Miał być "open world urban survival-MMO", a wyszedł... szkoda gadać. Nether z dużymi kłopotami
Nether wkraczał na rynek – to było w 2014 roku – jako naprawdę gorący tytuł. Ciekawy sieciowy survival osadzony w "miejskiej dżungli", gdzie oprócz żywych graczy mierzyliśmy się z diabolicznymi potworami (demonami?) zamiast standardowych i już chyba niemodnych wtedy zombiaków. Niektórzy nazywali grę... "pogromcą DayZ i WarZ". Wiem, teraz wydaje się to śmieszne, ale wtedy Nether był naprawdę czymś innym. Czymś wyjątkowym.
Potem graczy zaczęło ubywać, Nether został nawet tymczasowo usunięty ze STEAM. Wrócił już jako Nether Resurrected z ceną 10 euro za egzemplarz (na wyprzedażach cena spadała nawet do 1,5 euro). To również nie pomogło grze, więc zdecydowano się później postawić na single-player zamiast masowego multiplayera. To tez nie wypaliło, jednak czarę goryczy przelały narastające problemy dotyczące praw do gry. Koniec końców doprowadziło to do tego, że pierwotni producenci Nether właśnie odeszli zostali wyrzuceni z zespołu.
Poinformowali o tym kilka dni temu na Facebooku:
Unfortunately, after we did that, the player base didn’t surge quite like many of us were hoping and once again, the owners removed us from the project. The owners control the game now and we’re, once again, no longer the developers on Nether.
To koniec tej gry? Biorąc pod uwagę maluteńką populację i koszmarne oceny na STEAM (tylko 44% pozytywnych recenzji), to raczej tak. Tylko wyczkiwać informacji o zamknięciu serwerów.