P2W niejedno ma imię, czyli o tym, jak lubimy robić sobie pod górkę - wszyscy

jestem aktualnie nietrzeźwy, ale czy Ty chodzo Co o to, że granie casualowo dla zajawki w mmorpg jest opłacalne i można z tego wyciągnąć pieniądze czy co sięd dzieje tutaj

To idź wytrzeźwieć i wróć tu, jak Ci się uda.

Ktoś pisze, że jest casualem. Ok, a co to znaczy?



Że NIE siedzi godzinami w grze. Że NIE interesuje go bycie najlepszym. Że NIE interesuje go super trudny end-game.



Widzicie zależność? Łatwiej powiedzieć, że się kimś nie jest, niż kim się jest. To udowodniony aspekt psychologiczny - polecam poczytać.</blockquote><p>

Czy ja wiem, czy łatwiej? Dla mnie tam doprecyzowanie, jaką osobą jestem, nie stanowi problemu. Podejrzewam, że to kwestia samoświadomości.

Mnie chodzi o powszechne rozumienie słowa "casual". Casual to nie "noob" (czyli ktoś, kto jest po prostu za słaby i dlatego nikt nie bierze go na raidy) ani "newbie" (czyli osoba dopiero poznająca grę). To po prostu przeciwieństwo hardkorowca. Casual nie spędza wielu godzin na farmie i nie zależy mu na byciu pierwszym w tabeli, a samą grę traktuje jako dodatek do wielu innych hobby. Po prostu loguje się i czerpie z niej przyjemność na swój sposób, np. bawiąc się w odgrywanie postaci z innymi. Dla mnie ta granica jest akurat bardzo łatwa do wychwycenia, bo hardkorowiec i casual stoją naprawdę po przeciwnych stronach barykady.

Jak dla mnie Might ma rację. Kiedyś byłem na takich zajęciach i uświadomiłem sobie, że łatwiej mi mówić kim nie jestem, tak samo łatwiej mi mówić swoje słabe strony/wady aniżeli zalety.

Swoją drogą to już 4 strona o byciu casualem, a o p2w mało kto co pisze. :D

Tekst ciekawy, szkoda, że temat zszedł w inną stronę niż był (LoL/DOTA i bycie casualem/hardcorem). Wcześniej ktoś napisał iż ile ludzi tyle opinii czym p2w jest. Dla mnie p2w jest kiedy używanie z item shopa daje przewagę, którą nie da się nadrobić nie wydając pieniędzy lub można nadrobić, ale tylko przy pomocy długiego grindu. Takim typowym przedstawicielem takiego gatunku jest Nostale od gameforge, gdzie pety dostepne w is są o wiele lepsze niż te do zdobycia w grze, czy niektóre itemy są niezbędne do pvp i dają znaczną przewagę. Oczywiście, wszystko da się kupić na AH, ale za odpowiednią ilością grindu.

Nie wiem czemu wtrąciłaś wątek casual/hardcore, gdyż on nie ma moim zdaniem żadnego znaczenia w temacie p2w. To, ile czasu dana osoba spędza na grze nie pokazuje czy jest casualem czy hardcorem. Hardcore to gracz który czerpnie przyjemność z postępu jaki robi w danej grze, czy to pod postacią gearu, lvla, golda, umiejętności etc (imo). Dla mnie casual to osoba która czerpie przyjemność zwyczajnie z wykonywanego contentu (questy, eventy etc.). Nie ma co wieszać psów na jedną czy drugą grupę, gdyż one są oddzielone wysokim murem (casual nie dostanie się do środowiska hardcore ani hardcore nie będzie chciał być w towarzystwie casuali, oczywiście są wyjątki). Problem jest dopiero wtedy, kiedy casuale żądają by mieli to samo co hardcorowcy poświęcając mniejszą ilość czasu na grę czy omijanie różnych typów contentu (dungi, raidy, pvp). Nie mogę wymyślić przypadku, kiedy to by hardcorzy mieli pretensje do casuali.

Swoją drogą to już 4 strona o byciu casualem, a o p2w mało kto co pisze.

Bo te 2 kwestie sa ze sobą mocno powiązane. Casualowi nie przeszkadza p2w bo nie interesuje go dominacja nad innym graczem a może mu to pomóc szybciej osiągnąc coś co sprawia mu przyjemność.

Gry, zwłaszcza MMO, przestają być rozrywką, a zaczynają być pracą. Pracą, która ma znaczenie dla opłacenia rachunków i fanaberii w prawdziwym życiu.

Ja nie neguje że mozna sobie zarabiać grając w MMO i że sa tacy ludzie. Problemem jest kiedy oni zaczynają oczekiwać ze wszyscy będa tak grać bo to jedyna słuszna droga.

mam odczucie, że brakuje tu jeszcze postu typu szukam gry mam duże wymagania i całe forum byłoby zmieszczone w jednym temacie

A to ja mam wręcz odwrotnie, bo mi z kolei ciężko mówić o wadach. Ale to może dlatego, że przez lata zdążyłam sobie wyrobić odpowiednią postawę.

Jak wspomniał kolega powyżej, odniesienie do casuali pojawiło się nie bez powodu. Dla causala w zasadzie każdy questownik będzie dobrą grą bez p2w, a w przypadku hardkorowców pula dostępnych gier się zawęża, bo oni bardziej interesują się tematem różnic między graczami.

Ja u siebie w gildii mam np. zarówno hardkorowców, jak i casuali. Dogadują się ze sobą bez problemu, chociaż oczywiście nie wszędzie chodzą razem.

Bycie "casualem" jest raczej trudne. (A przynajmniej bycie zadowolonym casualem). Nie zgadzam się, z tym, że casualom nie przeszkadza P2W w grze. Hmm.. zawsze grałem raczej pod wynik, a nawet jeśli nie pod wynik to zależało mi na postępie w grze, rozwoju postaci i wzmacnianiu się. Niestety, czasy szkolne się skończyły, a na grę mam o wiele mniej czasu. Dlatego musiałem (i nadal muszę) sobie powoli uświadamiać, że już nie będę nigdy mógł rywalizować z najlepszymi, że poznane w grze osoby będą trzykrotnie szybciej osiągać zamierzone cele i to zniechęca. Przynajmniej mnie. Próbuję więc czerpać radość z gry i jej contentu, z świata, z walki samej w sobie, czy innych urozmaiceń pobocznych, jednak nie zawsze jest to dla mnie wystarczające. Bardzo często przyłapuję się na tym, że robię już jakiś quest, chłonę każde słowo npc'a, wczuwam się w między czasie podziwiam miejsca jakimi się poruszam, aż nagle nie wiadomo kiedy przeradza się to w nieświadomoe "skip skip skip, run run, itp" aby szybciej, aby postęp. Ciężko jest mi się tego oduczyć, ale wiem, że jeśli tak będę dalej postępował, to nie będę już czerpał radości z MMORPG. Dlatego uwielbiam, dobre gry rpg na single, zawsze gdy wychodzi coś ciekawego to sprawdzam tytuł. Niestety rynek jest dosyć ubogi i dobre gry otrzymujemy raczej rzadko. Teraz nadzieję pokładam w FFXIV, poznałem fajne osoby, które dają mi sporo radości podczas grania samą swoją obecnością i mozliwością właśnie wspólnej gry znimi.

P2W jednak niszczy moim zdaniem każdą grę. Nie ważne kto jak gra, nikt nie lubi niesprawiedliwości. Ja pomimo, że wiem, że nigdy nie zbliżę się do topki i teoretycznie to czy ktoś będzie ode mnie silniejszy 10x czy 100x nie zrobi mi różnicy to sama świadomość, że do tego jeszcze, że ktoś ma przewagę czasową to jeszcze powiększa ją płacąc jest nieznośna.

Luqe, dlatego napisałam "questownik", a nie "grindownik". Questowniki zwykle polegają na tym, że level cap wbija się całkiem szybko (więc osoba, która robi to powoli, może czerpać z tego sporo przyjemności, a przynajmniej ja tak mam). Najgorzej mają casualowi gracze, którzy przerzucają się na grindowniki, w których bez wsparcia IS poziom wbija się zazwyczaj bardzo powoli i nie jest to zbyt satysfakcjonujące.

Hmm.. zawsze grałem raczej pod wynik, a nawet jeśli nie pod wynik to zależało mi na postępie w grze,

I to własnie robilo z Ciebie hardcora nie casuala. Casual to nie jest ktos kto gra mało. Ciągle macie złe pojecie o tym slowie.

Tu chodzi o nastawienie do grania - casual'a nie interesuje czy jest top 10 czy bottom 50 on gra z zupełnie innych pobudek. Jego interesuje miło spędzony czas w grze. Może to być 20 meczy PvP z kumplami w 1 drużynie, robienie dungeonów, farmienie 6h mobków ale ciągle bedzie casualem bo zrobi to nie żeby osiągnąc +8 do DPS'a tylko żeby milo spędzić czas.

Bycie "casualem" jest raczej trudne.

Nie zgodze się. Zostanie casualem jest trudne bo zmienić tok myslenia jest trudno. Jak juz sobie zdasz sprawe że to tylko gra i niema najmniejszego znaczenia to już leci bez problemu. Jak gra nie sprawia przyjemnosci - kończysz z grą. Gildia cię denerwuje? - Zmieniasz gildie. Gosciu płaci i jest od ciebie lepszy? Who cares. Wyluzowane podejście jest podstawą casualingu.

SUBJ1

Jakże szeroko został rozpatrzonym problem "płać by wygrać". I, jakkolwiek szeroko rozeznany przez autorkę został, tak trudnym jest do przeoczenia unikany styl oraz transindywidualny punkt widzenia. Cały tekst, a przynajmniej jego forma, inspirowana była lirykami erotycznymi Kazimierza Przerwy-Tetmajera. Otoczka perwersji unosiła się nade mną podczas czytania, i choć wstyd przyznać - parę minut po. Argumenty przywołane przez autorkę wywołały we mnie, już dawno opisywane przez starożytnych Greków, katharsis. Esencja myśli autorki odwołuje się (A CO WAŻNIEJSZE - PRZEŁAMUJE) do tego, co siedzi w nas najgłębiej, czyli freudowskiego Id, Ego i Superego, a rozpatrzone jest ono w tym przypadku według myśli francuskiego psychoanalityka Lacana. "Płać by wygrać" - nieuchronna walka w nas samych, którą potrafią wygrać nieliczni by osiągnąć dobre życie i poczucie własnej wartości.

P2W - dwie litery i jedna cyfra. Trzy znaki leniwie wklepane w klawiaturę. Skrót, który na dobrą sprawę mógłby oznaczać wszystko. Tak naprawdę posiada jednak moc rażenia bomby atomowej - jest potworem, którego choćby domniemane pojawienie się sprawia, że gracze chcą uciekać z krzykiem. Czy jednak zawsze jest przed czym uciekać?

Moja przygoda z grami MMO trwa w zasadzie od niedawna. Wychowałam się na grach typu single-player, a moja miłość do elektronicznej rozrywki pojawiła się jeszcze w czasach, kiedy postacie składały się z zaledwie paru pikseli, wirtualna rzeczywistość kojarzyła się jedynie z filmem "Kosiarz umysłów", a Internet był czymś w rodzaju artefaktu, o którym słyszało się, że ktoś go posiada, ale dziwnym trafem nie wiedziało się, co to takiego i do czego służy. To były czasy, kiedy największą przyjemność z gry dawała sama wyobraźnia gracza, jego dopowiadanie sobie zdarzeń i sposób odbierania świata, zwykle mocno ograniczonego i ubogiego. O grach online nikt wtedy nie myślał, więc trzeba było wyciskać soki z tego, co było. A było niewiele.

To również sprawiło, że kiedy gram dzisiaj, staram się dostrzec przede wszystkim to, co dany tytuł oferuje, a nie to, czego nie daje. Jeśli mogę grać za darmo, to cieszę się, że jest to możliwe. Jeśli nie - sprawdzam, czy abonament jest opłacalny. Nie muszę być pierwsza w rankingu, bo wiem, że to niemożliwe i że gdzieś w Korei jest dziecko z bardziej wypasionym sprzętem i lepszą koordynacją wzrokowo-ruchową od mojej, i choćbym wydała mnóstwo pieniędzy, nie byłabym w stanie się z nim mierzyć. Tak, jestem przedstawicielką tego pogardzanego gatunku graczy, których nazywa się casualami. Dla mnie większą przyjemnością jest eksploracja świata i wchodzenie w interakcje z innymi postaciami niż walka o podium. Podejrzewam, że głównie dlatego, że za moich czasów tego zwyczajnie nie było. Dla mnie to jest ciągle efekt WOW.

Nie oznacza to jednak, że nie dostrzegam powodów, dla których grają inni. Niedawno znajoma powiedziała mi, że jej mąż nie gra w MMORPG po to, żeby grać, ale po to, żeby wygrać. Rywalizacja jest wpisana w naturę wielu z nas. Chcemy, żeby to właśnie nasz bohater był pierwszy w tabeli rankingowej, żeby wszyscy znali jego imię i drżeli ze strachu na myśl o potyczce z nim. Chcemy, żeby to nasza gildia jako pierwsza pokonała nowego world bossa. Chcemy w tym wirtualnym świecie być kimś więcej niż tylko kolejną stworzoną przez gracza postacią. Wsiąkamy więc w świat danej produkcji, zastanawiając się, jak najszybciej móc rywalizować z tymi, którzy mieli takie ambicje przed nami, i odebrać im koronę zwycięstwa. Otwieramy więc zakładkę z Item Shopem i w panice odkrywamy, że znajduje się w nim potion na boost do expa. Wychodzimy z klienta i biegniemy na forum, aby ostrzec innych graczy, że gra jest P2W, bo każe nam płacić za to, żeby szybciej dogonić tych, którzy poświęcili na rozwijanie swojej postaci miesiące, a może nawet lata, a to jest niesprawiedliwe. Bo jest niesprawiedliwe, prawda? Prawda?

Nie.

Oczywiście takie przedstawienie sprawy jest dużym uproszeniem, ale mam nadzieję, że dobrze obrazuje problem, a problemem tym w znacznej mierze są sami gracze. Gracze, którzy buntują się przeciwko włożeniu większej ilości wysiłku, żeby dogonić "topkę", i jednocześnie narzekają na casualowość gry. Gracze, którzy chcieliby od razu mieć to, co bohaterowie innych graczy na endgamie, ale jednocześnie reagują histerią na możliwość kupienia gotowej postaci w Item Shopie (tutaj powstrzymuję się od oceny, czy taka opcja w ogóle powinna mieć miejsce). Gracze, dla których umieszczenie w sklepie nawet kosmetycznych gadżetów potrafi podchodzić pod P2W. Gracze, dla których samo istnienie takiego sklepu już przyszywa grze łatkę nieprzyjaznej "darmozjadom". Trzeba spojrzeć poza czubek własnego nosa i uświadomić sobie, że niesprawiedliwe byłoby dopiero dawanie przez wydawców wszystkim wszystkiego (i abstrahuję tutaj od gier MOBA czy sieciowych strzelanek, bo utrzymanie takich tytułów "od kuchni" wygląda zupełnie inaczej niż w przypadku MMORPG-ów). Gdybym sama spędziła w grze kilka lat, inwestując w nią swój czas i dopieszczając postać pod każdym możliwym względem, a potem dowiedziała się, że inni za pieniądze mogą sprawić sobie podobnie wyexpionego bohatera, to czułabym się głęboko rozczarowana. Jednak osobiście samego sprzedawania takiej postaci nie uznałabym za praktykę P2W, ponieważ jest to rozwiązanie przeznaczone dla tych, którzy znają już mechanikę danej klasy, są nastawieni na endgame i chcą pominąć żmudny etap levelowania. Oczywiście zdarzają się i tacy, którzy kupują gotową postać, łudząc się, że przy jej pomocy zawojują świat - to złudzenie szybko jednak przemienia się w poczucie źle wydanych pieniędzy i taki bohater nie jest dla "topki" żadnym wyzwaniem. Zapłacić 20 dolarów i zrobić z siebie pośmiewisko? Widać niektórzy to lubią.

Dla mnie P2W jest pojęciem silnie uzależnionym od słowa "win", a nie od słowa "pay". Polityka wydawcy staje się dla mnie P2W dopiero wtedy, kiedy w sklepie możemy zakupić przedmioty, które w sposób realny sprawiają, że nie mamy z płacącym graczem większych szans pomimo podobnego, a nawet większego skilla. Nie obchodzi mnie to, że ktoś zapłaci i dzięki temu szybciej osiągnie maksymalny level, bo dzięki temu ja zyskuję czas na lepsze poznanie mechaniki gry. Przeszkadza mi jednak fakt, że nie mogę nawet podejść do gracza, który teoretycznie jest na moim poziomie rozwoju, ale dzięki zainwestowaniu realnych pieniędzy ma o wiele lepsze statystyki i gear. Nie przeszkadza mi to, że ktoś dzięki pieniądzom może przeznaczyć na grę nieco mniejszą ilość czasu niż ja - jeśli jej dobrze nie pozna, to areny PvP i tak nie zawojuje.

Przeszkadza mi natomiast inna rzecz - bardzo często stosowana przez wydawców reguła - nieco mniej znana i trochę mniej straszna, ale również potrafiąca doprowadzić do białej gorączki. Bardzo często na forum spotykam się ze stwierdzeniami typu: "Ta gra nie jest P2W, bo wszystko możesz w niej wyfarmić i kupić na AH". Pytanie brzmi jednak, jakim kosztem. Być może komuś przyjemność sprawia robienie przez 6-7 godzin dziennie tego samego i zostawianie na noc włączonego komputera, żeby jedynie mieć szansę zbliżyć się do możliwości, które otrzymują płacący gracze, ale dla mnie to żadna frajda. Jest to sytuacja, w której teoretycznie nie ma P2W, ale w praktyce różnica między płacącymi i niepłacącymi graczami jest kolosalna. To nie jest kwestia drobnych ułatwień, a procederu, który ma na celu tak obrzydzić produkcję, żeby gracz sam doszedł do wniosku, że w sumie lepiej będzie zapłacić. Sama kiedyś próbowałam coś osiągnąć w tego typu MMORPG-a i poległam po naprawdę wielu przegranych godzinach, bo zamiast czerpać przyjemność, czułam jedynie narastającą irytację. Wierzcie mi lub nie, ale nawet totalnemu casualowi ciężko jest czerpać przyjemność z rozgrywki, kiedy musi wypruwać z siebie trzewia, żeby jedynie popchnąć cokolwiek do przodu. P2W jest o tyle bezpieczniejsze, że jest widoczne od razu - wchodzimy w IS i mniej więcej wiemy, czego możemy się spodziewać. Tutaj jest gorzej, bo istnienie tego procederu uświadamiamy sobie dopiero wtedy, kiedy już wciągniemy się w dany produkt i nie chcemy od niego odchodzić. Bardzo często nawet nie dostrzegamy tej subtelnej różnicy, ciągle wmawiając sobie, że przecież chodzi o drobiazg. I jesteśmy w pułapce, z której nie chcemy się wydostawać, więc kombinujemy jak koń pod górę, byleby jedynie móc wyjść na swoje.

Nie oceniam ludzi, którzy tak robią, bo dopóki sprawia im to osobistą przyjemność i jest to dla nich element składowy gry w MMORPG, to wszystko jest w porządku. Ja jednak jestem innym typem gracza. Jestem casualem, a nawet casual lubi mieć poczucie równości z innymi.

Ten tekst jest efektem moich osobistych przemyśleń i raczej jedynie zahacza o temat, niż go w jakikolwiek sposób wyczerpuje. Być może wyciągnięte przeze mnie wnioski są zupełnie nietrafne i popełniłam powyżej stek bzdur, ale chciałam się nimi z Wami podzielić, a wszelkie wątpliwości mężnie wezmę na klatę. Dodam też, że podczas pisania nie myślałam o żadnych konkretnych grach i nie chciałabym, żeby tekst został odebrany jako ukryta krytyka jakichkolwiek tytułów. Wręcz przeciwnie - jeśli gracie w produkcje, które zdają się stosować powyższe praktyki, to napiszcie o tym, jak to naprawdę wygląda i jaki jest ich rzeczywisty wpływ na rozgrywkę. Jeśli oczywiście chcecie.

Bo czy takie P2W straszne, jakim je malują?