolniejszy styl gry. W poruszaniu pomaga również to, że zaimplementowano tu kilka rzeczy z Brinka, m.in. odbijanie się od ścian, by wskoczyć na wyższe platformy. Nie jest to poziom szybkości jak z Unreali, ale i tak jest nieźle. Sytuację podgrzewa dodatkowo fakt, że przeciwnik może nas podejść w różnoraki sposób, co wymusza również zwracanie uwagi na otoczenie i obserwowanie zachowań wroga, by np. po wybiegnięciu z budynku, nie wpakować się od razu na ostrzał artyleryjski czy też pilnować zakamarków i korytarzy, by nie dostać kosy pod żebra od niewidzialnego Phantoma.

W planowaniu szybkich decyzji pomaga otwartość map i wiele dróg, które mogą obrać gracze - czy wjechać z ferajną przez drzwi do hangaru, czy też może wysadzić mechanizm kontrolny bramy, by ją otworzyć? A może zwyczajnie przekraść się po dachu i ściągnąć wroga z bezpiecznej odległości? Pełna dowolność.

Ogłuszające bomby

Udźwiękowienie stoi na dobrym poziomie - broń brzmi jak powinna, kroki, bieg, skoki czy jęki postrzałowe postaci są w porządku, a wybuchy dopełniają całość, dając grze posmak wszechobecnego rozpierdzielu. Osobnym przypadkiem są głosy postaci - choć praktycznie nie mają one znaczenia, bo sami najemnicy nie mają dialogów, jedynie odzywki i pojedyncze sentence wygłaszane w czasie walki, zwyczajnie miło jest posłuchać mocnego irlandzkiego akcentu Skyhammera, radosnego Pew! Pew! Pew! Fraggera, pewnego siebie Phantoma, który ma głęboko gdzieś całą resztę bohaterów czy słodkiego, trochę koślawego angielskiego Kiry.

Gra nie posiada za to konkretnego podkładu muzycznego - to znaczy jakieś tam pobrzękiwania w menu się pojawiają, ale w trakcie gry jedyną muzyką dochodzącą do naszych uszu, jest pieśń pocisków przelewająca się przez Londyn i ryki dziurawionych graczy.

Drogie bomby

Jako że Dirty Bomb jest grą free to play, wydawca musiał w jakiś sposób zarobić, więc tytuł posiada Item Shop, tutaj zwany Store. Co jednak w nim możemy znaleźć? Ano nic, co mogłoby popsuć balans w grze między płacącymi a darmozjadami - ot konkretne postacie, przyspieszacze do zdobywanej gotówki, skiny do bohaterów, tu w postaci kart czy paczki rodem z CS'a, z tą różnicą, że tutaj jest tego o wiele mniej, skórki zmieniają zarówno wygląd broni jak i całej postaci oraz tutaj nie ma żadnych kluczy, więc kupioną paczkę otwieramy od razu. I teoretycznie taki system sklepu jest w porządku, bo wszystko to można mieć za darmo, za granie w grę.

Problemem jednak są tutaj w pewnym stopniu te paczki kart - najdroższe z nich mają zwiększoną szansę na pozyskanie rzadkiego skina. To nie byłby problem, gdyby nie to, że oprócz wyglądu, skiny definiują jaką broń będzie nosić nasz konkretny najemnik, oraz, począwszy od Bronze, dodają też postaci przeróżne perki, takie jak dodatkowy magazynek, większy zasięg leczenia, cichsze poruszanie się czy dłuższy okres strzelania z działka stacjonarnego bez przegrzania. Można jednak takie karty stworzyć samemu, jednak po pierwsze - tworzenie najlepszej, Cobalt - to katorga, bo gromadzenie kart potrzebnych do jej zrobienia pochłania masę czasu i olbrzymie ilości pieniędzy, a po drugie - nie zawsze jest szansa, że trafi się na dobre perki i trzeba będzie ją potem przetworzyć, co może tylko mocniej zirytować.

Same ceny nie są na szczęście zbyt spore, ale do niskich też nie należą - jedna postać to koszt prawie 6 euro, czyli ponad 25 zł, natomiast standardowa cena w złocie to 50,000 sztuk - to dosyć dużo, jednak wykonywanie misji pojawiających się co trzy godziny i granie codziennie w każdy tryb gry, powinno relatywnie szybko zapełnić nasz portfel i pozwolić na kupno jednej postaci w ciągu tygodnia lub dwóch. Prawdziwą studnią, w której sam już utopiłem morze gotówki, są paczki kart po 1000 złota - szansa na cokolwiek lepszego niż Bronze jest w nich znikoma, ale i tak się je kupuje i liczy na cokolwiek. Cóż, hazard.

Lepsze paczki kart z większą szansą na drop unikalnej, zaczynają się od niecałych 2 euro, a kończą na 3,99 euro za sztukę, co daje nam ponad 16zł za losowy skin, minimum Silver. Same paczki można kupować w zestawach po kilka - wtedy cena za sztukę jest nieco mniejsza.

Przygotowane bomby

Zatem czy warto zagrać w Dirty Bomb? Tak, szczególnie jeśli nie leży wam granie w Counter Strike'a lub macie już setki godzin w Team Fortress 2 i szukacie czegoś nowego. BD jest szybkie, przyjemne, emocjonujące - szczególnie, gdy grasz ze znajomymi - do tego prawdziwie darmowe, bo nie wymaga wydawania pieniędzy - wszystko jest do zdobycia w grze. System walki, umiejętności, różnorodność postaci i wymagana współpraca między graczami to coś, co przyciąga, podczas gdy komiksowa grafika i system kart mogą zniechęcać niektórych.

WERDYKT: WARTO ZAGRAĆ

Mała notka: recenzja pisana była dosyć dawno, więc jeśli coś się waszym zdaniem zdezaktualizowało bądź zmieniło, to dajcie znać w komentarzach.