JP na 100 000$ w Star Citizen – zainwestował tysiące i nie żałuje
Tytuł newsa może brzmieć, jakby to było zaskoczenie, ale tak właściwie to chyba nikt nie spodziewa się chyba, że człowiek wydający 100 tysięcy dolarów na grę będzie żałował swojego zakupu. O co tak w ogóle chodzi?
Ostatnio do Sieci trafił wywiad z graczem Star Citizen, który wpakował w projekt już 100 tysięcy dolarów. Oczywiście nie zrobił tego za jednym razem. Nie, dla niego Star Citizen to rodzaj długoterminowej inwestycji i zainwestował wspomnianą kwotę w ciągu czterech lat.
Wszystko zaczęło się w 2017 roku, gdy JP (pod tym pseudonimem ukrywa się nasz inwestor) został przyciągnięty do Star Citizen i wpłacił 5100 dolarów. Samemu nie pamięta co takiego go zainteresowało, ale wciągnął się w projekt. Najpierw chciał wejść w posiadanie kilku konkretnych statków, a potem pragnienie to stało się coraz większe. W efekcie wydał już ponad 100 tysięcy dolarów, wzbogacając swoją kolekcję cyfrowych statków kosmicznych o kolejne modele.
JP w ogóle nie żałuje wydanych pieniędzy. Zwraca bowiem uwagę, że kwota ta nie jest aż tak duża, jakbyś np. wybrał się do Las Vegas. Niektórzy członkowie jego rodziny potrafili wydać tam nawet 25 tysięcy dolarów na blackjacka. On z kolei woli inwestować w gry oraz statki kosmiczne, które mu się podobają. I nie ma co tutaj pana osądzać – jego pieniądze, jego sprawa.
Niemniej zbieranie statków to nie jedyna aktywność, jaką JP wykonuje w Star Citizen. Poświęca temu tytułowi około 40 godzin tygodniowo i wcale się nie nudzi. Wręcz przeciwnie, granie motywuje go do dalszych wydatków. Sam zaznacza, że nie ma wszystkiego, co gra oferuje i planował nie wydawać więcej pieniędzy, ale potem twórcy dodają nowy statek, a jego siła woli zostaje złamana. Leci przelew i już jest w posiadaniu kolejnej maszyny. Sam porównał to do łapania Pokemonów – musi mieć je wszystkie.
Co ciekawe, JP podobno nie jest odosobniony w swoim „hobby”. Star Citizen ponoć ma wielu graczy jego typu. Nie brakuje takich, którzy wydają o wiele więcej niż on. Wszyscy są świadomi bycia „wielorybami”, ale nikomu to nie przeszkadza, w końcu dobrze się bawią. Ten symulator kosmiczny zyskuje na ich wkładzie finansowym, a oni zwyczajnie mają co robić.
Niemniej JP nie jest bezkrytyczny wobec Star Citizen. Zwraca uwagę, że tempo prac oraz rozwoju projektu jest powolne. Do tego niektóre rozwiązanie oraz „gameplay loop” mogą okazać się nudne. Do tego dynamiczne wydarzenia generują efekt FOMO (Fear Of Missing Out), ale ciężko jest tego uniknąć. Sam podkreśla, że finałowa forma gry może mu ostatecznie nie przypaść do gustu.
Nie przeszkadza mu jednak, że gra wciąż jest na etapie rozwoju, bo samemu lubi wyszukiwać błędy oraz pomagać w ich naprawianiu. Nasz inwestor zaznacza również, że Star Citizen nie jest Pay-to-Win, bowiem wszystkie statki są cały czas balansowane. Sam chciałby móc mieć większy wpływ na nowości oraz technologię implementowaną do gry. Zamiast bowiem kupować statki, chętnie zainwestowałby gotówkę w to, aby Star Citizen otrzymał konkretne funkcje. Dlaczego?
W tym momencie odnosi bowiem wrażenie, że przez zainteresowanie nowymi statkami, twórcy skupiają się na ich ciągłym dodawaniu, zamiast rozbudowywaniu gry. Za dużo nowych maszyn, a za mało potrzebnej funkcjonalności.
Pełny wywiad znajdziecie poniżej. Warto zaznaczyć, że JP nie zastawił nerki, aby móc zrobić zakupy w Star Citizen. Jest inżynierem oprogramowania i prowadził swoją własną firmę technologiczną. Nie jest bankrutem, nie zrobił wielkich pożyczek na swoje wydatki w grze, ani nic w tym stylu. Po prostu go stać.