Pięć największych minusów Diablo 3
W najbliższym tygodniu będziemy obchodzić ósme urodziny Diablo 3. Wątpliwe, aby Blizzard przygotował coś z tej okazji (pewnie nawet nie dostaniemy żadnego rocznicowego newsa), dlatego musi wam wystarczyć moja skromna osoba oraz nie jeden, ale dwa subiektywne artykuły dotyczące „diabełka”.
Dzisiaj przeczytacie o najgorszych rzeczach Diablo 3. Za tydzień o najlepszych.
To co? Trzy, dwa, jeden – zaczynamy!
5. Niski poziom trudności
Od razu widać, że Diablo 3 było tworzone dla masowej społeczności. A masowej oznacza w tym przypadku casualowej, bo właśnie takich graczy jest najwięcej na świecie. Poziom trudności Diablo 3 jest żaden.
Kampania fabularna to jakiś żart. Do 70 lvl możecie expić jedną ręką, popijając przy tym herbatę, a gwarantuje wam, że nie zginiecie ani razu. To samo z aktowymi bossami, które pokonujmy z marszu.
Niestety ta sama historia powtarza się po rozpoczęciu zabawy z Głębokimi Szczelinami. Pierwsze czterdzieści, pięćdziesiąt, baa, sześćdziesiąt poziomów można pokonać na byle jakich przedmiotach.
W Diablo 3 nie istnieją żadne ukryte mechaniki. Wraz ze wzrostem Udręki rośnie życie, obrażenia i odporność potworków, ale nic poza tym. Doskonale wiemy, czego się spodziewać. Wystarczy tylko podnieść swoją regenerację lub wytrzymałość (poprzez przedmioty), a kolejne Udręki i kolejne GR nie będą stanowiły problemu. Zresztą zobaczcie na światowe rankingi (np. z poprzedniego Sezonu). Ludzie dochodzą do maksymalnego poziomu Szczelin, zabijają bossa w połowę wymaganego czasu i kończą zabawę, bo niczego trudniejszego już nie doświadczą w Diablo 3.
4. Biedny rozwój postaci
W tym przypadku muszę się posłużyć przykładem Path of Exile, gdzie rozwój swojego bohatera lub bohaterki jest wielowarstwowy. Zaczynając o ogromnego Drzewka Umiejętności, kombinacji gemów, kończąc na specjalnych unikalnych przedmiotach, których są setki. Każda klasa posiada kilka specjalizacji (Ascendancy), a każda specjalizacja po kilka lub nawet kilkanaście różnych buildów.
A Diablo 3? Produkt Blizzarda wygląda przy PoE jak mobilna produkcja. Siedem grywalnych postaci, gdzie na jedną postać przypada maksymalnie 1-3 buildy, którymi grają praktycznie wszyscy. Budowanie naszego Nefalema to żadne wyzwanie, a tym bardziej frajda. Umiejętności i Runy odblokowują się automatycznie wraz ze wzrostem poziomu doświadczenia. Potrzebne przedmioty (nie liczę Primalów) farmimy w kilka godzin. Do tego Skille i Paragon Skille, które możemy zmieniać w każdej chwili. Przykro mi, ale nie ma w tym żadnej głębi.
„Ale przecież w D3 Paragony można rozwijać w nieskończoność!” - można, ale co to daje? Po jakimś czasie to tylko większe cyferki.
3. End-game, którego nie ma
Bądźmy realistami. Diablo 3 posiada tylko jedną formę end-game’u – Głębokie Szczeliny. Wszystko, co robimy po 70 levelu kręci się wokół wbijania kolejnych poziomów w szczelinach. To samo w kółko, tylko z troszeczkę lepszymi przeciwnikami. Nic innego nas nie interesuje, bo niczego innego nie ma. Trudno przecież zaliczyć Tryb Przygodowy i Bounties do end-game. Tak samo jak Achievementy i crafting, poprawka, imitację craftingu.
W Diablo 3 nie ma PvP, nie ma nieskończonego dungeona (jak Delve w Path of Exile), nie ma Atlasu Mapek, nie ma dodatkowych linii fabularnych, nie ma ukrytych questów…
Nie od dziś wiadomo, że sukces gry-usługi w głównej mierze zależy od tego, co ma do zaoferowania poza maksymalnym poziomem doświadczenia. Niestety, Diablo 3 przegrywa tutaj na całego. Szybko zdobywamy to, co mamy zdobyć i szybko się znudzimy, no bo ile można robić praktycznie to samo.
2. Bajkowa grafika
To chyba główny zarzut ze strony społeczności gry. Bajkowa, w niektórych przypadkach nawet cukierkowa grafika, która nie przystoi takiej serii jak „Diablo”. Wychowaliśmy się na brudnej, brutalnej i bardzo mrocznej serii, a dostaliśmy kolorową i bardzo ugrzecznioną wersję, z której wyleciał cały klimat. Jeszcze raz potwierdza się fakt, że D3 było tworzone dla masowej społeczności w każdym wieku (PEGI 16 to pic na wodę). Dla chłopców i dla dziewczynek. Wszystko wygląda bardzo poprawnie i bardzo sterylnie.
Nic więc dziwnego, że zaraz po zapowiedzi Diablo 4, Luis Barriga wyszedł na scenę i potwierdził, że „D4 wraca do korzeni”. Chyba nawet Blizzard zrozumiał, że przesadzili ze słodkością Diablo 3 i że nie tego oczekują fani produkcji. No cóż, lepiej późno niż wcale.
1. Wiele lat zaniedbań i zmarnowany potencjał
Największym problemem Diablo 3 jest… Blizzard Entertainment, który po premierze dodatku „Reaper of Souls” w 2014 roku postawił na swojej hack’n’slashowej produkcji krzyżyk. Wyglądało to tak, jakby D3 przestało dla nich istnieć. Aktualizacje pojawiały się bardzo rzadko, ale nawet wtedy nie wprowadzały do zabawy niczego konkretnego (oprócz płatnej klasy Nekromanty). Przez wiele lat w Diablo 3 nie działo się praktycznie nic. Gierka wegetowała sobie w internecie, podczas gdy powinna powiększać swój content, ulepszać rozgrywkę i umacniać swoją pozycję na rynku. Na nic były prośby fanów i ciągłe zwracanie uwagi na nieciekawą sytuację w grze. Jak grochem w ścianę.
Blizzard przypomniał sobie o D3 dopiero przed zbliżającą się premierą Diablo 4, ale wtedy było już za późno. Path of Exile czy nawet Grim Dawn zanotowały taki skok do góry, że Diablo 3 już na zawsze będzie oglądał ich plecy.
Diablo 3 mogło być sto razy większą i lepszą grą niż jest teraz. Niestety, kilka lat „nic nierobienia” spowodowało, że potencjał D3 został kompletnie zaprzepaszczony. I to naprawdę trudno wybaczyć „Zamieci”, która przyzwyczaiła nas przecież do wysokiego poziomu swoich produkcji.
Mam tylko nadzieję, że w przypadku Diablo 4 sytuacja się nie powtórzy i gierka zyska taką uwagę, na jaką rzeczywiście zasługuje.