Histore ze świata fantasy

Półwysep Harmii leży na południu kontynentu. Leży tu kraj Harmia, którego stolicą jest miasto o tej samej nazwie. Herbem tego państwa są trzy żółte błyskawice uderzające w ciemnoniebieską wodę na tle bladoniebieskiego nieba. Symbolizuje to powiązanie kraju z magią. Państwo nie posiada żadnego przywódcy. Wszystkie decyzje podejmowane są przez obywateli (tylko osoby posiadające umiejętności magiczne, które zostały poświadczone rzez Uniwersytet Magii Nilrema) za pomocą magicznego głosowania. Wszystko działa dzięki maszynie zbudowanej przez Nilrema wiele lat temu. Mechanizm odbiera telepatyczne sygnały od upoważnionych do głosowania magów wyświetlając je w Gmachu Nadzorców. Właśnie tutaj urzęduje trzech nadzorców, których zadaniem jest kontrolowanie poprawności przebiegu każdego głosowania, a następnie obwieszczanie wyników. Taki system głosowania sprawdza się znakomicie, gdyż obywatele tego państwa często podróżują i nie mogliby osobiście brać udziału w głosowaniach. W mieście Harmia znajduje się wiele interesujących miejsc. W centralnym punkcie miasta znajduje się wspomniany już wcześniej Uniwersytet Magii Nilrema, w którym szkoli się magów. Przyjmowane są jedynie osoby posiadające już pewne umiejętności magiczne, tak wrodzone jak i wyuczone. Na fali ostatnich trendów mody powstało tu kilka Domów Spotkań i Uczuć. Nie są to burdele, jak można wnosić po nazwie, lecz wysoce specjalistyczne zakłady usługowe, które oferują magicznie wywoływane zmiany nastroju oraz przeżywanie emocjonujących chwil z życia innych osób. Obok tych miejsc liczne są tu laboratoria, pracownie magiczne oraz alchemiczne, Fabryka Artefaktów, winiarnia oraz kopalnia berylu oraz szafirów. Głównym towarem eksportowym są tu wszelkiej maści magiczne przedmioty, artefakty, magiczne maści oraz eliksiry. Importuje się głównie materiały do wyrobu powyższych. W państwie utworzyły się dwie frakcje, które dzieli pogląd na czystość rasową. Frakcja Czystych, jak sami się nazywają chciałaby wygnania wszystkich nieludzi, lub przynajmniej sprowadzenia ich do roli sług. Druga frakcja nosi nazwę Towarzystwa i uważają oni, że nie należy dzielić stworzeń ze względu na ich rasę lub pochodzenie o ile tylko posiadają umiejętności magiczne.
Miasto Harmia jest silnie umocnione, od północnej strony zabezpiecza je mur, a z południa, wschodu i zachodu okalane jest przez Góry Harmii, które bywają też nazywane Łzawymi górami za sprawą ich barwy oraz usypisk niebieskiego pyłu. Przy tych usypiskach często kręcą się poszukiwacze smoczych oczu (małe ozdobne kamienie, bez magicznych właściwości), którzy za pomocą sit przetrząsają ziemię. Flora jest tu dość bogata biorąc pod uwagę nieurodzajność tutejszej gleby. Doliny pomiędzy górami wypełnione są różnej wielkości paprociami, a stopy gór oklejone są niewielkimi drzewami iglastymi. Do ciekawostek należy tu jedno drzewo – Paszcz Wielki. Roślina ta ma wysokość do 7 metrów. Jej rozłożyste, zielone gałęzie nie posiadają liści, a jedynie wielkie pojemniki wypełnione lepką i słodką cieczą. Wydzielanym zapachem wabią do środka ptaki oraz owady, a gdy już jakiś wleci do środka, już nigdy się nie wydostaje. Kilka razy znajdowano w nich koty, wiewiórki, a raz nawet ciało, sądząc po rozmiarze gnoma. Fauna też jest tu dość bogata. W dolinach pospolicie występują jaszczury (około 1.5-2 metry długości, 35kg wagi), na głowach których znajdują się liczne świecące “wędki”, które wabią różne małe zwierzątka. Na szczycie piramidy pokarmowej stoją duże ptaki, podobne nieco do strusi, z tą różnicą, że te posiadają skrzydła uzbrojone w pazury. Są nielotami.

Więcej oraz grafika na moim blogu!

Zielone Morze

Brama Wielkiego Muru za nami, a przed nami Zielone Morze, a dokładniej to, co z niego pozostało. Wspominałem już chyba, że Zielone może jeszcze nie tak dawno rozciągało się aż do Zatoki Strażników. Później nastąpiła Eksplozja Gór w czasie której duża część północnych krain znalazła się pod wodą, a trzy zjednoczone królestwa postanowiły odgrodzić się murem od nadciągających imigrantów przecinając Zielone Morze. Północna jego część zachowała swoją starą nazwę, a południową przemianowano na Miodowe Pola. Tereny te należą do kraju zwanego Baste Ferie, którego stolica – Żółta Warownia leży nad rzeką Komolerią, która to rzeka wyznacza północny kraniec Zielonego Morza. Jest to.... hmmm... chyba raczej była bardzo spokojna i malownicza kraina. Niestety jej równiny ostatnio nachodzą przeróżne klęski.

Zacząć chyba wypada od żywiołaków ognia. Szmuglerzy, którzy zostali odcięci murem od swoich klientów, a przy okazji chcący trzymać się z dala od ciekawskich oczu strażników zaczęli szukać łatwego przejścia na drugą stronę. Wynajęli więc kilku krasnoludów, aby ci wykopali kilka tuneli, które miałyby biegnąć pod murem. Oczywiście patrole z Pandory po jakimś czasie odnajdywały wyjścia z tuneli, a następnie wysadzały je w powietrze, zalewały wodą lub zasypywały, co wymuszało budowę nowych przejść. Ostatnio zdarzył się jednak wypadek. Podczas wykopów górnicy natrafili na komorę magmową, która zamieszkana była przez żywiołaki ognia. Te widząc w tym szansę na wolność szybko wyruszyły ku powierzchni paląc okolicę. Wyczuły też, że kilka mil na wschód znajduje się szyb naftowy, który byłby dla nich świetnym źródłem energii. Oczywistym jest, że Baste Ferie nie mogło pozwolić aby niszczycielskie żywiołaki robiły na ich ich ziemiach co im się tylko spodoba. Do walki z nimi zaangażowano kompanię kopaczy, którą ściągnięto tu z Wielkiego Jaru w celu wykopania kanału mającego zalać tunel z którego pochodzą żywiołaki. Dodatkowo ziemie na zachód od drogi prowadzącej od Miasta Łapaczy zaorano aby utrudnić przemieszczanie się ognia. Zatrudniono też pięciu magów wody, aby aktywnie walczyli z żywiołakami rzucając odpowiednie zaklęcia. Niestety sytuacja wydaje się być dość paskudna. Ani żywiołakom nie udaje się przejść dalej, ani całej reszcie zdusić panoszących się tu Ogniołaków.

Nieco dalej na północ od tego całego zgiełku znajduje się Miasto Łapaczy. Jest to bardzo świeża osada, która swoje istnienie zaczynała jako obóz łowców niewolników. Biznes ten jednak dostarczał takich dochodów, że miejsce to szybko przekształciło się w prężne miasto. Tutejsi "biznesmenie" parają się głównie polowaniem na imigrantów, których nie było stać na opłacenie przejścia przez Mur, a następnie odsprzedawanie ich głównie na Półwyspie Pazura lub Nowej Szansie. Początki tej osady były dość burzliwe, gdyż osada łowców niewolników była w niesmak włodarzom z Żółtej Warowni, jednak pieniądze robią swoje. W zamian za daninę miasto prosperuje nie niepokojone przez nikogo. Jedynie okazyjnie przypałęta się jakiś przeciwnik niewolnictwa, obrońca wolności, lub inny wariat, który szybko sam ląduje w dybach. Całe miasto rozbudowało się dookoła wielkiego centralnego rynku na którym co tydzień urządza się targ żywym towarem. W okolicy centrum leżą też siedziby trzech głównych klanów, które zarządzają biznesem. Poza tym uraczymy tu tego co i w wielu innych podobnych miastach – burdele i karczmy. Ciekawostką jest tu dobrze wyposażony szpital, który głównie zajmuje się badaniem niewolników oraz sprawdzaniu ich przydatności.

Na wschód od Miasta Łapaczy znajduje się szyb naftowy wraz niedużą rafinerią, która przetwarza wydobytą ropę, która sprzedawana jest głównie na daleką północ, gdzie zasila maszyny oraz oświetla miasta. Dalej na wschód nie będziemy iść, tam swój początek ma Wielka Puszcza Sama. Zabiorę Cię tam innym razem.

Wróćmy na zachód i mińmy Miasto Łapaczy oraz kanał, którym ma popłynąć woda na pohybel żywiołakom, a dotrzemy do obozu o przeznaczeniu militarno-naukowym. Zgromadzone tu ciężkie maszyny oraz naukowcy mają pomagać w badaniu Anomalii, a wojsko jest tu oficjalnie na wszelki wypadek, dla ochrony. Plotka jednak głosi, że za pośrednictwem wiru można w szybki sposób wytworzyć portal do dowolnego miejsca w dowolnym świecie. Cholera jednak wie, co tak naprawdę się tam dzieje, nie dopuszczają tam nikogo postronnego.

Dalej na zachód znajdują się już tylko las dębowy o uroczej i jakże pełnej polotu nazwie: Dęby. Nie jest to nazbyt ciekawe miejsce, ot zwyczajnie pełno wiewiórek.

Jak już chyba wspominałem... psia mać! Pamięć już mnie zawodzi. W każdym razie powiem jeszcze raz. Północną granicę Zielonego Morza wyznacza Komoleria. Jest to bardzo leniwa rzeka. Swoje źródło ma przy gejzerach, tuż na skraju Wielkiej Puszczy. Jej wody śmierdzą tak bardzo, że zwierzęta trzymają się od niej z daleka. Nie radzę Ci też z niej pić. Pełno w niej rtęci oraz siarki. Tak... to właśnie stąd Żółta Warownia wzięła są barwę.

Zbierajmy się. Jeśli nie zdążymy przed zmrokiem, będziemy musieli nocować tu, w polu. Most przy Żółtej Warowni jest podnoszony na noc. Chodź już...

Nadal zdarzają Ci się błędy, literówki, powtórzenia, ale jest ich nieco mniej. Masz bardzo specyficzny sposób pisania, który nie wszystkim może się podobać, na przykład mnie. Czasami mam wrażenie, że gubisz się w swoich myślach i tworzysz 'na kolanie' byleby coś było, gdyż fabuła, tak jak na początku wciągała, teraz zrobiła się bardzo, nie wiem jak to dobrze określić, nudna/flegmatyczna... Podsumowując. Wielkim znawcą pisania nie jestem, ale myślę, że to właśnie uwagi od takich osób jak ja, zwykłych, szarych, potencjalnych odbiorców, są najcenniejsze. Pisać umiesz, tego nikt Ci nie odbierze, ale robisz to w bardzo, nie wiem czy to dobre określenie, zmanierowany sposób. Powodzenia w dalszym pisaniu, będę odwiedzał od czasu do czasu i sprawdzał postępy.

P.S. Nie wiem czy takie coś robiłeś, ale warto na początku pisania zrobić sobie zarys fabuły (na początku tworzysz jedno zdanie i potem je rozbudowujesz, bardzo pomaga(jak nie wiesz o co chodzi, to pisz pw. wszystko wytłuamczę)).

Dzięki za ciepłe słowo :)

Teksty, które ostatnio wrzucam mają na celu bardziej opisywać regiony ze świata niż prowadzić fabułę, stąd może wynikać zmiana o której mówisz, jej nudność oraz flegmatyczność. Aktualnie właśnie nad tym pracuję, chcę uformować aktualny stan świata poprzez takie opisy.

Wiem, że zdarzają mi się błędy. Głównie są to chyba problemy z interpunkcją. Ostatnio też przyłapuję się na wstawianiu wyrazów w złej formie/odmianie.

ogólnie dopiero teraz miałem to okazje przeczytać i powiem tak jest ok tylko staraj się robić bardziej złożone zdania bo źle się to trochę czyta jak mamy "Na północ od Baan rozciągają się Wyżyna Baan. Są to rejony uprawne, choć mało urodzajne. Znajduje się tu wiele farm." mam wrażenie ze czytam telegram kolejna sprawa trochę paradoks bo niby jest to mało urodzajnej tereny, robaki tunele itp. a piszesz ze jest wiele farm co niby skłoniło ludzi do ich założenia bo na pewno nie warunki do życia.

Opis kolejnego fragmentu świata. najlepiej czytać go mogąc zerkać na mapę świata, która znajduje się pod linkiem

http://projektowanie-gier.pl/?page_id=892

Zachodnia część Piaskowych Kolosów wygląda prawie tak samo jak wschodnia, z jedną widoczną na pierwszy rzut oka różnicą – jest w nich pełno dziur, które wykonał Al Bull Wo, wielki demoniczny robak, który przybył tu dość niedawno przez jeden z portali do Tris. Wyniszczył on miejscową faunę oraz florę, przy okazji przyozdabiając okolicę swoim guanem, którego to lepiej oparów nie wdychać, gdyż ma mocno halucynogenne właściwości.

Jeśli spojrzysz na południe stąd, gdzieś na na ostatnich szczytach znajdują się farmy Iktomisów – pająkopodobnych, niedużych kreatur. Mimo tego, że są dobrze karmione ciągle rozpościerają swoje sieci pomiędzy skałami, które zbierane są przez hodowców. Nici z tych sieci są idealne do wytwarzania lekkich zbroi lub innych rzeczy które wymagają dużej wytrzymałości i lekkości.

Dość tych opowiadań, już świta. Musimy przeprawić się przez Las Cieni przed zmrokiem. Szwędacze szukające dla siebie nowego ciała do zasiedlenia błąkające się po nocach nie są tu jedynym zagrożeniem. Pozostają jeszcze różne odmiany znanych zwierząt, niby normalnych, jednak piekielnie niebezpiecznych – zwykła sarna potrafi mieć paszczę wypełnioną zębami większymi niż u rekina i chętnie rzuca się na wszystko co zobaczy. Jakby tego było mało w centrum lasu znajduje się cmentarzysko kapłanów pewnego starego kultu na którego środku stoi mauzoleum. Niewiele o nim wiadomo, bo nie znam nikogo żywego, kto by stamtąd powrócił aby opowiedzieć o tym co widział. Ludzie jednak mówią, że wypełnione jest pułapkami a po korytarzach kręcą się wampiry oraz inne poczwary. Podobno jest to siedziba Emmanuela – pierwszego wampira, pogromcy Helliusa.

Udało nam się przebyć las na czas. Słońce zaczyna już się chować za horyzont, a przed nami rozpościera się Afa. Jest to jedno z moich ulubionych miejsc – bogate, ale nie na tyle aby zepsuć mieszkających tu ludzi. Miasto położne jest w wyrwie w Czarnych Klifach, w miejscu, gdzie ląd dość łagodnie schodzi do wody... o ile można to powiedzieć o zboczu o nachyleniu około 25 stopni. Miejsce to kwitnie dzięki handlowi, gdyż leży na szlaku pomiędzy Wspólnym Portem, Gniazdem, Inferium a nowo powstającym Węzłem. Dodatkowym impulsem do rozwoju jest stacjonująca tu flota spod bandery pazura. Stacjonujący tu żołnierze pełnią przy okazji funkcję policji szybko pacyfikując zbójeckie wybryki. Przenocujemy w mojej ulubionej tawernie, którą prowadzi mój dawny przyjaciel Byrpheros. W dalszą drogę ruszymy jutro.

Nie bierz dużo zapasów, nasz kolejny cel – Rumblor nie jest daleko, a po drodze odwiedzimy jeszcze mojego dawnego przyjaciela. Ciesz się widokiem jaki rozpościera się z Czarnych Klifów, ale staraj się nie patrzeć w dół, łatwo tu o zawrót głowy i upadek z kilkudziesięciu metrów na ostre jak brzytwa bazaltowe skały. Lepiej patrz w górę, a może będziesz miał okazję aby dostrzec jakaś maszynę latającą, które konstruowane są w kilku jaskiniach tu na Lini Pazura. Zostań tu, ja podejdę do chaty mojego przyjaciela... hmm... to znaczy kiedyś był moim przyjacielem, teraz jedynie zaglądam do niego od czasu do czasu, bo zwyczajnie pomieszały mu się zmysły. Nazywa się księciem Mekunem i twierdzi, że walczył z przybyszami z gwiazd, którzy wyglądali jak dzikie świnie. Dam mu ten flakon z lekarstwem i wracam.

Stąd już tylko rzut kamieniem do Rumbloru. Jest to dość specyficzne miejsce. Nie ma tu nikogo w wieku powyżej trzydziestu lat. Podobno ma to związek z chorobą, która dotyka jedynie mieszkańców tego miejsca, ale słyszałem też o tym, że wszyscy, którzy tu są należą do kultu z jednego z prademonów, a wszyscy starsi mieszkańcy oddają mu swoje życie. W związku z tym, że nie ma tu kto przekazywać wiedzy nowym pokoleniom osada nie rozwija się najlepiej, znajduje się tu jedynie mały tartak, przetwórnia rud, które wydobywane są we wielu małych kopalniach na Linii Pazura oraz faktoria, która wstępnie obrabia sieci pozyskiwane z Iktomisów. Musimy zabrać trochę wody, przed nami przeprawa przez kolejną pustynię.

Kolejny tekst. Mam nadzieję, że mój warsztat się poprawia z czasem.

Chwila strachu tuż przed tym, jak zostaliśmy zepchnięci z rampy na szczycie Pałacu Niebios już minęła. Właśnie lecimy nad Kanałem Olego pedałując i gadając z moim towarzyszem o d*pie Maryni, starych czasach i o tym co już razem przeżyliśmy. Lecimy tak już 30 minut, gdzieś na horyzoncie rysują się już kształty Wyspy Olego.

Wtem gdzieś na północ od nas wystrzeliło oślepiające światło. Usłyszałem tylko głośny krzyk "Trzymaj się!", po czym uderzyła w nas fala potężnej eksplozji, a ważka przerażająco zaskrzypiała i chrupnęła. Nie minęła nawet sekunda a już leciałem w dół znacząc powietrze zapachem gówna dobywającego się z moich spodni. Mimo, że miałem spadochron, to byłem tak przerażony, że nie nie mogłem się ruszyć ani myśleć. W tej chwili dowiedziałem się co byłoby moimi ostatnimi myślami i słowami przed śmiercią: "O k**wa!", nic ponad to.

Jedynie kątem oka dostrzegłem jak podleciał do mnie mój towarzysz. Niby znikąd w jego ręku pojawiło się ostrze, które w mgnieniu oka odcięło mój spadochron. Po czym złapał mnie i wykrzyczał prosto do ucha: "Będzie bolało, trzymaj się!".

Miałem zamknięte oczy. Pierw pojawił się ból w lewej stopie, później w kolanie i miednicy. Odruchowo wyciągnąłem rękę aby się podeprzeć – chrupnęła jak zapałka, po tym otworzyłem oczy, ale tylko na chwilę, tylko po to by zobaczyć ziemię, która błyskawicznie zbliża się do mojej twarzy. Ból i czas ustały, a ja zapadłem się w nicość.

Kolejna dawka bólu wyrwała mnie z letargu. To mój towarzysz nastawiał moją złamaną rękę. Powoli dochodząc do siebie, pytam co się stało...

Coś się stało w Inferium. Zbieraj się szybko, bo nie możemy tu zostać zbyt długo. To nie są przyjazne tereny. Dość blisko od nas znajdują się ruiny osady, która została zniszczona w eksplozji gór. Mam nadzieję, że znajdziemy tam bezpieczną kryjówkę. Nie mam zamiaru iść z tobą przez otwarte tereny, gdy jesteś w takim stanie. Zbieraj d*pę, bo Cię tu zostawię!

Podał mi ramię i prowadził mnie. Na północny-zachód od nas ciągle biła jasna poświata, słychać było grzmoty i czuć pojawiające się na zmianę fale zimna i gorąca. Coś się tam działo. Mój towarzysz jednak wydawał się zachowywać spokój i jakby nigdy nic zaczął snuć opowieść o tej krainie, tak jak miał to w zwyczaju.

Jeszcze dwadzieścia lat temu była to piękna, kwitnąca kraina, a spójrz na nią teraz. Ziemia wypalona tak bardzo, że nie rosną tu nawet najwytrwalsze chwasty. Widzisz dymy, które spowijają niebo na północy, południu i zachodzie? Unoszą się z wulkanów, które nie chcą ciągle zasnąć – z Trójcy: Dygota, Olego oraz Polesusa. To one zniszczyły to miejsce. A w tej dziurze nieopodal swego czasu stała stolica tego regionu: Yungay. Zniknęło w ciągu kilku chwil zapadając się pod ziemię.

Dotarliśmy na miejsce. Znajdźmy tu jakąś kryjówkę i nie wychylajmy się z niej przez całą noc. Po okolicy lubię kręcić się te demonie suki – chaosyci, psia jego mać! Śpij i wypocznij, jutro musimy dotrzeć do Inferium.

Nie spałem ani chwili, choć próbowałem. Ból mi przeszkadzał, co jakiś czas słyszałem jakieś hałasy w okolicy, a do tego z północy ciągle dobiegały odgłosy eksplozji. Do tego ten buczący dźwięk, który wwiercał mi się w czaszkę. Był jak odgłos chrapania, pojawiał się w chwili, gdy już miałeś nadzieję, że zniknął.

Blada, czerwona poświata zaczęła unosić się na wschodzie dając znak do wymarszu.

W ciszy zebraliśmy swoje rzeczy i przemarznięci ruszyliśmy na północ, w stronę Inferium. Widziałem trwogę na twarzy mojego towarzysza. Z minuty na minutę grzmoty były coraz wyraźniejsze, a kolejne fale zimna i ciepła uderzając w nasze ciała skutecznie utrudniały marsz. W końcu tuż przez zmrokiem ukazały się nam wieże, pierw jedna, trzy i czwarta.

Do bramy dojdziemy w ciemnościach... mam nadzieję, że uda nam się wejść – wystękał pod nosem mój towarzysz.

Gdy byliśmy już jakieś pięćset metrów od bramy na południu dostrzegliśmy blask pochodni i usłyszeliśmy okrzyki. Dawno już nie biegłem tak szybko i nie darłem się tak głośno jak teraz. "Pomocy!" oraz "Otwierać bramę!". Na szczęście wpuszczono nas po czym od razu rzucono na ziemię i przytknięto ostrza do szyi. Sytuacja wymagała szybkiego wyjaśnienia, a ja nie mogłem wydusić z siebie słowa. Na szczęście mój towarzysz się odezwał.

Nazywam się Yakke Ehi Enfer, przybywam z wiadomością dla marszałka od Banku. Inferium inferi inferial. A tu jest list uwierzytelniający od mojego zwierzchnika.

Gniew i przerażenie w oczach strażnika szybko zmieniły się w śmiertelną powagę.

Tak.. w rzeczy samej. Wątpię jednak, że marszałek będzie miał teraz czas, aby cię przyjąć. Mamy tu poważne kłopoty z...

W tej chwili potężny wybuch przerwał wypowiedź strażnika powalając wszystkich na ziemię.

Biegnijcie do najbliżej wieży! Zgłoście się do któregoś z oficerów, będziecie musieli nam pomóc!

Sprint uliczką. Wąskie drzwi oznaczone runami. Bieg po wąskich, stromych schodach. Wpadliśmy na rogatą poczwarę, która na szczęście była odwrócona do nas plecami, było widać, że szykuje się do jakiegoś ataku na kogoś z przodu. Yakke bez wahania wskoczył mu na plecy wbijając ostrze w kark poczwary i tnąc w górę. Bestia przez chwilę wydawała się ignorować ranę, ale szybko zmieniła zdanie padając na ziemię pod wpływem drugiego ciosu, który omal nie urwał jej głowy. Przed nami zobaczyliśmy rosłego mężczyznę w ciężkiej zbroi. Lewą stronę ciała pokrytą miał krwią, która wypływała z dziur w zbroi, które prawdopodobnie powstały za sprawą kłów. W prawym ręku trzymał, już dość nieporadnie wielki młot rozsiewający wściekło czerwone iskry. Mężczyzna odetchnął z ulgą. Szybko przedstawił się i wydał rozkaz:

Jestem kapitanem drugiej wieży. Nie wiem kim jesteście i mam to teraz w rzyci! Jeśli chcecie żyć, to jazda do wrót wewnętrznego kręgu. Jaaazdaaa mówię, albo łby wam ukręcę!!

I znowu pobiegliśmy stawiając się w wyznaczonym miejscu. Trafiliśmy bez problemu, bo po drodze spotkaliśmy jeszcze kilka osób biegnących w tym samym kierunku. Na miejscu ktoś wcisnął mi do ręki jakiś stary uszkodzony miecz i szyszak na głowę. Ledwo udało mi się złapać oddech, a usłyszałem kolejne krzyki:

Bariera w dół! Otworzyć bramę! I jazda chłopcy, Inferium inferi inferial! Na pohybel demonicznym dziwkom!

Tłum żołnierzy popchnął mnie przez bramę. Nie miałem nawet czasu zaprotestować. Jednak widok za bramą odebrał mi dech. Na środku wielkiej areny znajduje się wielki portal sypiący wszędzie dookoła czerwonoczarne iskry, a co chwila rozbrzmiewający tym samym denerwującym głosem, który słyszałem już wcześniej oraz wybuchający co chwila przy czym ze środka wylatywał kolejny demon. Z wież w stronę portalu sypał się grad strzał oraz różnego rodzaju pocisków ciskanych przez magów. Nad całym tym harmidrem unosiła się bariera magiczna, która powstrzymywała większość poczwar przed wydostaniem się na zewnątrz.

Nie miałem jednak czasu na podziwianie widoków. Cios w głowę ze strony niewielkiego skrzydlatego demona szybko przywołał mnie do porządku. Machnąłem mieczem w odwecie chcąc ubić poczwarę, jednak jedyne, co trafiłem to powietrze. Straciłem równowagę, co zostało zauważone przez demona, który pojawił się jakieś pół metra przede mną częstując mnie kopniakiem w sam środek klatki piersiowej. Odrzucony kilka metrów dalej, resztę bitwę oglądałem z poziomu ziemi walcząc o oddech. Ziemia jest mokra od krwi, czuję jej smak w ustach. Od czasu do czasu czuję kopnięcie kogoś, kto się o mnie potyka. Patrzę na fruwające w powietrzu części ciał ludzi rozerwanych przez piekielne bestie, na ogień i pioruny, na bezmyślny brak strachu żołnierzy atakujących demony przerastające ich dwu, lub trzykrotnie. Nie wiem ile tam już leżałem, gdy portal zamilkł.

Już po walce, ci, którzy byli w stanie chodzić sprawdzali, czy ci, którzy leżeli potrzebują pomocy... lub czy ktokolwiek będzie w stanie im pomóc. Podniosła mnie osoba o twarzy dziecka o rysach twarzy wskazujących na to, że pochodzi z z dalekiej północy. Jak się w to wpakowałeś dzieciaku – pomyślałem. Zawlókł mnie do szpitala, który umiejscowiony jest tuż obok wewnętrznej bramy. Tam medyk zaczął wyliczać: Złamane żebra, pęknięta wątroba, złamana ręka, przebite płuco. Ma marne szanse. Wiedziałem co to oznacza w warunkach pola walki. Takim osobom skraca się jedynie męki, aby nie zajmowały miejsca w szpitalu i nie marnowały czasu medyków. Chciałem wykrzyknąć "Dam radę!", ale zadławiłem się własną krwią. Pomyślałem:

k**wa, przeżyłem takie rzeczy, a zginę z ręki medyka, który litościwie mnie dobije.

Gdzieś z końca sali usłyszałem znajomy głos. To był Yakke. Podbiegł do lekarza, który już trzymał w ręku nóż i zagroził, że jeśli zginę to urwie mu głowę. Później dodał jeszcze kilka słów, których już nie zrozumiałem. To, co powiedział musiało zadziałać, gdyż szybko przeniesiono mnie do sąsiedniej sali przeznaczonej dla oficerów, gdzie służbę pełnił szaman specjalizujący się w magii leczniczej.

Położyli mnie na jednym ze stołów. Mój umysł już się rozpływa. Nie wiem czemu skupiam się na metalowych runicznych symbolach wtopionych w nasiąknięte krwią deski z nieznanego mi drzewa. Ogarnęła mnie błoga nicość, by po chwili ból mógł mnie przebudzić. Czuję jak jakaś ręka grzebie w moich wnętrznościach przesuwając kości i wypalając rany. Chcę krzyczeć, lecz nie mogę. Po chwili wszystko się zmieniło. Piekło zmieniło się w przyjemne otępienie. Yakke ściągnął mnie mnie ze stołu i zawlókł do koszar, gdzie w końcu mam okazję odpocząć. Pytam się go, co tu się stało.

Demony przeprowadziły kolejny atak. Nie wiedziałeś, że Twierdza Inferium została wybudowana wokół jedynego stabilnego portalu do świata demonów? Dzieje się tak średnio raz na miesiąc, ale o bitwie takiej jak ta, jeszcze nie słyszałem. Ciesz się, że przeżyłeś. Idę porozmawiać z marzałkiem, a ty śpiesz się odpoczywać.

...W końcu udało mi się zasnąć...

Szybko jednak zostałem obudzony przez mojego towarzysza i wybawiciela. Idziemy przez twierdzę mijając po drodze wielu rannych żołnierzy, kuźnię, warsztat, cech siewców, koszary, zbrojownię, aż w końcu doszliśmy do niewielkiej czarnej konstrukcji wielkości królewskiego wychodka. Nie zostałem jednak wpuszczony do środka przez wyrośniętego czarciego mieszańca o przerażających czarnych oczach. Yakke wszedł, a ja czekałem na niego około godziny niecierpliwie rozglądając sie dookoła i od czasu do czasu wpatrując się w coraz to ciemniejsze niebo.

Musimy się śpieszyć – rzekł; Nasz statek odpływa za moment.

Chciałem spytać co tak długo robił, gdy na niego czekałem, ale zrezygnowałem. To nie był najlepszy czas na takie pytania. Spytałem jedynie:

Gdzie teraz?

Do Węzła. Muszę dostarczyć tam kolejną przesyłkę.

Chcą przedstawić wam kilka historii pochodzących ze świata, który właśnie tworzę. Oczekuję oceny, czepialstwa, wyłapania błędów i dziur, a może i dobrej rady.

Emmanuel już od chwili poczęcia skazany był na niezwykłe życie. Stał się on owocem miłości ludzkiej kobiety oraz elfiego mężczyzny. W tamtych czasach* u elfów mieszanie krwi było zagrożone najwyższą karą – dendryfikacją**. Tak też się stało, ojciec dziecka zginął w ciągu tygodnia. Zasila teraz armię drzew Wielkiej Puszczy. Elfie prawo nie odnosi się jednak do ludzi. Matka została pozostawiona samej sobie. Przez kilka nocy błąkała się starając się dotrzeć do jakiejkolwiek cywilizacji. Udało się jej dotrzeć do Galway, gdzie lokalni akolici zapewnili jej należytą opiekę.

Po dziewięciu miesiącach nadeszło rozwiązanie, na nieszczęście dla matki. Dziecko było wątłe, blade, już na początku drogi pozbawione obojga rodziców. Emmanuel został przygarnięty przez akolitów Helliusa, został przyjęty jako zwiastun wzrostu ich kultu. Był nadzwyczaj inteligentnym dzieckiem, jednak słabym fizycznie, często też chorował***. W wieku trzech lat znał większość modlitw, pieśni oraz rytuałów wykonywanych na cześć Helliusa. Nigdy nie zdarzyło mu się złamać prawa danego mu od jego boga. Zapewne jego czystość sprawiła, że sam Hellius, Bóg Słońce, Dawca Światła, wybrał go na swoje naczynie****. Sam bóg przemawiał jego słowami.

Przez blisko 200 lat Emmanuel szerzył wiarę podróżując po kontynencie jako Nieskalany. Jednak samo świadczenie o chwale jego boga mu nie wystarczało. Założył pierwszy zakon paladyński z siedzibą w Galway. Rekrutował sieroty, takie jak on sam kiedyś. Kształtował je, wpajał ideały oraz wiarę w Pana Światła. Jego uczniowie byli mu oddani jak swym ojcom, których nigdy nie posiadali, a ich liczba w ciągu kolejnych stu lat wzrosła do około pięciuset. Emmanuel zapragnął poszerzyć granice wiary o ziemie elfów.

Wyruszył wraz ze swoimi ludźmi pewny tego, że elfy widząc ich chwałę chętnie przyjmą Helliusa jako swojego nowego pana. Nic bardziej mylnego. Serca elfów pamiętają wszystko, nie mogły przyjąć nic od mieszańca. Wtedy stało się coś niezwykłego. Emmanuel wpadł w gniew, gołymi rękami zadusił trzech starszych na oczach swoich wychowanków. Wszyscy zamarli w bezruchu, tylko jeden pół-elf sapał starając się złapać oddech i zapanować nad swoim szałem. Powietrze zastygło, a niebo rozświetlił blask tysiąca słońc. Sam Hellius objawił się, aby wygnać Emmanuela z tego świata. Skazał go na wieczność bez możliwości oglądania dziennego nieba. Jego i wszystkich jego potomków.

Tak oto najlepszy sługa Boga Słońce stał się jego największym wrogiem. Serce Emmanuela przepełnił smutek oraz złość. Czuł, że został zdradzony przez swojego pana. Każda próba wyjścia na słońce, aby znowu poczuć ciepły dotyk Helliusa, kończył się rozdzierającym bólem. W rozpaczy próbował się zabić, jednak bezskutecznie. Przeklinał swój los. W ciągu kolejnych kilku lat utracił swoje człowieczeństwo, podróżował po kontynencie, włóczył się bez celu. Aż natrafił na pewnego nekromantę. Animacja go zafascynowała, oddał się studiom i badaniom na jej temat. W błyskawicznym tempie osiągnął mistrzostwo. W jego zatrutym zemstą umyśle narodziła się idea stworzenia choroby uśmiercającej serca ludzi, oraz pozbawiającej ich światła. Ponownie zbiera armię podobnych sobie.

W roku zaśnięcia bogów sam Hellius próbował go powstrzymać. Spóźnił się. Emmanuel posiadał już silną fanatyczną armię dzieci nocy, a jego moce były już porównywalne do boskich. Przegnał Pana Światła.

*Było to około 2800 lat przed nastaniem nowej ery.

** Dendryfikacja polega ona na zmianie organizmu w drzewo, najczęściej za pomocą magii elfów. Umysł osoby poddanej temu procesowi może trwać wiele setek lat. Osoba taka czuje wszystko, jednak nie jest w stanie reagować. Kornik, dzięcioł, wszystko sprawia ból. Proces ten jest nieodwracalny, jednak w pewnych warunkach może zaistnieć przemiana w drzewca.

***Elfy są bardzo podatne na choroby, gdy oddzielone są od swojej magii. Pół-elfy w dużym stopniu dziedziczą tą niedogodność.

****Osoby wybrane przez Helliusa nazywane są Nieskalanymi. Otrzymują oni wiele łask, takich jak długie życie, moce uzdrawiające oraz inne powiązane z kapłańską magią światłości.

Anonimowa nota odnaleziona w kultorium Galway

Przypisy

Skryba Drahenau

Lesander Młodszy

Orle Gniazdo nie jest przyjaznym miejscem do życia. Początki tego miejsca sięgają wiele pokoleń wstecz, kiedy to kilku krasnoludów postanowiło usprawnić przeprawę przez góry. Należy pamiętać, że w tamtych czasach nie było jeszcze Stalowych Wrót. Tak więc grupa krasnoludów pochodzących z Miasta Ściany, wraz z rodzinami postanowiła się tu przenieść. Wybudowali oni windy, pierwsze domy, szklarnię, kuźnię. Nazwy tych rodzin to Annarr, Jakko, Rókur oraz Stigr.

Przez wiele dziesięcioleci miasto rozrosło się do dzisiejszych rozmiarów we względnym spokoju. Jednak krasnoludy to chciwe stworzenia, żądne złota oraz chwały, zaczęły knuć oraz spiskować aby zagarnąć całą władzę dla siebie. Rody Annarr oraz Jakko szybko upadły, a ich członkowie zostali wygnani poza miasto, zaginęli, lub sami uciekli. Część z nich osiedliła się u stup Gniazda tworząc slamsy, żyjąc w deszczu moczu i łajna. Chyba nie myślałeś, że łajno tych z góry tam zostaje? Spływa na dół. Ciągle jednak czekają na swoją szansę, aby powrócić.

Ród Rókur wziął pod opiekę windy wschodnie, Stigr zachodnie. Trwają tak już kilka pokoleń, szukają sojuszy, okazji tylko by przejąć władzę oraz powiększyć swoje wpływy. Ostatnio też ród Stigr zmienił swoją nazwę na Orły. Starają dogadać się z władcami Miasta Ściany, aby otrzymać jakieś dodatkowe wsparcie.

Tak wygląda skrócona historia Orlego Gniazda

Strażnik przeszłości, Wielki skryba Drahenau

Arkhem

Byłem tam, gdy ziemia się zatrzęsła. Wraz z moim bratem zarzucaliśmy sieci gdzieś pomiędzy Hasią a naszą wioską, gdy ujrzeliśmy eksplozję Czerwonej Góry. Chwilę później wielki grzmot powalił nas na nogi. Woda zaczęła bulgotać. Nie mogliśmy zrozumieć, czemu okoliczne wyspy zaczynają rosnąć. Wtedy uderzyła nas seria kolejnych huków. Na zachodzie z ziemi zaczęły wyłaniać się wielkie góry. Pojawiły się też tam, gdzie była nasza wioska – Rathmin. Od razu zaczęliśmy płynąć ww tamtą stronę, jednak coś nas zatrzymało. Łódź osiadła na ziemi, więc biegliśmy w błocie, a dookoła nas podskakiwały ryby w nadziei na znalezienie jakiejś kałuży. Na miejscu nie znaleźliśmy nic, te nowe skały zniszczyły wszystko.

Słowa Berta Rybaka Spisane przez Kertona skrybę Miasta Ściany

Hasia oraz Klot przed eksplozją gór były dwoma całkowicie oddzielonymi od siebie wyspami. W tym archipelagu były to jedyne wyspy, które miały ułatwiony dostęp do morza za sprawą plaż łagodnie wchodzących do wody.

Początki konfliktu upatruje się około 100 lat temu, gdy podobno wódz Hasii – Aston Góra często odwiedzał pewną osobą na sąsiedniej wyspie. Tą osobą była Fawila – córka tamtejszego szamana. Po kilku takich wizytach okazało się, że dziewczę oczekuje dziecka, a Aston nie może się do niego przyznać, gdyż posiada już żonę oraz gromadkę dzieci. Jest to jednak tylko opowieść Fawili i nie mamy żadnego potwierdzenia jej prawdziwości. Tak czy owak, jej ciąża oraz odpowiedź wywołały furię u jej ojca, który rozpoczął wojnę partyzancką z Hasią. Pewnej nocy zebrał kilku ludzi i przepłynęli morze zabijając kilku ludzi we śnie oraz porywając dwie kobiety we śnie. Takie sytuacje miały miejsce kilka razy; raz Hasia wybierała się do Klot, raz na odwrót. Doprowadziło to do tego, że mieszkańcy obu wysp wybudowali na plażach palisady oraz wieże strażnicze. Przez pewien okres po Eksplozji Gór nastąpiła eskalacja konfliktu, gdyż wyspy połączyły się w jedno. Dopiero w ostatnich dwóch latach za sprawą mediatorów z Miasta Ściany. Na plażach ciągle jednak pozostały palisady przypominające o niedawnym konflikcie.

Była to historia konfliktu Hasia – Klot

Strażnik przeszłości, Wielki skryba Drahenau

Arkhem

Demony, prastare istoty chaosu….

Dziś jak nigdy mamy okazję badać ich naturę dzięki portalom do Tris. Z moich domysłów wynika, że pół-demony są ściśle powiązane z demonami właściwymi. Działania demonów wydają się w pewien sposób skoordynowane, co nasuwa myśl o pewnej hierarchii oraz inteligencji.

Zazwyczaj otwarcie portalu Tris poprzedza pojawienie się kilku demonów, a te prawdopodobnie rozkazują pół-demonom przejście na drugą stronę i sianie zniszczenia. Możliwe jest też, że pół-demony w swojej bezmyślnej chęci niszczenia same dostrzegają okazję do siania chaosu i to zwabia je do przejścia przez portal. Tak, czy inaczej ich związek jest oczywisty.

Zastanawia mnie jednak charakter działania demonów. Nigdy przedtem nie działały w tak bardzo skoordynowany sposób. Podejrzewam, że gdzieś tam pojawiła się istota, która przejęła władzę nad demonami. Dlatego też zebrałem grupę demonol

ogów, chętnych zapuścić się na tereny Tris w celu przeprowadzenia badań.

Rok 696, Puste Pola

Xavier, Demonolog

Mapa49.jpg

Więcej szczegółów o świecie znajduje się na moim blogu, link w sygnaturce