Oszukiwali w wirtualnych wyścigach rowerowych i zostali ukarani
Tytuł aż prosi się o dopisek [Zobacz wideo], ale nie mam widea, więc nie będę Wam kłamał. Przejdę jednak do rzeczy!
Mieliście prawo nie słyszeć o Zwift. Ja na ten przykład nie wiedziałem, że coś takiego w ogóle istnieje, a już w ogóle byłem zaskoczony, że ktoś w czymś takim oszukuje. No bo i po co? Wszak Zwift to sieciowa gra skierowana do kolaży i pasjonatów jazdy na rowerze. To specyficzny sposób na wizualizację treningów w domowych warunkach. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby ćwiczyć w ten sposób, czy wybrać się na rowerową wycieczkę ze znajomymi.
Dookoła Zwift zgromadziła się podobno całkiem aktywna społeczność. Aby korzystać z tej platformy potrzebujecie zaopatrzyć się w trenażer, rower kompatybilny z nim, pobrać odpowiednią aplikację na telefon czy komputer osobisty, połączyć to wszystko przez Bluetooth i odpalić Zwift (ciekawostka, można to wszystko połączyć i z GTA 5!).
Działanie programu jest proste. Jeśli wszystko podłączycie to uruchamiacie grę, która będzie wizualizowała Wam jazdę po wybranej trasie. Trenażer będzie z kolei symulował różne warunki terenowe. Zwift jest zatem ciekawym sposobem na domowy trening, zwłaszcza w czasach pandemii lub przy kiepskiej pogodzie. Ile kosztuje gra? Za darmo możecie przejechać 25 kilometrów lub pobawić się przez 7 dni. Potem trzeba opłacać abonament w wysokości 15 dolarów lub 13 euro, czyli jakieś 55-60 złotych.
Po takim wprowadzeniu, jeśli jeszcze nie wymiękliście, pora przejść do „mięsa”, czyli oszustwa. Zwift stał się na tyle dużą platformą, że aktualnie traktowany jest jak esport. UCI Cycling Esports World Championship korzysta z tej gry przy swoich zawodach, ale Zwift ma również swoje turnieje, zwane Zwift Racing League. Co jednak ciekawe, znalazły się osoby, które… oszukiwały.
Nie, to nie żart. W Zwift zbanowano ostatnio dwóch kolaży, którzy oszukiwali podczas oficjalnych zawodów. Co ciekawe, obaj to profesjonaliści, reprezentujący swoje kraje w „klasycznych” turniejach rowerowych. Najlepsze w tym jest to, że obaj skorzystali z tej samej metody oszustwa.
Zwift zbiera dane od kolaży z rolek wyposażonych w miernik mocy. Osoby uczestniczące w zawodach muszą zapewnić dostęp do dwóch źródeł takich danych, aby można było sprawdzić rzeczywistość wyników. Jeden z oszustów wykazał podczas turnieju, że jego „moc” wzrosła o 9% w trakcie całego wyścigu, a drugi zanotował wzrost na poziomie 32%. System automatycznie oflagował obu, jako podejrzanych.
Administratorzy przeglądnęli zebrane dane i faktycznie okazało się, że obaj zawodnicy edytowali swoje dane w Zwift. Czy podchodzi to pod formę dopingu? Ciężko określić, ale na pewno uznane zostało za oszukiwanie, w efekcie czego obaj zostali zbanowani. Kuriozalne w tym wszystkim jest to, że zbanowani zostali jedynie na sześć miesięcy…
Jak zatem sami widzicie, oszukiwać można w zasadzie we wszystkim – jeśli tylko zorganizowano dookoła danego tematu zawody to sposób na kombinowanie czy zdobycie przewagi zawsze się znajdzie.