"Grało się przyjemnie, ale nie kupię Overwatch'a". Moja mini-recenzja
Trzy dni na Closed Becie, dwa dni na Open Becie, w sumie prawie 20 godzin zabawy z przyszłym hitem Blizzard’a. Jestem więc w jakiś sposób uprawniony do napisania tekstu, który może być albo pierwszymi wrażeniami z bety, albo mini-recenzją. Przecież to, co widzimy teraz na OBT będzie się pokrywać z contentem podczas premiery 24 maja.
Casual MODE ON
Zacznijmy od rzeczy najważniejszej, czyli casualowego oblicza Overwatch’a. Jest to tak prosta i tak jednowymiarowa strzelanka, że tylko jakiś wybitny antytalent do shooterów mógłby się tutaj pogubić. Cały czas jesteśmy prowadzeni za rączkę, nie musimy się martwić o amunicję, ilość życia (co 10 metrów mamy stanowisko z leczeniem) czy taktyczne zasady rozgrywki. Każdy głupi gracz zrozumie, że ten punkt trzeba obronić, tamtem zaatakować, a tu eskortować ładunek. Nie ma tutaj żadnej, większej filozofii. Jako weteran Counter Strike’a 1.6 i Counter Strike: Global Offensive (w sumie 3k godzin), przyzwyczajony do taktycznej zabawy i teamplay’a, już w swoim, pierwszym meczu w Overwatch wbiłem staty 20-5 i zaliczyłem „Najlepsze zagranie”. Nie był mi do tego potrzebny ani wielki skill, ani nawet przejście Samouczka. W Overwatch’u nie ma nic z hardkora. Dlatego jeśli szukaliście shootera dla bardziej zaawansowanych graczy, to w tym momencie przestańcie czytać ten tekst i poszukajcie sobie czegoś innego.
Rotacja
Przyznam się, że z początku byłem sceptycznie nastawiony do możliwości rotacji bohaterami w czasie meczu (po każdej śmierci możemy zmienić swoją postać), ale po paru godzinach zobaczyłem w tym sens. Podczas atakowania najlepiej wybrać jakiegoś twardego rushera lub Supporta, potem jednak – gdy będziemy musieli utrzymać ten punkt – najlepiej sprawdzi się zupełnie ktoś inny (np. Bastion, Torbjorn czy Mei). Można mieć oczywiście swoich ulubionych, najczęściej granych bohaterów, ale nie warto trzymać się jednego schematu, bo nawet mistrzostwo w ich władaniu na niewiele się czasem zda.
Bohaterowie i dubbing
Nie da się ukryć, że Blizzard ma talent do tworzenia ciekawych, charakterystycznych postaci. W Overwatch’u nie możemy narzekać zarówno na ich ilość (21 bohaterów), jak i różnorodność. Każda posiada swój unikalny styl i charakter, który najlepiej oddaje świetnie dopasowany dubbing. Polski dubbing. Słysząc kwestie Złomiarza („Dzisiaj będzie niezła rozpierducha”), Smugi („Siemka słonko, kawaleria przybyła”) czy Wieprza („Jeszcze raz powiesz na mnie boczek”), na twarzy robi się nam banan, a cała rozgrywka nabiera dodatkowego klimatu. Dubbing w Overwatch w niczym nie ustępuje temu w Heroes of the Storm czy Diablo 3. Do tego Blizzard nas już jednak przyzwyczaił.
Grafika
Wiele osób ma co prawda pretensje do Blizzard’a, że Overwatch wygląda zbyt kolorowo i zbyt grzecznie, ale mi akurat to w żaden sposób nie przeszkadzało. Trzeba po prostu docenić przyjemny dla oka, nienachalny styl graficzny, a przede wszystkim świetną OPTYMALIZACJĘ, która stoi na bardzo wysokim poziomie. Cały czas grałem na Wysokich Ustawieniach (posiadam AMD FX-8350, 6 GB pamięci RAM i grafikę Radeona R7 290) i nie zanotowałem freezów, większych spadków fps czy jakże częstego „zamulania” gry. Wszystko chodziło bardzo płynnie, co oczywiście idzie na plus dla Overwatch'a.
Kupić czy nie kupić Overwatch’a?
W Overwatch’a grało mi się bardzo przyjemnie, nie żałuję ani minuty tam spędzonej i gdybym miał wybierać spomiędzy trójki Overwatch, Battleborn, Paladins, to zdecydowałbym się właśnie na Blizzard’owskie dzieło. Jednak dla mnie to wciąż za mało. Za 160-200 złotych (tyle stoi cena w polskich sklepach online) oczekujemy jakiegoś „kopa”, namiastki czegoś absolutnie wyjątkowego i niepodrabialnego. Tymczasem, za taką kwotę dostajemy przyjemny, grywalny, ale nadal tylko przyzwoity produkt, który weteranom gatunku nie oferuje niczego więcej poza chwilową, przyjemną, ale wciąż casualową rozgrywką. W takim razie wolę sobie odpalić Team Fortress 2 i dostanę mniej więcej to samo... tylko, że za darmo. Nie przeczę, że za pół roku, kiedy pojawi się jakaś Bożonarodzeniowa promocja, to skuszę się na Overwatch’a, ale teraz… sry Blizzard. Nabrałem się raz na Diablo 3, drugi raz na Diablo 3: Reapers of Souls i nie chcę trzeci raz popełnić tego samego błędu. Tym bardziej, że po tych prawie 20 godzinach z becie, z każdym kolejnym razem jakoś coraz mniej entuazjastycznie wciskałem guzik „Graj’ w Launcherze. Jeśli takie "zmęczenie" pojawiło się już teraz, to co będzie po trzydziestu, czterdziestu czy pięćdziesięciu godzinach? Boje się, że Overwatch nie jest długodynastowcem, lecz sprinterem. Będzie fajny do jakiegoś momentu, a później stanie się powtarzalny i nużący. Nie chcę wydać tyle kasy na coś, do czego po miesiącu będę wchodził na max godzinkę dziennie i to jeszcze z przymusem.
Ale pewnie nawet bez mojego egzemplarza, Blizzard sprzeda miliony kopii na całym świecie, a Overwatch stanie się kolejnym hitem przez duże „H”.
Zapraszam do komentowania.