Szlakiem podróbek Blade & Soul - Ozonkowe spojrzenie na "next-genowego" Dragon Sword
Kolejny weekend już niemal za nami, dla niektórych bardziej, dla niektórych mniej udany. Nie zapytacie mnie, jak mi przeszedł? Nie szkodzi, i tak wam powiem. Otóż udało mi się znaleźć kilka godzin wolnego czasu, a biorąc pod uwagę, że nie jestem na chwilę obecną przypięty do żadnego tytułu, to moje przenikliwe oczka, a także (po pewnym wysiłku) niezwykle lotny umysł, skierowałem na MMORPG o unikalnej i pomysłowej nazwie Dragon Sword.
Już na wstępie wam zespoileruję, że smoków i mieczy nie brakuje, jak również brodatych mistrzów, których jedynym zadaniem jest umrzeć dla fabuły oraz, z jakiegoś powodu, wyrzutni rakiet i pistoletów. Co prawda to Chińczycy wymyślili proch, ale chyba bazooka pojawiła się odrobinę później. A zresztą, kto tam wie tych Azjatów.
Do rzeczy.
Dragon Sword to chińska odpowiedź na dobrze znanego wam Blade & Soul od NCSoftu. Do tej pory najliczniejszemu narodowi świata nie bardzo wychodziło wykonywanie podróbek czegokolwiek, mimo to korzystając z gościnności zwanej testami beta postanowiłem przekonać się o tym na własnej skórze i podzielić z wami pierwszymi wrażeniami.
Z lupą wśród pikseli
Ach, grafika. Nawet niskobudżetowe tytuły zaczynają wyglądać całkiem przyzwoicie i, szczerze mówiąc, pomimo że nie jest to może najważniejszy aspekt rozgrywki, to jednak o wiele przyjemniej płacze się w mercedesie niż w maluchu. Ciężko Dragon Sword podpisać pod miano "rewolucji graficznej", lecz nawet najwrażliwsi z was nie powinni dostać odruchu wymiotnego. Tekstury na postaciach i otoczeniu miejscami zakrawają o lenistwo grafików, ale modele są szczegółowe, a świat jest barwny i miły dla oka.
O wygląd naszego bohatera zadba raczej standardowy kreator postaci, ot, parę suwaków, fryzurek i kolorków. Jest regulacja wielkości cycków postaci, więc część męska graczy nie powinna narzekać, zwłaszcza w połączeniu z obcisłymi i skąpymi kostiumami.
Do swojej dyspozycji mamy 3 rasy i 4 klasy. W tym miejscu Dragon Sword należy się soczyste +1 od Ozonka, nie z powodu dużego wyboru bynajmniej, a z powodu braku restrykcji, co mnie pozytywnie zaskoczyło. Nie znoszę, gdy klasy są przypisane do ras lub płci, a tutaj mamy swobodny (choć niewielki) wybór. Rasy prezentują się następująco - ludzie, drudzy ludzie i zwierzaki-dzieciaki. Jedni ludzie są bardziej opaleni i muskularni od drugich, a dzieciaki obu płci są słodcy jak cholera. Aż zęby pękają.
Smoki, bogowie i źli kolesie w płaszczach
Po wejściu do gry przywita nas swoisty tutorial połączony z zawiązaniem fabuły. Co ciekawe, każda rasa ma swój własny prolog i historię. Niezbyt długą co prawda, bo przejście pierwszej lokacji zajmuje mniej niż godzinę, ale zawsze to jakieś urozmaicenie, zwłaszcza że zadbano o przyzwoity voice acting i efektowne animacje. Niezależnie od wybranej ścieżki, złoczyńcami okazują się kolesie w czarnych płaszczach, którzy wykradli cośtam, przy okazji raniąc lub zabijając naszych znajomków.
Aby konwencji stało się zadość, oberwało się także staruszkowi-mistrzowi. Ciekawe jak oni dożywają tak sędziwego wieku i tytułu, by potem umrzeć w tutorialu od jakiegoś low levelowego niecnoty mid-bossa?
Niemal jak łupanie kamieni głową
Ale podsumujmy dotychczasowy progres: fabuła ujdzie, grafika ujdzie, klasy ujdą... o czymś zapomniałem?
A tak.
Pst. Nadstaw ucha, wędrowcze. Powiem ci coś ważnego. Gameplay... nie ujdzie.
Niestety, Dragon Sword podziela problem większości swoich pobratymców w aspekcie, który jego idol, Blade & Soul, prezentuje mistrzowsko. W MMORPG od NCSoftu walka, poruszanie się, animacje i combosy umiejętności - wszystko to jest szybkie, płynne, efektowne i tworzy niesamowicie dynamiczną rozgrywkę, dające poczucie bijącej z ekranu mocy.
Chińska podróbka, wręcz przeciwnie. Pomimo systemu non-target walki są toporne, umiejętności mają animation-locka i choć czasem wizualnie prezentują się nieźle, to ogólne wrażenie przywodzi na myśl raczej jeżdżenie czołgiem po brukowcach niż action RPG.
Na każdym kroku rozgrywki widać lenistwo i niedopracowania, przez które po kilku godzinach ręka sama wędruje na przycisk "Uninstall". I nie mówię tu tylko o animacjach walki, również samo poruszanie się, jazda mountami czy nawet zestawy skilli. Od razu widać, że developerzy skupili się bardziej na seksownych kostiumach do Item Shopu, niż na najważniejszym aspekcie - przyjemnej grze.
Najgorsze jest to, a jestem o tym przekonany, że za jakieś 2-3 lata jakieś Aeria Games czy ktoś zabierze się za wydawanie tej gry na zachodzie jako "next-gen brand new action RPG". A ludzie w to uwierzą.
Jeśli czujecie się na siłach osobiście spróbować swoich sił z krzaczkowatym Dragon Sword, to tutaj znajdziecie poradnik rejestracji. Nie trzeba żadnych kluczy, wystarczy założyć konto, ściągnąć sporego (ponad 10GB) klienta i grać. W przypadku, gdy wam się nie updatuje launcher, to musicie zaopatrzyć się w chińskie applocale.