Jesienny kącik sentymentalny, czyli za czym tęsknię w grach MMORPG

Dodany przez guru prawie 11 lat temu
34 9547
Jesienny kącik sentymentalny, czyli za czym tęsknię w grach MMORPG

Za oknami smutno, szaro i deszczowo, ludzie "ukryli" się w swoich domach i mieszkaniach, ci którzy wyjść musieli, ubrani są od stóp do czubka głowy. Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią nam, że w końcu nadeszła jesień, dla jednych najgorsza, dla innych - w tym dla mnie - najlepsza pora roku. Zapytacie pewnie dlaczego? Odpowiedź jest oczywista, a przynajmniej dla każdego gracza być powinna. Otóż bez żadnego sensownego powodu możemy spędzać godziny przed monitorami naszych pecetów, a za wszystko obwiniać "dramatyczne" warunki pogodowe, jesienną depresję i co jeszcze nam przyjdzie na myśl w te, bądź co bądź, chłodne wieczory.
Jednak jesień to nie tylko ciepły koc, gorąca herbata i tabletki z witaminą C, zażywane profilaktycznie (pozdrowienia dla wszystkich mam!). Jesień to przecież czas, w którym większość ludzi zaczyna zastanawiać się nad swoim życiem i sprawami z nim związanymi. Nie inaczej jest i ze mną, z tą subtelną różnicą, że ostatnimi czasy w miejsce słowa "życie" muszę wstawić "co dzieje się z rynkiem MMO"... No cóż, każdy ma swoje priorytety.

"Naukowcy ostrzegają przed zmianami klimatycznymi"

Pamiętam, jakby to było wczoraj (bardzo oklepany tekst, prawda?) a minęło już tyle lat... Koledzy z podwórka po meczu, mówią mi, że mają fajną gierkę, trochę słaba grafika, ale można "pograć w kilku" i zabijać smoki! Pewnie większość z Was od razu pomyślała o Tibii? Jeżeli tak, to był strzał w dziesiątkę. I uprzedzam pytanie, które zapewne pojawiło się w Waszej głowie: nie, nie będę pisał o tym, że ta gra to legenda. Chodzi tylko i wyłącznie o fakt, że był to mój pierwszy MMORPG, od którego wszystko się zaczęło. Dopiero po nim przyszły kolejne tytuły takie jak: MU Online, Knight Online (ach to online), World of Warcraft... Każda z osobna posiada jeden wspólny mianownik z pozostałymi, który jest również głównym punktem tego akapitu. Chodzi oczywiście o klimat (chociaż dla wielu nie jest to tak oczywiste jak dla mnie). Dla dzieciaka sam fakt, iż może stworzyć własnego bohatera, odkrywać nowe mapy, zadania, przedmioty, potwory, był wystarczającym impulsem, aby "zakochać się od pierwszego wejrzenia". W tym miejscu chciałbym opowiedzieć Wam krótką anegdotę, która pozwoli wytłumaczyć mi, co mam na myśli czepiając się tego "klimatu".

Miałem jakieś 13 lat, gdy zaczynałem grać w WoW'a. Nie oszukując, ja, tak jak większość ludzi w tym wieku, nie byłem nader zainteresowany nauką, więc i wiedzy w głowie nie było za wiele. Pewnego popołudnia po szkole, postanowiliśmy z kolegą wykonać trudne (a przynajmniej wtedy tak nam się wydawało) zadanie. Gdy byliśmy na miejscu, zaatakowała nas grupa nocnych elfów. Jak na newbie przystało, nie wiedzieliśmy dlaczego to zrobili i zaczęliśmy lekko panikować. Przez kolejne 10 minut po każdym wskrzeszeniu, byliśmy zabijani, natomiast kolejne 30 min obmyślaliśmy "plan ucieczki" przed naszymi oprawcami, co po kilku próbach się udało. Potem okazało się, że nie byli to gracze, tylko NPC z przeciwnej frakcji. Po latach historia ta wywołuje u mnie bardzo duży uśmiech na twarzy. Kiedyś każda błahostka była czymś ciekawym i nowym, co traktowało się śmiertelnie poważnie. Tak samo było ze śmiercią w Tibii, co potem było szeroko komentowane na osiedlu. I właśnie tego brakuje mi we współczesnych MMORPG. Każdy tytuł nastawiony jest na end-game, żaden twórca nie zwraca już uwagi na to, by gra miała niepowtarzalny klimat, aby "wgniatała w krzesło" od samego początku przygody. Nie ma już w grach ciekawych smaczków, do których musimy dojść sami. Producenci prowadzą nas za rękę przez każdy, pojedynczy aspekt rozgrywki... A na dobrą sprawę, wszystkie ciekawe wspomnienia, które zapadły mi w pamięć (przez prawie 10 lat z MMO) są powiązane właśnie z tymi pozornie nic nieznaczącymi błahostkami. To one sprawiały, że po każdym odpaleniu gry, próbowałem znaleźć coś nowego, czego nikt inny jeszcze nie widział. Niestety, nic nie wskazuję na to, że obecnie panujący trend ułatwiania rozgrywki ma w najbliższej przyszłości ulec zmianie..

(na zdjęciu legendarna już Ultima, słynąca z niepowtarzalnego klimatu, tworzonego przez samych graczy)


Przez uszy do serca

Podobnie sprawa ma się do innego aspektu, którego ostatnio w sieciówkach ze świecą szukać. Bardzo brakuje mi solidnych, klimatycznych soundtracków (chociaż mam tutaj wyjątek od reguły, ale o tym za chwilę). Kiedyś grając w MMO, podstawą były słuchawki szczelnie założone na uszy dzięki, którym na kilka(naście) chwil byłem kompletnie odcięty od świata zewnętrznego. Teraz zamiast wsłuchiwać się w muzykę zaserwowaną nam przez twórców, zamieniam ją na własną playlistę. Soundtrack powinien przecież oddawać emocje panujące w krainie, mieście czy lochu. Ja natomiast przemierzając fikcyjny świat, słyszę ciągle jeden utwór z kilkoma wariacjami, ciągnący się w nieskończoność. Jak gracz ma się wczuć w produkcję, skoro sami twórcy większą część funduszy wolą przeznaczyć na falujące biusty pięknych pań i umiejętności wystrzelane z ogromnych broni? Moim zdaniem, spłycanie całości do wrażeń wizualnych zabija ten gatunek i nie ma się co dziwić, że największe zyski przynoszą tytuły, które powstały lata temu jak np. pierwszy Lineage. Oczywiście zdarzają się i wyjątki, chociażby Blade & Soul, ale to tylko pojedyncze przypadki. Nie będę wypowiadać się o rozgrywce, ponieważ grałem zbyt krótko aby ją ocenić, jednak sam świat jest wprost cudowny. Czuć orientalny klimat, muzyka płynąca z głośników czule "gładzi" uszy. Zostałem wręcz zmuszony, żeby zamiast questów i zabijania kolejnych mobów pochodzić chwilę po mapie i wczuć się w lecący utwór. Za to twórcom należą się ogromne brawa. Tego brakowało mi w wielu innych MMO, które ostatnio testowałem. Powiecie pewnie, że to gameplay, a nie muzyka świadczy o jakości gry? Oczywiście jest w tym dużo racji, ale czy jest coś złego w tym, że lubię być rozpieszczany dźwiękami jakie tytuł ma do zaoferowania? Na grywalność składa się przecież wiele aspektów a dla mnie jest to jeden z nich.

Wars... znaczy Azeroth Shore!

To o czym pisałem powyżej to jednak nic, w porównaniu do tego, czego brakuje mi najbardziej w nowych produkcjach. Starsi gracze na pewno pamiętają godziny spędzane na jednym spocie i mozolne wbijanie leveli. To właśnie tam tworzył się wirtualne więzi, a czasem nawet przyjaźnie. Kiedyś słowa MMO znaczyły tyle, że w pojedynkę nie osiągniemy zbyt wiele. Wspólne grindowanie, hunty, questy - bez zgranej ekipy nie mieliśmy czego szukać na wyższych poziomach. To właśnie z tymi ludźmi, których poznałem lata temu, mogę nadal pograć w nowe masywne sieciówki i wspólnie z nimi spędzić kilka godzin tygodniowo (niestety obowiązki nie zawsze pozwalają na więcej). A jak jest teraz? Teraz niemal każde "mmo" (tak, celowo napisałem to z małej litery) możemy przejść praktycznie w pojedynkę. Przykłady? Chociażby SWTOR, GW2 (w którym level cap mogliśmy osiągnąć bez wykonania jakiejkolwiek misji i zabicia potwora) czy nadchodzący wielkimi krokami sieciowy Elder Scrolls, którego twórcy od początku wręcz podkreślają (!), że gra będzie do przejścia samemu. Co? To jakiś żart?! Niestety nie... Nie chodzi o to, że uważam te gry za słabe, wręcz przeciwnie, każda z nich wniosła (lub prawdopodobnie wniesie) coś ciekawego do gatunku. Problem w tym, że to producenci świadomie popychają gracza do solowej rozgrywki. A przecież to jest odwrotność definicji Massive Multiplayer Online. Oczywiście grających w żadnym stopniu nie można za to winić. To twórcy na każdym kroku szukają dodatkowych zysków. Zgadzam się, że pieniądze są nieodłącznym elementem produkcji gier ale o zgrozo, RPG to nie to samo co MMORPG, FPS to nie to samo co MMOFPS, a RTS to nie to samo co MMORTS... To właśnie ludzie i więzy między nimi tworzą unikalny klimat, chęć rywalizacji i odkrywania tego co nowe. Boję się tylko, że część twórców zapomniała o tym co jest esencją MMO.

Na zakończenie

Czytając swój tekst raz jeszcze w celu wyłapania błędów, przeszła mi przez głowę pewna straszna myśl. Jestem cholernie zrzędliwy i krytyczny, a jak wiadomo są to cechy ludzi starszych. Może to wcale nie gry straciły na jakości, lecz ja wyidealizowałem swoje wspomnienia z nimi związane? Hmm.. Ja wcale staro się nie czuję. Może po prostu zbyt wiele wymagam od nowych tytułów? Przecież weszliśmy w erę "next-genów" więc to chyba normalne, że oczekuję innowacji? A może chodzi o narodową mentalność i chęć narzekania dla samego narzekania? Szczerze w to wątpię. Ten "powrót do przeszłości" to nie sposób aby znaleźć sobie powód do narzekań, lecz dla gracza w moim wieku to właśnie tytułowy kącik sentymentalny. Kto z nas nie lubi czasem powspominać sobie starych (ale nie aż tak starych) czasów? To czy właśnie te stare tytuły były lepsze od obecnych pozostawiam Wam, a ja sam wracam do narzekania na jesienną aurę przy ciepłej herbacie.

 

Krysowski

 


34 Komentarzy


Ostatnie gry

Najnowsze filmy z naszego YouTube