Recenzujemy Legend of Silkroad
Nostalgia... Nie wiele gier jest w stanie ją wywołać. Myśląc o tym mam przed oczami poważne godziny expienia ze znajomymi na TS lub Skype. Ciągłe myślenie o grze nawet jak jestem w szkole. Myśli, które nie dają spać, póki czegoś nie sprawdzę lub nie spróbuje. Pamiętacie Silkroad'a? Takie uczucia wywołuje właśnie ten tytuł. Te pierwsze spotkanie z questami w stylu zabij 500 mobków – bezcenne. To on nauczył mnie czym jest hiper grind poziomów oraz skill pointów. Nadszedł „wielki sequel”, czyli Legend of Silkroad, który karmił nas screenami oraz informacjami, podbijając naszą chęć na kolejny grinder na lata. Tak naprawdę to zwykły kloc, który można śmiało rzucić o ścianę, aby odbijając się trafił do sracza, a nam pozostaje już tylko nacisnąć spłuczkę...
Hiper grind na nowo?
Wchodząc do gry liczyłem, że poczuję ten klimat. Ten świeży powiew, który czułem kiedyś. Ekscytację pomieszaną z niepewnością, a poczułem kicz i tandetę. Wprost jak z chińskiej fabryki... Gra ani nie posiada tych fajnych ras i podziału na używaną broń – wiecie o czym mówię, jeżeli graliście. Przez co dawne build'y typu Fire Glavie nie istnieją, niestety. Do wyboru otrzymujemy dwa państwa/miasta/frakcje, czyli Rzym i Persję. Istnieje jeszcze jedna ikonka, która pozostaje nieaktywna i wydaje mi się, iż chodzi o Chiny lub ogólnie Azję. Tak więc klas mamy po dwie, co w porównaniu z oryginałem prezentuje się mizernie. Zależą one od wybranej strony konfliktu, o ile mogę to tak nazwać. I tak Rzym posiada Maga i Rycerza, zaś Persja zwinnego Assassina lub Łucznika. Customizacja nie jest jakaś niesamowita i oto mamy do dyspozycji tylko wybór płci i jakieś podstawowe fryzurki itp. standardowe ustawienia. Uważam, że modele postaci są bardzo ładnie zrobione, a do animacji nie mogę się przyczepić, ponieważ o dziwo poruszają się jak ludzie.
Po stworzeniu postaci wchodzimy do gry, pojawiamy się w lokacji startowej i niestety dociera do nas, że nie jest to ten sam Silkroad, który przykuł wszystkich do komputerów. Jest jakiś taki nijaki. Nie zrozumcie mnie źle, oświetlenie jest fajne, modele i tekstury stoją na niezłym poziomie (oczywiście, że to nie CryEngine 3), aczkolwiek brakuje tej iskierki, tego polotu i elementu zaciekawienia. Brakuje też populacji, ponieważ grałem i grałem, a nawet jednej osoby nie byłem w stanie spotkać czy to w początkowym mieście czy na expowisku. Dużo MMO obecnie cierpi na taką „chorobę”. Zwłaszcza te, które nie są dopracowane.
This is so wrong…
Pamiętacie swoje pierwsze granie w Silk'a? Nie prowadził nas za rączkę, tylko podpowiadał jaki quest można by zrobić na obecnym poziomie. Tutaj też jest podobnie, aczkolwiek są dwa sposoby rozpoczęcia przygody. Albo zrobimy tutorial, który jest super szybki i otrzymamy niezłe itemki wraz z awansem na piętnasty poziom lub olejemy pomoc i zaczniemy od questów. Zacznijmy więc od questów, ponieważ ja tak zacząłem. W quest logu mamy już od razu dostępne wszystkie zadania od 1 do 59 poziomu, które możemy dowolnie podejmować. Robiąc każde zadanie spokojnie podnosimy poziomy i zbieramy EQ w nagrodę. Pomyślicie, ale nie ma co się przejmować, bo przecież to, że wiadomo co robić to żadna nowość. Przecież i tak trzeba jeszcze pójść do NPC, pogadać z nim, a potem ruszyć w drogę i biec te 5-10 min na miejsce zadania. A guzik prawda. Wszędzie można się teleportować z poziomu mapy bez jakichkolwiek itemów! Zarzucamy „Track” questa, aby pokazały się na mapie odpowiednie oznaczenia lokacji, klikamy na miejsce spawnu potworów, zabijamy i TP do NPC. Quest skończony! Yaaay!
Jest to tak proste, że aż żałosne... No dobra chociaż jak nie to, to ten świetny sposób zdobywania SP, gdzie trzeba było utrzymać różnice poziomów, aby lepiej Skill Pointy wpadały. Kolejny guzik, jeszcze parę i można do kurtki przyszyć. Z poziomami dostajemy punkty i rozrzucamy je po drzewku. Co prawda nie weźmiemy wszystkich naraz i zawsze będzie nam brakować, aby zgarnąć całą pulę. Daje to pewien obraz lub namiastkę buildów. Ja używałem może 3-4 ofensywnych i dawałem sobie idealnie radę w każdym zadaniu bez uczenia się buffów czy innych dodatkowych umiejętności. Co prawda więcej się leczyłem, ale taki już mam styl walki.
Z wielką ochotą napisałbym coś o PVP, ponieważ po ostatniej recenzji uznałem, że muszę chociaż o tym wspomnieć. Niestety, LoS to kolejny tytuł gdzie z powodu ilości graczy, a raczej braku graczy nie miałem z kim powalczyć. Albo tych ludzi kompletnie nie ma i serwery stoją, bo stoją albo zbierają się w jakimś magicznym miejscu, którego położenia nie znam… Także przepraszam:(
Gdzie ci gracze?
Na końcu szlaku
Aj, co mógłbym powiedzieć na zakończenie. Na pewno to, że gra nie jest jakaś super wybitna. Powiewu świeżości i tej ekscytacji nowym Silkiem nie doświadczycie. Poziomy wpadają super szybko, więc łatwo będzie zobaczyć dalszą część gry. Questy widać jak na dłoni i niczym nas nie zaskoczą. Raz zabijamy, raz ratujemy zabijając innych. Ze stu procentową pewnością mogę stwierdzić, iż twórcy chcieli wyłącznie zarobić bazując na rzekomej kontynuacji znanego MMO. Chociaż może naprawdę pragnęli stworzyć hit i gdzieś zboczyli. I to ładne tysiące kilometrów od oryginału. Wróżę jak Maciek, że to MMO niedługo zamknie serwery, chyba, że zrobi to samo co stało się z FFXIV, czyli totalny rebuild/revamp/remake – jak chcecie tak nazywajcie.
Powiem krótko - Jedwabny szlak może jest, ale legendy nie ma...
+2/6
Recenzował Siemień