Zagwozdka na niedzielę - Pod jabłonką w Kujawskim.
Ach, miał być taki piękny dzień. Rozpoczęty dobrą, mocną poranną kawą o 14:00, a kontynuuowany majestatycznym posiedzeniem w miejscu, gdzie nawet królowie chodzą piechotą. No, może za wyjątkiem Augustyna XIV z Macedonii, który kazał zbudować w tym celu specjalny wózek z napędem na dwa osły.
W każdym razie układałem sobie powolutku w myślach na co chcę dzisiaj ponarzekać, a tu ni z gruszki, ni z pietruszki dowiaduję się, że Ragnarok Online ma zostać wydany w wersji polskiej. Teoretycznie jako wielki fan tego MMORPG powinienem skakać z radości, ale nie.
Jestem zły. Jestem wręcz wściekły. I zaraz wam powiem dlaczego.
Uwaga: Wszelka wątpliwa wartość merytoryczna naokoło jest wyłączną własnością mistrza Ozonka. Czytanie wyłącznie za pozwoleniem rodziców.
Oto przed państwem nowy wyznacznik szajsu*
Jeszcze nie tak dawno temu, gdy słyszałem pytanie "Aj waj mistrzu niechbędziepochwalonawszelkamądrośćtwoja Ozonku, diobeł nas kusi różnego rodzaju badziewiami, jako rozeznać czy rozgrywka jest warta świeczki, czy też nie?", to odpowiedź brzmiała:
"Oj drogi Mosze, składa się na to wiele czynników. Producent, fundusze, wydawca, ba, nasze recenzje nawet. Niełatwo rozeznać się na arenie potyczki między dobrym i złym, ale miej nadzieję, że serce poprowadzi Cię we właściwym kierunku".
Dzisiaj na to samo pytanie odpowiedź brzmiałaby znacznie prościej: "Nie tykaj gier spod znaku Aeria Games i tych przetłumaczonych na język polski".
Naprawdę, przykro mi to stwierdzić, ale nasz kraj do listy importowanych z zachodu powypadkowych autobusów, pociągów, samochodów, rozcieńczonych napojów, kosmetyków oraz słodyczy po dacie ważności dopisał zużyte gry MMORPG.
*szajs - z niemieckiego produkt o wątpliwej jakości, acz o pewnych walorach zapachowych
Pochowajcie mnie pod jabłonką w Kujawskim
Tak brzmi kompletny tytuł zagwozdki. I moje rozgoryczenie nie dotyczy nawet producentów, a samych graczy. Graczy, którzy w mniejszym lub większym stopniu posługują się tym samym językiem co ja i jedzą te same czipsy z biedronki, a mimo to rzucają się z zębami na żywego trupa z metką "Teraz po polskiemu!".
Zachęcacie w ten sposób wydawców do traktowania naszego kraju jako swojego rodzaju wysypiska śmieci i cmentarza w jednym.
Nie zrozumcie mnie źle - przykładowo Lineage 2, Ragnarok Online czy nawet Allods Online to były bardzo dobre MMORPG. Jednak "były" to tutaj słowo klucz. Miały swoje okresy świetności, w niektórych przypadkach dłuższe, w niektórych krótsze, ale na chwilę obecną są już umierającymi starociami.
Starociami, które przez wyjście wersji polskiej mają zyskać drugą młodość i zasilić kiesy wydawców. Na ile starczy impetu? Kilka miesięcy, może rok. A potem zamykamy biznes jednocześnie licząc pieniądze zdarte z naiwniaków, którzy chcą się wybić na nowym serwerze.
Polacy! Nie jesteście tu mile widziani.
Nietrudno zauważyć, że żadna szanująca się firma nie wydaje gry MMO w języku polskim już na starcie. Myślę, że powody ku temu są dwa.
Po pierwsze - tym językiem posługuje się tylko jeden kraj na świecie. Ot, 40 milionów ludzi. Niezbyt wiele, nawet pomijając fakt, że stężenie naszej nacji w grach MMORPG jest bardzo duże. Niemiecki, francuski, hiszpański/portugalski to języki wielonarodowe, więc logika nakazuje wziąć je na priorytet.
Po drugie - Polacy to skąpcy. Bardzo niechętnie wydajemy pieniądze na wirtualne dobra, nawet jeśli spędzamy w grze długie godziny każdego dnia. Mentalność czy niskie zarobki?
Na to pytanie musicie znaleźć sami odpowiedź, natomiast w tym czasie ja wam opowiem pewną historię. Prawdziwą, bądź co bądź, więc nieciekawą.
Moją babcię, osiemdziesięcioparolatkę mieszkającą na wsi i wyznającą tradycyjne wartości odwiedzili akwizytorzy. Od słowa do słowa - a biegli są w słowach, oj tak - sprzedali jej szmatki z mikrofibry, sztuk trzy. Jedyne 50zł rata miesięcznie, przez zaledwie 36 miesięcy. Prawdziwa okazja, szmatki za 1800zł. Oczywiścia babcia szmatek używać nie będzie, bo za drogocenne, za to zapisała je w testamencie swojej córce.
Mimo to, gdybym jej powiedział, że wydałem 50zł na abonament w grze w której spędzam kilkanaście/dziesiąt godzin tygodniowo, to by się zdziwiła, że marnuję pieniądze na głupoty.
Morał nie wyszedł taki jak trzeba, ale podpowiem wam. Jeśli chcecie w coś zagrać i wiecie, że spędzicie w tym trochę więcej czasu, to zapłaćcie te parę groszy i cieszcie się nowym, zaludnionym produktem, zamiast czekać 5 - 10 lat na free to play i polską wersję językową, coby rozczarować się przestarzałym cmentarzyskiem.
Język angielski - bariera nie do przejścia?
Rozumiem, że można mieć kłopoty z językami, ale słownictwo w grach MMORPG naprawdę nie jest specjalnie wyrafinowane. Inventory, items, armor, kill 10 wolves czy talk to NPC rozumie chyba każdy, kto miał styczność z gatunkiem dłużej niż 10 minut.
Reszta przyjdzie z czasem i praktyką. Ja swój inglisz zawdzięczam w większej mierze komputerowi właśnie. Na piąte urodziny dostałem legendarnego już Commodore64 i nie było przebacz. Load, run, please press play on tape. Pamiętam jak dziś ustawianie głowicy magnetofonu.
Dlatego apel do was, rodacy!
Nie dajcie się omamić polską wersją językową w upadających starociach i innych słabych produkcjach. Nie warto.