Dwa oblicza jednej gry – podział na serwery PvP i PvE ma sens?
Uwaga, poniższy tekst to moje zdanie. Możecie się z nim nie zgadzać. Możecie się z nim kłócić. Możecie z nim dyskutować. Przede wszystkim zachęcam jednak do posiadania… własnego zdania – po to, abyśmy mieli o czym rozmawiać.
Dzisiaj poruszę temat, który podsunął mi dawno temu SsebastiusS (to ten od Corepunk). Otóż, czy gry MMORPG faktycznie potrzebują serwerów podzielonych na PvP oraz PvE?
Przyznam szczerze, że pierwsze co przyszło mi na myśl to „tak, niech każdy gra w co chce i jak chce”. Temat ten jednak nie dawał mi spokoju i zacząłem głębiej się nad nim zastanawiać. W efekcie doszedłem do wniosku, może mylnego, że jednak taki rozłam jest szkodliwy i nie służy grze.
Oczywiście zaraz można zwrócić uwagę, że dzięki temu więcej osób zagra, bo ktoś, kto nie lubi walki z innymi graczami, wybierze serwer PvE, nie rezygnując z całej gry. I przyznaję, że jest to dobry argument, w końcu gra to przede wszystkim biznes. Projekt ma na siebie zarabiać i czym więcej przyciągnie do siebie osób, tym (z finansowego punktu widzenia) lepiej!
Z drugiej strony, kiedy dana gra jest dla wszystkich, to zwyczajnie jest dla nikogo. Ciężko bowiem trafić w gusta nieokreślonej masy, skupiającej potrzeby różnych grup o indywidualnych wymaganiach. O wiele lepiej działa się dla odbiorców, którzy wiedzą czego chcą. Jeszcze lepiej, gdy my wiemy, czego oni chcą i potrafimy im to dostarczyć. Takie MMORPG jest najzwyczajniej w świecie lepsze, bo jest konkretne.
Przykład? Final Fantasy XIV nie ma otwartego PvP, bo go zwyczajnie nie potrzebuje. Nie ma zatem i serwerów PvP. Ktoś chce powalczyć? Są do tego instancjonowane elementy gry, ale ten aspekt nie cieszy się wybitną popularnością w FFXIV (zupełnie się nie dziwię). Gracze szukający PvP nie znajdą rozrywki w tym tytule i każdy o tym wie – nie ma potrzeby tego zmieniać, bowiem domeną tej gry jest PvE i tyle.
Po drugiej stronie barykady mamy przykładowo Lineage 2, które mocno oparte zostało na rywalizacji. Otwarte PvP, system karmy, PK-owanie, siege na zamki, areny – generalnie walka z innymi graczami to tutaj chleb powszedni. To również część uroku tego tytułu oraz jego wyróżnik na tle konkurencji. Słysząc o Lineage 2 spodziewasz się walk o spota, a próba ograniczenia tego to kastrowanie gry z jej ważnego elementu.
Teraz dla przykładu mamy World of Warcraft, którego otwarte PvP stanowiło istotną część przez kilka pierwszych dodatków. Oczywiście, dostępne były serwery PvE, na których ten aspekt był niedostępny poza battlegroundami, czy arenami. Z czasem Blizzard pokusił się po prostu o „Warmode”, dzięki któremu za pomocą jednego przycisku określacie swoją gotowość do walki.
Teoretycznie doskonałe rozwiązanie, bowiem społeczność nie jest dzielona na serwery i wszyscy mogą grać ze sobą bez obaw. Z mojej perspektywy jednak to takie lizanie cukierka przez papierek. Jeśli PvP jest sporym elementem danego MMORPG-a, a nie ukrywajmy, że w World of Warcraft jest, to możliwość wyłączenia go, wydaje się po prostu bez sensu.
Oczywiście, ktoś może nie mieć ochoty być gankowanym przez bandę Hordziaków, która nie potrafi walczyć 1 na 1. Nie wszystkim sprawia przyjemność bycie zabijanym przez postać na maksymalnym poziomie, kiedy samemu dopiero się raczkuje. Pewnie sporo osób nazwie takie zachowania toksycznymi. Z mojej strony jest to jednak część gier MMO, a raczej jej mechanika.
Tak, słyszę trzask pękających mniej szlachetnej części pleców niektórych osób, które zaraz głośno wyrażą swój sprzeciw, obrzucając mnie przy tym mało wymyślnymi inwektywami. Odnoszę jednak wrażenie, że takie serwery PvE to kastrowanie gry z jej elementów, które czynią ją unikalną. Jeśli nie podoba Ci się PvP, to zmień dany tytuł. Przecież nikt nie przystawia Ci sztyletu do karku lub pistoletu do głowy, abyś grał w konkretną produkcję, prawda? Mrugnij dwa razy, jeśli jest inaczej.
Zdaję sobie przy tym sprawę, że niektóre osoby kochają po prostu PvE w danej produkcji, ale niekoniecznie PvP. Dlatego właśnie powinny mieć możliwość nie brania w nim udziału, skoro tego nie chcą. Rozumiem Was, też tak czasami mam! Nie zawsze z radością rzucam się na Przymierze, często wolę po prostu pobawić się w Mythic+ lub pozbierać kwiatki (jakbym mógł hodować cyfrowe pomidorki w Azeroth to już w ogóle byłby wypas).
Nie zmienia to jednak faktu, że nie wymagam, aby gra była zmieniana pode mnie. Godzę się z elementem, który mi nie pasuje, jeśli całość mi odpowiada. Kocha się pomimo i w tych niedoskonałościach warto dopatrywać się doskonałości. Okazjonalne PvP może przypaść Wam do gustu lub urozmaicić standardową strefę komfortu. To również wymówka, aby znaleźć gildię lub poprosić towarzyszy o pomoc. Takie losowe wydarzenia to ważna część gatunku MMORPG.
Przecież nie mówimy tutaj o grze pokroju Albion Online, w której PvP to podstawowy element zabawy. I w tym przypadku faktycznie, jeśli ktoś nie lubi rywalizacji z innymi graczami to jest to zwyczajnie gra nie dla niego. Niemniej, czy jakby dodali do niej serwery PvE (europejskie to by mogli), to czy nie pozbawiliby tego tytułu jego uroku oraz unikalności?
Z mojej perspektywy PvP i PvE to rzeczy charakterystyczne dla danych tytułów, dzięki którym wyróżniają się one na tle konkurencji. Nie ma zatem sensu rozdzielać tych elementów na osobne serwery, aby przypasować się do szerszego grona graczy. W dłuższej perspektywie bowiem, coś zostanie zaniedbane i będzie traktowane gorzej.
Poza tym nie każda gra tego potrzebuje. Final Fantasy XIV radzi sobie doskonale bez serwerów PvP, tak jak Albion bez serwerów PvE. A World of Warcraft? To temat na osobną dyskusję, bowiem „Warmode” to jedynie wierzchołek góry lodowej, zwanej „shardowaniem”, który skutecznie (wraz z lataniem) wpłynął na otwarte PvP. Na szczęście nie zabijając go doszczętnie, bowiem gdzie inaczej toczyłby się konflikt między Przymierzem, a Hordą? Bo chyba nie w fabule…
Czekam na Waszą perspektywę i pamiętajcie – moje zdanie nie jest ostateczne. Przy dobrej argumentacji chętnie przyznam komuś rację. Oczywiście pewnie część z Was powie, że lubi SZYPKO, a część, że woli WOLMO. Najważniejsza jednak jest debata!