Blade&Soul zbliża się do update 2.0 wraz z nowym, rewelacyjnym trailerem
Muszę przyznać, że wraz z każdą nowinką nadlatującą ze wschodniej Azji rośnie we mnie rozczarowanie, a także zazdrość. Naprawdę miałem nadzieję, że Blade & Soul zobaczymy w wersji globalnej najpóźniej w drugiej połowie tego roku, ale niedawno została ona zmiażdżona przez oficjalną zapowiedź MMORPG od NCSoftu na rok 2014.
Tymczasem w Korei Blade & Soul zbliża się powoli do swojej pierwszej rocznicy, a wszystkie oczęta spoczęły na nadchodzącym update 2.0: Mt. Baekcheong. Wprowadzi on nowe lokacje, bossy, instancje, umiejętności oraz cały rozdział fabuły wciąż krążącej wokół tej niedobrej pani w czarnym, która wymordowała królikowego mistrza i naszych przyjaciół.
Zapoznajcie się z trailerem, warto.
*Ozonek
W tym tygodniu zamiast portalowych recenzji znajdziecie coś znacznie, znacznie lepszego - listę TOP10 ulubonych gier MMO (i MMO-pochodnych) każdego z obecnych Redaktorów.
Zaczynając od dzisiaj, co 24 godziny będziemy publikować jedną z list (teraz Nvminer, jutro - Siemień, piątek - Algaist, sobota - Ozonek, niedziela - guru), aby dam wam jakiś wgląd w nasze, ukochane tytuły, które w jakiś sposób ukształtowały nasze gusta i pogląd na obecną generację gier.
Koniec ogłoszeń, czas oddać głos Nvminer'owi. Zapraszam.
Dziesiąte miejsce otrzymuje gra, której świat po prostu mnie urzekł i sprawiał, że nie raz, nie dwa chciałem jak głupi pobiegać i pozwiedzać wszystko, co ten tytuł ma w środku. Mowa tutaj o Guild Wars 2.
Gra ta otwiera moje zestawienie ze względu na to, co ma do zaoferowania. W swojej przygodzie z grami MMORPG zawsze najbardziej zachwycam się przedstawionym światem i możliwością jego eksploracji. Dlatego właśnie Guild Wars 2 było i cały czas jest dla mnie wspaniałym doświadczeniem. Z każdym wejściem do tego cudownego świata jestem w stanie odkryć nową lokacje, której jeszcze nie miałem okazji zwiedzać. Co jednak sprawiło, że gra znalazła się tutaj, a nie gdzieś wyżej? Szczerze powiedziawszy mimo tych wszystkich zachwytów, to gra jest trochę nużąca. Owszem, lubię zwyczajnie biegać, słuchać historii, która jest przedstawiona, jednak nie jest to jeszcze to, co wprowadza mnie w głęboki zachwyt. Nie jest to produkt, która zapiera mi dech w piersiach. Co nie zmienia oczywiście faktu, że gra się bardzo przyjemnie i na godzinkę, dwie zawsze sobie wrócę.
Kolejna gra już nie przedstawia wspaniałej historii, czy pięknego świata, jest jednak w niej coś innego. To właśnie to coś sprawia, że odnajduje się w świecie zdominowanym przez krwiożercze zombie. The WarZ, czy też Infestation: Survivor Stories, jest tytułem, który lokuje się na dziewiątym miejscu mojego zestawienia.
Czemu akurat ta gra? Ponieważ dostarcza niezliczone ilości zabawy, dreszczyku emocji i chęci przyłożenia się do tego, co się robi. Nie jest to świat, w którym wystarczy machnąć ręką, żeby zdobyć wszystko. Trzeba się naprawdę natrudzić, żeby przetrwać. Nigdy nie wiadomo, czy na swojej drodze nie spotkamy innego, nieprzyjemnego ocalałego, który najzwyczajniej w świecie wbije nam nóż w plecy, czy też wpakuje kulkę w głowę. Jedynym mankamentem tej gry jest fakt, że granie samemu nie sprawia praktycznie żadnej radości, a wręcz przeciwnie, dostarcza mi frustracji. Bieganie jest po prostu trudne. Odległość między lokacjami, w których coś się znajduje, jest duża. To sprawia, że biegnąć samemu przez las, (Czasem nawet 20min) jesteśmy najzwyczajniej znudzeni. Wiadomo, że z grupą zawsze gra się raźniej, jednak ta gra stawia bardzo duży nacisk na to. Nie jest to oczywiście tak, że nie próbowałem biegać bez pobratymców. Owszem, starałem się, jednak zawsze kończyło się to tragicznie. O wiele przyjemniej gra się w małej grupie. Emocje towarzyszące wchodzeniu do ciemnego miasta, w którym nie masz pojęcia, co się kryje za rogiem, są bezcenne. Gra jednak nie jest perełką. Pomijając utrudnione możliwości grania solo, istnieją także inne lekko irytujące rzeczy. Jedną z nich jest chociażby drewniane zachowanie zombie. Te zamiast mózgu (Czy też jego braku zważywszy na zainfekowanie) mają deskę, która każe im tylko biegać za śmiałkiem wchodzącym na ich teren. A czasem i to się im nie udaje, gdyż blokują się w przejściu, czy innym miejscu. Zdecydowanie ta gra wymaga dopracowania. Nie zmienia to jednak faktu, że dostarcza dużo zabawy i chętnie do niej wracam. Dlatego właśnie przypadło jej zasłużone dziewiąte miejsce.
Tytuł lokujący się na ósmym miejscu jest połową młodych lat, w których dopiero zaczynało się przygodę z MMO. Chodzi tutaj o MMOFPS, a konkretniej Wolfenstein: Enemy Territory.
Zabierając się za listę, wiedziałem, że tego tytułu nie może zabraknąć. Był on dla mnie swojego rodzaju wstępem do całego świata tego typu gier. Zabawy, co nie miara i jedynie pozytywne wspomnienia z tamtego okresu. Mimo to jednak gra się już zestarzała i mimo wspaniałej rozgrywki, jaką oferuje przesiadłem się na nowsze tytuły, które godnie zastępują mi tą perełkę. Zdecydowanie, co zasługiwało na plus dla tej gry jest możliwość grania różnymi klasami, które dodatkowo mogło się szkolić w tym, co robiły. I tak chociażby medyk pomagając sojusznikom zyskiwał kolejne odznaczenia. Dzięki temu gra stawała się czymś więcej, niż zwykłym FPS. Oferowała rozgrywkę, która starczała na długie godziny. Wymagała także nie lada umiejętności. Jedynym słowem to, czego właśnie szukałem w tamtych czasach.
7. Przechodząc dalej, czas wejść w uniwersum, które pewnie większość ludzi zna. Star Wars: The Old Republic ląduje na siódmym miejscu mojego zestawienia.