Zagwozdka na niedzielę - Nie dla psa kiełbasa.
Właściwie to nieprawda.
Gdyby zebrać grupę najwybitniejszych ekspertów, naukowców, analityków i filozofów, to doszliby oni do wniosku, że owszem, kiełbasa jest konsumowana przez przedstawicieli różnych ras rodziny canidae. Może ci ostatni zarzuciliby psom, że są materialistami i o wiele lepsza dla ich rasy jest kiełbasa in potentia, bo daje siłę i ambicję, żeby dążyć do kiełbasy właściwej przy okazji stając się lepszymi zwierzakami, ale kto by się przejmował filozofami?
Zresztą, ja nie o tym. Dzisiejsza zagwozdka nieco spóźniona, chociaż mam nadzieję skończyć ją pisać zanim zegar wybije dwunaste uderzenie. Mógłbym się usprawiedliwiać, ale wcześniej po prostu mi się nie chciało, ot co! Deal with it.
Jako wiater we polu ja żem tu przybył i litery składam. Takoż wszelkie rekerkusyje tudzież uwagi do mistrza Ozonka adresować.
Ta siekiera parzy!
O czym to ja... a tak, kiełbasa. Znaczy nie, tfu, tfu. Dzisiaj, moi kochani, powrócę do korzeni i zajmę się tym, co mi wychodzi najlepiej, czyli narzekaniem. Ale najpierw opowiem wam pewną historię.
Był sobie pewnego razu Robert Chód. Znakomity leśnik, który żadnego niedopałka w lesie nie wybaczył, poza tym kochający mąż, syn i ojciec. Był pan Robert również wybitny w sztuce szpikowania zwierząt leśnych i kłusowników strzałami z imponujących odległości.
Któregoś dnia wracał on z codziennego obchodu jego terytorium. Maszerując rześko wśród gęstych drzew, z rzadka tylko przepuszczających ożywcze promyki słońca oblizywał się już na myśl o czekającym nań w domu schabowym. Z zamyślenia wybudził go niski warkot przemawiający do najbardziej pierwotnych ludzkich instynktów.
"O, cholera! Niedźwiedzica, prawdopodobnie chroniąca swoje młode, a ja jestem zaraz koło ich jamy" - podpowiedziało Robertowi doświadczenie - "a dopiero co oddałem łuk do ostrzenia".
Wiedząc, że stara sztuczka z udawaniem trupa niewiele zdziała przeciw rozwścieczonej niedźwiedziej mamusi, ruszył ile sił w nogach przed siebie, byle dalej od pewnej śmierci. Rozpacz w nim narastała, gdy słyszał coraz bliższe sapanie olbrzymiego cielska, ale nagle zobaczył wbitą w pień młodej sosny siekierę.
"Raz kozie śmierć" - pomyślał, dając susa w bok, zyskując odrobinę czasu, bo niedźwiedzie nie są znane ze zwrotności, i chwycił siekierę oburącz wyrywając ją z pnia. Jakież było jego zdziwienie, gdy standardowej budowy narzędzie przeciążyło go i przygniotło do ziemi, a przed oczami rozbłysła mu informacja:
THIS ITEM IS NOT FOR YOUR CLASS
[*]
Bo nie chciało nam się robić animacji
W pamięci pana Roberta postanowiłem zastanowić się nad tym zagadnieniem. Jak zwykle w formie krótkiej i niezbyt obciążającej umysł.
Skąd się wziął pomysł na ograniczenia klasowe na ekwipunku?
Jestem w stanie zrozumieć to do pewnego stopnia, bo wiadomo, nerdowaty mag, który siedzi całymi dniami w wieży zakuwając magiczne formuły (lub siedzi przed blaszakiem levelując swojego maga) z całą pewnością nie będzie posługiwał się siekierą z wprawą drwala, wędką z wprawą rybaka czy frezarką CNC z wprawą... operatora frezarek CNC. Do czasu, bo nikt nam nie zabrania rozszerzać horyzontów.
A w MMORPG przeciwnie - zabraniają nam. Jesteś magiem? Przepraszamy, nie możesz wziąć do rąk tej pałki, to zbyt niebezpieczne, jeszcze sobie coś zrobisz. Jesteś potężnym wojownikiem, ale nie tym paladynowatym? No cóż, pomimo twoich imponujących mięśni nie możesz założyć tej zbroi płytowej.
Irytuje mnie to. Nie do tego stopnia, żebym miał z tego powodu nie spać po nocach mając przed oczami tą samą informację co nasz nieboraczek drwal/łucznik, ale irytuje. Bo lubię mieć alternatywy.
Stare, dobre czasy... znowu
Ach, pamiętam mojego maga w Tibii za dawnych czasów, kiedy jeszcze nie było różdżek. Brało się dwuręczny młot i tłukło rotwormy, aż miło. Albo w Lineage 2. Niech ktoś by mi tylko spróbował zabronić założyć heavy armora i dual swordy na mojego Propheta - maga/buffera. Świetny zestaw na olimpiadę tak przy okazji.
A teraz co?
Wybieramy klasę i na tym nasze opcje rozbudowy postaci się praktycznie kończą. Bo musi być efektownie, muszą być piękne i dynamiczne skille, chociaż nie za dużo, coby nie obciążać budżetu ani nie nadwyrężać umysłów młodych ludzi. Wszystkie przedmioty są ściśle przypisane do klasy i poziomu, a item wyższopoziomowy jest zawsze i we wszystkim lepszy niż ten niżej.
Ha! Kto pamięta +++ Homunculusy z Acumenem? Właśnie.
Swoją drogą ciekawie system prezentuje Final Fantasy XIV, w którym klasa jest pojęciem umownym. Zakładamy kilof - stajemy się górnikiem. Zakładamy różdżkę - stajemy się magiem. Myślę, że więcej gier powinno stosować taki system.
Ale mniejsza z tym. Jakie są wasze odczucia odnośnie ograniczeń na przedmiotach?