guru wsród krzaczków: Dark Blood Online - już grałem! Pierwsze wrażenia
Widzicie. Anglojęzyczna premiera dopiero w wakacje, a ja mogę się już pochwalić godzinami swoją opinię, oceną i wrażeniami z godzin spędzownych w Dark Blood Online. I żeby oszczędzić coniektórym z was czytania moich wypocin, jedno proste pytanie, jedna prosta odpowiedź.
Czy warto czekać na Dark Blood? Zdecydowanie tak.
A teraz zapraszam po resztę.
Dodam tylko, że angielską wersję wyda Outspark. Mamy dostać europejskie i amerykańskie serwery. Zapisy ruszają wkrótce.
PS Dziękuję użytkownikowi hrodgard za udostępnienie konta. Nowe konta już nie pójdą, bo wymagana jest absurdalna aktywacja.
Miałem obawy, że to całe „18+” dla Dark Blood Online okaże się być picem na wodę, który ma na celu przyciągnięcie napalonej dzieciarni (a’la 10-15 lat), która nie będzie się bała wydać troszkę kieszonkowego na Item Shop. I wszystko z początku wskazywało, że tak właśnie jest. Zamiast jakiejś dorosłej treści, zobaczyłem… bardzo skąpe stroje bohaterek gry, z ledwo zakrytymi cyckami i popularnymi stringami. Na szczeście, były to widoki z panelu tworzenia postaci, bo kiedy nasza postać się ubierze w początkowe armory, to golizna zniknie – raz na zawsze.
Pierwsz wrażenie - mylne wrażenie
Przynajmniej pod względem wizualnym (rozmów i odzywek z wiadomych powodów nie mogłem poznać), Dark Blood nie powinno zawieść oczekiwań „weteranów”. Weteranów, czyli graczy, którym znudził się niestrawny, kreskówkowy styl robienia MMORPG’ów i którzy szukają klimatu, ładnie narysowanych mapek, nie boją się wszechobecnej krwi i prawdziwej kompanii nieboszczyków na ziemi.
Dark Blood Online wszystko to ma.
I może od razu uprzedzę wszelkie komentarze: nie, Dark Blood wcale nie potrzebuje lepszej grafiki. Wcale. Jest ona idealnie wpasowana w uniwersum gry, przez co sprawia, że gra wydaje się autentyczna i prawdziwa. Tak samo jak Dungeon Fighter Online, z którym od samego początku łączyło DB coś więcej, niż przynależność do tego samego gatunku. To są bardzo podobne gry, tylko, że pierwsza jest kolorowo-standardowa, podczas gdy Dark Blood to jej mroczniejszy klon. Jakby ktoś nie skapował, porównanie do DFO to ogromny komplement. Nie bez kozery, Nexonowski twór jest uznawany za najlepszego dungeon-crawlera w historii. Ale nawet w tym „arcydziele” momentami było bardzo nudno, robienie kolejnych dungów stawało się nużące, a Dark Blood… i nuda? Nie, przynajmniej do tego momentu to uczucie nie było mi znane. Gdy zasiadłem do DB sobotniego południa, to wstyd się przyznać, ale skończyłem dopiero przed emisją „X-Factora” (20:00). Może dlatego, że nie miałem w co grać, a może dlatego, że instancje w DB są bardzo fajnie skonstruowane i nie są statycznymi mapami. Jest to o tyle ciekawe, że w czasie pokonywania kolejnych dystansów, na mapie pokazują się nam „jaskinie”, do których musimy się wczołgać i w których czekają skrzyneczki z nagrodami i hordami wrogów.
Jest klimat, co nie?
Tak, tak, hordami wrógów. Nie kilkoma, tylko całymi dziesiątkami mobków, które zaprogramowane są tylko w jednym celu – nie pozwolić nam przejść do kolejnego pointa. Ale to właśnie dzięki takiemu posunięciu, od samego początku uczymy się grać. Nie wystarczy bierne stanie i wciskanie guzików X, A, X, S, X, A, S. Trzeba się ruszać, unikać ataków, dashować, raz w jedną, raz w drugą stronę (pokonamy jednych, to po drugiej stronie respią się łucznicy) i być w ciągłym ruchu. To samo z bossami. Może i z początku wydaje nam się, że szefowie są łatwi do pokonania, ale po osiągnięciu wyższego lvl’u, jedno kombo i gryziemy ziemię. I dlatego jest nam potrzebna pomoc, pomoc innych graczy.
Jedna z takich jaskiń
Dark Blood to nie DFO, to nie Valiant Online, w których granie solo ma sens. Dark Blood jest nastawiony na party, ale nie 8-osobowe, nie 5-osobowe, ale maksymalnie 2, no 3-osobowe. Plansze są śmiesznie małe i większa liczba osób sprawiłaby, że zamiast przyjemnej gry dostalibyśmy pokaz wubuchów, hektolitrów krwi i uczucia zagubienia.
O dziwo, w DB w ogóle nie przeszkadzała mi oprawa audio. Muzyczka jest przyjemna i adekwatna do klimatu gry (jakieś skrzypce, chóralne śpiewy), a moja Magiczna, chyba wbrew swojej naturze, nie darła gęby i przeżywała orgazmu za orgazmem. Były cichutkie stękania, ale tylko tyle.
Minusy? Na razie wyliczyłem trzy. Jeden – niekiedy nasza postać nie chce przejść na drugą stronę mapy, przez co musimy chodzić kilkanaście sekund od góry do dołu ekranu w poszukiwaniu „wejścia”. Dwa – bezsensowny układ plecaka. Zamiast jednego, mamy kilka backpacków od 10 do 5 miejsc, które w żaden sposób nie łączą się ze sobą. Trzy – za częsty drop. Każdy dung kończyłem z zawalonym ekwipunkiem, z kilkunastma niebieskimi itemkami i minumum jednym unikatem.
Sumując. Dark Blood to – wbrew mojemu zaskoczeniu – bardzo grywalny MMORPG. Bez wątpienia ma szansę odniesienie sukcesu, tym bardziej, że tutejsze „18+” to nie nagość, tylko klimat, krew i diabłowaci przeciwnicy. Ale paradoksalnie, największym przeciwnikiem gry przed nadchodzącą, anglojęzyczną premierą może nie być Outspark, tylko… my sami. Będzie dużo aktywnych graczy, to Dark Blood przetrwa, będzie odwrotnie – DB skończy jak większość produktów tej firmy. A nie chciałbym, wy pewnie też, żeby ponadprzeciętny MMORPG zakończył swój żywot.
guru
Musiałem się pochwalić:)