Niektórzy mają problem z Pokemonami. Tak jak burmistrz francuskiego miasteczka i amerykańska para z Detroit
Zacznijmy od burmistrza francuskiego miasteczka Bressolles zamieszkiwanego przez… 809 osoby. Chce on zakazać grania w Pokemon Go, bo według niego młodzi ludzie powodują wypadki i wchodzą tam, gdzie nie powinni wchodzić. Na razie skończyło się na pojedynczym komunikacie i specjalnym formularzu, który daje możliwość usunięcia Pokestopów z miasteczka.
O wiele poważniejsze działa wytoczyła pewna para z Detroit w USA, która razem ze swoimi sąsiadami pozwała zbiorowo twórców gry. W uzasadnieniu czytamy, że odkąd Pokemon Go wystartował, w okolicy zaczęło się pojawiać mnóstwo obcych osób, którzy bez skrępowania przekraczali bramy domów, próbując łapiąc Pokemony m.in. w ogródkach. To sprawiło, że ludzie z tej ulicy zaczęli obawiać się o swoje niebezpieczeństwo… i przestali nawet sypiać.
Nobody gets sleep anymore. How is this acceptable? ... They hang out on our lawns, trample landscaping, look in vehicles ... We don't feel safe ... I don't feel safe sitting on our porch.
O ile w przypadku burmistrza cała afera jest nieco na wyrost, to amerykańscy obywatele mają sporo racji. Kto z nas chciałby, aby obok jego domu kręcili się dziesiątki obcych ludzi.