Recenzuję RF Online

Dodany przez guru ponad 11 lat temu
7 9556
Recenzuję RF Online

guru versus Legenda gier MMORPG. Kto wyszedł zwycięski z tego pojedynku?

Zapraszam dalej.

Fajnie czasami pograć sobie w MMORPG, który został stworzony według „starej szkoły” robienia gier, bez ułatwień i bez traktowania swojego, potencjalnego gracza jako upośledzonego umysłowo debila, który nie potrafi ani czytać, ani myśleć samodzielnie. I nie mówię o latach 1995, nie mówię nawet o początku 2000 roku, tylko o połowie ubiegłego dziesięciolecia, kiedy RF Online wchodził na rynek. Teoretycznie, nie jest to zbyt odległa data, praktycznie, przez te 7-8 lat zmieniło się prawie wszystko.

Na lepsze? To już zależy od… daty urodzenia

Stara szkoła, stare zasady

- Dzień Dobry producenci

- Dzień Dobry Pani Nauczycielko

- Witam na lekcji robienia gier MMORPG. Pierwsza zasada. Olewacie PvE i skupiacie się przede wszystkim na walkach PvP.

- Dobrze Pani Nauczycielko

Stawiam piwo, że tak właśnie wyglądała pierwsza lekcja w „starej szkole” robienia MMORPG’ów, która niestety odeszła już do lamusa. Jednak Rising Force  (z racji swojego wieku) załapał się jeszcze na ten wykład i bardzo dokładnie skorzystał z zawartych wskazówek.

Ale żebyśmy się dobrze zrozumieli. PvE było, jest i będzie, ale zostało sprowadzone do nic nieznaczącego grindu

Słownik archaimzów:

Grind – sposób zdobywania kolejnych poziomów w grach MMORPG, polegający na wielogodzinnym biciu – najczęściej – jednego typu mobka, z którego korzystały całe drużyny. Kilka lat temu został on wyparty przez tzw. quest-grind, przystosowany do nowego targetu graczy.

Który jest jedynie nudną, żmudną i pozbawioną fajerwerków drogą do głównego celu. Nie ma tutaj ani ekscytujących dungeonów, ani zbieractwa, ani czegoś głębszego, czegoś, co przytrzymałoby nas dłużej przy mokach. Pewnie dlatego tak wiele osób wymiękało na tym etapie rozgrywki, nie wiedząc, jakie skarby czekają ich dalej. Choć w sumie im się nie dziwię – jest to męczarnia, dla ciała i dla umysłu, okupiona godzinami/setkami płaczu i zgrzytania zębów. ale koniec końców… opłaca się.

PvP to już przysłowiowa wisieńka na torcie.  Na każdym kroku czuć ducha rywalizacji pomiędzy frakcjami (podobne uczucie miałem wcześniej tylko w Knight Online), tak bardzo, żę nie możemy się już doczekac kolejny masowych wojen, które może z widoku obserwatora wyglądają niezbyt efektownie, ale w środku akcji są już inną bajką. Zaryzykuję stwierdzenie, że to jedno z lepszych PvP w historii sieciówek, ale zgodzą się z nim tylko ci, którzy „pokonali” grind, spędzili w RF Online więcej niż naście dni, a przede wszystkich kochają potyczki na żywych graczy, bo takich osób jest niestety coraz mniej. Powiedziałbym nawet, że jest to wymierający gatunek. Częśćiej spotkamy już teraz użytkowników, którzy stawiają na bezpieczeństwo swoich postaci i nie chcą babrać się w Player vs Player, pewnie ze względu na (brak) skilla i bardziej wymagających przeciwników, którzy nie są już tylko bezmózgim, sterowanym przez komputer algorytmem. Dla takich osób nie było, nie ma i nie będzie miejsca w produkcie CCR.

To nie podróbka, to oryginał

Rising Force szanuję jeszcze za jedno. Za to, że jest to prawdziwy – w pełnym tego słowa znaczeniu – HYBRYDOWY MMORPG, bez udawania i bez kopiowania od kogoś innego. To klasa sama w sobie, gdzie 70% science-fiction w umiejętny sposób miesza się z 30% fantasy (mówię o grze, nie o procentach w alkoholu), nie powodująć mętliku w głowie. Futurystyka może i jest dominująca, ale znajdziemy tutaj ewidentne nawiązania do wcześniejszych epok, czy to w orężach niektórych klas, czy w wyglądach potworów, czy projektowaniu pewnych obszarów na mapie. Fajnie, że twórcy opierali się nie tylko na przyszłości, ale także na przeszłości świata. Wyimaginowana wyobraźnia to przecież nie wszystko, a tutejsza mieszanka spodoba się zarówno fanom sci-fi, jak i osobom, które preferują bardziej staroświeckie rozwiązania.

Starość nie radość

8 lat na runku MMORPG, to tak mniej więcej ~ 50 lat w czasie rzeczywistym. Nic więc dziwnego, że po takim okresie dopadają nas pewne, jakby to powiedzieć naturalne dolegliwości. Nie inaczej jest z RF Online, które po prostu... zestarzało się. Pod względem wizualnym - co niestety muszą przyznać z bólem - jest to już pułap gier via www. Motoryka również kuleje, szczególnie, gdy popatrzy się na dynamikę non-targetów, lub nawet zwykłych, ale troszkę nowocześniejszych point’n’clików. Podobnie z ilością ras i klas postaci, które nie robią już takiego wrażenia jak w 2006 roku. Są to już przecież wystarczające powody, aby nie zaprzątać sobie nim głowy.

Przyznam się, że nawet moja osoba, osoba, która starsze gry MMO darzy wielkim sentymentem, uległa czarowi nowoczesności… i skończyła już przygodę z Rising Force, chyba trochę zbyt wcześnie, biorąc pod uwagę moje dawne osiągnięcia. Sam się zastanawiam, czy powodem była akurat starość tytułu, czy może mądrość przysłowia, że „nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki” (RF Online wróciło przecież zza światów, a wersja EU wystartowała dopiero w ubiegłym tygodniu). Chyba to drugie. Choć skłamałbym, gdybym nie patrzył również na stronę graficzną. Mam oczy (jeszcze sprawne, dziękuję) i podobają mi się ładne rzeczy, a RF - najbardziej atrakcyjny - okres nastoletni ma już dawno za sobą.

Do dwóch razy sztuka

Zacznę od pytania. Gdzie jest miejsce dla legend? W muzeum? Blisko. W galerii sław. Tam właśnie powinien trafić RF Online. Nie teraz, ale w 2008 roku, kiedy jego sława osiągnęła apogeum bytowania. Zamiast być mentorem dla przyszłych pokoleń producentów i przykładem, jak powinno się robić dobre gry MMORPG, jego cudowne zmartwychwstania, reaktywacje i powstawanie nowych wersji gry, rozmieniły go na drobne, a znaki czasu odcisnęły na nim swoje piętno, przez co stracił również na autentyczności… i grywalności.

Wtedy bez mrugnięcia okiem dałbym mu 5/6, teraz muszę być bardziej krytyczny, dlatego wystatawiam… 

 

+3/6

 

guru


7 Komentarzy


Ostatnie gry

Najnowsze filmy z naszego YouTube