Kolejny tekst. Mam nadzieję, że mój warsztat się poprawia z czasem.
Chwila strachu tuż przed tym, jak zostaliśmy zepchnięci z rampy na szczycie Pałacu Niebios już minęła. Właśnie lecimy nad Kanałem Olego pedałując i gadając z moim towarzyszem o d*pie Maryni, starych czasach i o tym co już razem przeżyliśmy. Lecimy tak już 30 minut, gdzieś na horyzoncie rysują się już kształty Wyspy Olego.
Wtem gdzieś na północ od nas wystrzeliło oślepiające światło. Usłyszałem tylko głośny krzyk "Trzymaj się!", po czym uderzyła w nas fala potężnej eksplozji, a ważka przerażająco zaskrzypiała i chrupnęła. Nie minęła nawet sekunda a już leciałem w dół znacząc powietrze zapachem gówna dobywającego się z moich spodni. Mimo, że miałem spadochron, to byłem tak przerażony, że nie nie mogłem się ruszyć ani myśleć. W tej chwili dowiedziałem się co byłoby moimi ostatnimi myślami i słowami przed śmiercią: "O k**wa!", nic ponad to.
Jedynie kątem oka dostrzegłem jak podleciał do mnie mój towarzysz. Niby znikąd w jego ręku pojawiło się ostrze, które w mgnieniu oka odcięło mój spadochron. Po czym złapał mnie i wykrzyczał prosto do ucha: "Będzie bolało, trzymaj się!".
Miałem zamknięte oczy. Pierw pojawił się ból w lewej stopie, później w kolanie i miednicy. Odruchowo wyciągnąłem rękę aby się podeprzeć – chrupnęła jak zapałka, po tym otworzyłem oczy, ale tylko na chwilę, tylko po to by zobaczyć ziemię, która błyskawicznie zbliża się do mojej twarzy. Ból i czas ustały, a ja zapadłem się w nicość.
Kolejna dawka bólu wyrwała mnie z letargu. To mój towarzysz nastawiał moją złamaną rękę. Powoli dochodząc do siebie, pytam co się stało...
Coś się stało w Inferium. Zbieraj się szybko, bo nie możemy tu zostać zbyt długo. To nie są przyjazne tereny. Dość blisko od nas znajdują się ruiny osady, która została zniszczona w eksplozji gór. Mam nadzieję, że znajdziemy tam bezpieczną kryjówkę. Nie mam zamiaru iść z tobą przez otwarte tereny, gdy jesteś w takim stanie. Zbieraj d*pę, bo Cię tu zostawię!
Podał mi ramię i prowadził mnie. Na północny-zachód od nas ciągle biła jasna poświata, słychać było grzmoty i czuć pojawiające się na zmianę fale zimna i gorąca. Coś się tam działo. Mój towarzysz jednak wydawał się zachowywać spokój i jakby nigdy nic zaczął snuć opowieść o tej krainie, tak jak miał to w zwyczaju.
Jeszcze dwadzieścia lat temu była to piękna, kwitnąca kraina, a spójrz na nią teraz. Ziemia wypalona tak bardzo, że nie rosną tu nawet najwytrwalsze chwasty. Widzisz dymy, które spowijają niebo na północy, południu i zachodzie? Unoszą się z wulkanów, które nie chcą ciągle zasnąć – z Trójcy: Dygota, Olego oraz Polesusa. To one zniszczyły to miejsce. A w tej dziurze nieopodal swego czasu stała stolica tego regionu: Yungay. Zniknęło w ciągu kilku chwil zapadając się pod ziemię.
Dotarliśmy na miejsce. Znajdźmy tu jakąś kryjówkę i nie wychylajmy się z niej przez całą noc. Po okolicy lubię kręcić się te demonie suki – chaosyci, psia jego mać! Śpij i wypocznij, jutro musimy dotrzeć do Inferium.
Nie spałem ani chwili, choć próbowałem. Ból mi przeszkadzał, co jakiś czas słyszałem jakieś hałasy w okolicy, a do tego z północy ciągle dobiegały odgłosy eksplozji. Do tego ten buczący dźwięk, który wwiercał mi się w czaszkę. Był jak odgłos chrapania, pojawiał się w chwili, gdy już miałeś nadzieję, że zniknął.
Blada, czerwona poświata zaczęła unosić się na wschodzie dając znak do wymarszu.
W ciszy zebraliśmy swoje rzeczy i przemarznięci ruszyliśmy na północ, w stronę Inferium. Widziałem trwogę na twarzy mojego towarzysza. Z minuty na minutę grzmoty były coraz wyraźniejsze, a kolejne fale zimna i ciepła uderzając w nasze ciała skutecznie utrudniały marsz. W końcu tuż przez zmrokiem ukazały się nam wieże, pierw jedna, trzy i czwarta.
Do bramy dojdziemy w ciemnościach... mam nadzieję, że uda nam się wejść – wystękał pod nosem mój towarzysz.
Gdy byliśmy już jakieś pięćset metrów od bramy na południu dostrzegliśmy blask pochodni i usłyszeliśmy okrzyki. Dawno już nie biegłem tak szybko i nie darłem się tak głośno jak teraz. "Pomocy!" oraz "Otwierać bramę!". Na szczęście wpuszczono nas po czym od razu rzucono na ziemię i przytknięto ostrza do szyi. Sytuacja wymagała szybkiego wyjaśnienia, a ja nie mogłem wydusić z siebie słowa. Na szczęście mój towarzysz się odezwał.
Nazywam się Yakke Ehi Enfer, przybywam z wiadomością dla marszałka od Banku. Inferium inferi inferial. A tu jest list uwierzytelniający od mojego zwierzchnika.
Gniew i przerażenie w oczach strażnika szybko zmieniły się w śmiertelną powagę.
Tak.. w rzeczy samej. Wątpię jednak, że marszałek będzie miał teraz czas, aby cię przyjąć. Mamy tu poważne kłopoty z...
W tej chwili potężny wybuch przerwał wypowiedź strażnika powalając wszystkich na ziemię.
Biegnijcie do najbliżej wieży! Zgłoście się do któregoś z oficerów, będziecie musieli nam pomóc!
Sprint uliczką. Wąskie drzwi oznaczone runami. Bieg po wąskich, stromych schodach. Wpadliśmy na rogatą poczwarę, która na szczęście była odwrócona do nas plecami, było widać, że szykuje się do jakiegoś ataku na kogoś z przodu. Yakke bez wahania wskoczył mu na plecy wbijając ostrze w kark poczwary i tnąc w górę. Bestia przez chwilę wydawała się ignorować ranę, ale szybko zmieniła zdanie padając na ziemię pod wpływem drugiego ciosu, który omal nie urwał jej głowy. Przed nami zobaczyliśmy rosłego mężczyznę w ciężkiej zbroi. Lewą stronę ciała pokrytą miał krwią, która wypływała z dziur w zbroi, które prawdopodobnie powstały za sprawą kłów. W prawym ręku trzymał, już dość nieporadnie wielki młot rozsiewający wściekło czerwone iskry. Mężczyzna odetchnął z ulgą. Szybko przedstawił się i wydał rozkaz:
Jestem kapitanem drugiej wieży. Nie wiem kim jesteście i mam to teraz w rzyci! Jeśli chcecie żyć, to jazda do wrót wewnętrznego kręgu. Jaaazdaaa mówię, albo łby wam ukręcę!!
I znowu pobiegliśmy stawiając się w wyznaczonym miejscu. Trafiliśmy bez problemu, bo po drodze spotkaliśmy jeszcze kilka osób biegnących w tym samym kierunku. Na miejscu ktoś wcisnął mi do ręki jakiś stary uszkodzony miecz i szyszak na głowę. Ledwo udało mi się złapać oddech, a usłyszałem kolejne krzyki:
Bariera w dół! Otworzyć bramę! I jazda chłopcy, Inferium inferi inferial! Na pohybel demonicznym dziwkom!
Tłum żołnierzy popchnął mnie przez bramę. Nie miałem nawet czasu zaprotestować. Jednak widok za bramą odebrał mi dech. Na środku wielkiej areny znajduje się wielki portal sypiący wszędzie dookoła czerwonoczarne iskry, a co chwila rozbrzmiewający tym samym denerwującym głosem, który słyszałem już wcześniej oraz wybuchający co chwila przy czym ze środka wylatywał kolejny demon. Z wież w stronę portalu sypał się grad strzał oraz różnego rodzaju pocisków ciskanych przez magów. Nad całym tym harmidrem unosiła się bariera magiczna, która powstrzymywała większość poczwar przed wydostaniem się na zewnątrz.
Nie miałem jednak czasu na podziwianie widoków. Cios w głowę ze strony niewielkiego skrzydlatego demona szybko przywołał mnie do porządku. Machnąłem mieczem w odwecie chcąc ubić poczwarę, jednak jedyne, co trafiłem to powietrze. Straciłem równowagę, co zostało zauważone przez demona, który pojawił się jakieś pół metra przede mną częstując mnie kopniakiem w sam środek klatki piersiowej. Odrzucony kilka metrów dalej, resztę bitwę oglądałem z poziomu ziemi walcząc o oddech. Ziemia jest mokra od krwi, czuję jej smak w ustach. Od czasu do czasu czuję kopnięcie kogoś, kto się o mnie potyka. Patrzę na fruwające w powietrzu części ciał ludzi rozerwanych przez piekielne bestie, na ogień i pioruny, na bezmyślny brak strachu żołnierzy atakujących demony przerastające ich dwu, lub trzykrotnie. Nie wiem ile tam już leżałem, gdy portal zamilkł.
Już po walce, ci, którzy byli w stanie chodzić sprawdzali, czy ci, którzy leżeli potrzebują pomocy... lub czy ktokolwiek będzie w stanie im pomóc. Podniosła mnie osoba o twarzy dziecka o rysach twarzy wskazujących na to, że pochodzi z z dalekiej północy. Jak się w to wpakowałeś dzieciaku – pomyślałem. Zawlókł mnie do szpitala, który umiejscowiony jest tuż obok wewnętrznej bramy. Tam medyk zaczął wyliczać: Złamane żebra, pęknięta wątroba, złamana ręka, przebite płuco. Ma marne szanse. Wiedziałem co to oznacza w warunkach pola walki. Takim osobom skraca się jedynie męki, aby nie zajmowały miejsca w szpitalu i nie marnowały czasu medyków. Chciałem wykrzyknąć "Dam radę!", ale zadławiłem się własną krwią. Pomyślałem:
k**wa, przeżyłem takie rzeczy, a zginę z ręki medyka, który litościwie mnie dobije.
Gdzieś z końca sali usłyszałem znajomy głos. To był Yakke. Podbiegł do lekarza, który już trzymał w ręku nóż i zagroził, że jeśli zginę to urwie mu głowę. Później dodał jeszcze kilka słów, których już nie zrozumiałem. To, co powiedział musiało zadziałać, gdyż szybko przeniesiono mnie do sąsiedniej sali przeznaczonej dla oficerów, gdzie służbę pełnił szaman specjalizujący się w magii leczniczej.
Położyli mnie na jednym ze stołów. Mój umysł już się rozpływa. Nie wiem czemu skupiam się na metalowych runicznych symbolach wtopionych w nasiąknięte krwią deski z nieznanego mi drzewa. Ogarnęła mnie błoga nicość, by po chwili ból mógł mnie przebudzić. Czuję jak jakaś ręka grzebie w moich wnętrznościach przesuwając kości i wypalając rany. Chcę krzyczeć, lecz nie mogę. Po chwili wszystko się zmieniło. Piekło zmieniło się w przyjemne otępienie. Yakke ściągnął mnie mnie ze stołu i zawlókł do koszar, gdzie w końcu mam okazję odpocząć. Pytam się go, co tu się stało.
Demony przeprowadziły kolejny atak. Nie wiedziałeś, że Twierdza Inferium została wybudowana wokół jedynego stabilnego portalu do świata demonów? Dzieje się tak średnio raz na miesiąc, ale o bitwie takiej jak ta, jeszcze nie słyszałem. Ciesz się, że przeżyłeś. Idę porozmawiać z marzałkiem, a ty śpiesz się odpoczywać.
...W końcu udało mi się zasnąć...
Szybko jednak zostałem obudzony przez mojego towarzysza i wybawiciela. Idziemy przez twierdzę mijając po drodze wielu rannych żołnierzy, kuźnię, warsztat, cech siewców, koszary, zbrojownię, aż w końcu doszliśmy do niewielkiej czarnej konstrukcji wielkości królewskiego wychodka. Nie zostałem jednak wpuszczony do środka przez wyrośniętego czarciego mieszańca o przerażających czarnych oczach. Yakke wszedł, a ja czekałem na niego około godziny niecierpliwie rozglądając sie dookoła i od czasu do czasu wpatrując się w coraz to ciemniejsze niebo.
Musimy się śpieszyć – rzekł; Nasz statek odpływa za moment.
Chciałem spytać co tak długo robił, gdy na niego czekałem, ale zrezygnowałem. To nie był najlepszy czas na takie pytania. Spytałem jedynie:
Gdzie teraz?
Do Węzła. Muszę dostarczyć tam kolejną przesyłkę.