PefriX i jego 10 ulubionych gier MMORPG
Wiele razy pytaliście w komentarzach, jakie są teraz nasze ulubione gry MMORPG. Przyszedł czas, żeby członkowie zespołu MMORPG.org.pl ujawnili swoich faworytów.
Słowo się rzekło, kości zostały rzucone, itd. Po guru przyszła pora na mnie. Ja jestem raczej człowiekiem sceptycznym i rzadko kiedy dopada mnie „hype”. Ba, o wiele za często marudzę i krytykuję, ale to dlatego, że nie chcę się potem rozczarować. Do tego wyznaję „kurde, kiedyś to było”, więc na mojej liście znajdziecie raczej starocie.
WAŻNE: pod uwagę bierzemy jedynie "oficjalne" gry MMO/MMORPG. Żadnych tytułów MOBA, Battle Royale, karcianek, strzelanek (wyjątek to PlanetSide 2) czy sieciowych ARPG-ów w stylu Path of Exile czy Diablo 3.
10. DC Universe Online
Na samym dole mojej listy znajduje się pozycja, którą wysoko ocenił guru. Ja również mam dla DCUO specjalne miejsce, chociaż nie widziałem w tym tytule takiego potencjału, jak mój przedmówca. Nie jestem wybitnym fanem tego uniwersum, chociaż co nieco wiem. Z tego powodu z przyjemnością brałem udział w fabularnej części tego MMORPG-a. Jeśli ktoś zna bohaterów ze świata DC innych niż Superman, czy Batman, ten również mógł docenić wkład deweloperów w tworzenie historii.
Dla mnie jednak najważniejszą zaletą produkcji była spora swoboda przy tworzeniu postaci. Nasz dobry lub zły superbohater mógł wyglądać przeróżnie oraz dysponować szeroką gamą umiejętności. Do tego latanie było wisienką na torcie. Największą wadą gry były z kolei DLC. A szkoda, bo gdyby nieco inaczej poprowadzono model płatności, to DC Universe Online mogłoby powalczyć o większe zainteresowanie.
9. TERA
Non-targetowy MMORPG, który mógł być cudem, a okazał się zwykłym średniakiem. Niemniej to jego system walki sprawił, że poczułem dynamikę potyczek w gatunku. Jasne, Vindictus pod tym względem deklasował ten tytuł, ale ten ostatni nie był grą z otwartym światem. TERA z kolei oferowała naprawdę ciekawą zabawę. Na papierze wyglądała nawet jeszcze lepiej. Zapowiadano konflikty polityczne, czynny udział graczy w kwestiach dyplomatycznych oraz inne cuda na patyku.
Rzeczywistość okazała się bolesna, a omawiana produkcja szybko została zweryfikowana. Niemniej nie potrafię jej NIE docenić. Zabawa tankiem czy healerem była tutaj zdecydowanie jedną z najprzyjemniejszych rzeczy. Nie wspominając o soczystym PvP.
8. Archlord
Tutaj z pewnością Xaorus się uśmiechnie, chociaż już zapowiadam, że na jego liście tytuł ten dostanie pewnie lepszą notę. W Archlordzie spędziłem sporo godzin, właściwie bezsensownie grindując. O dziwo jednak, była to przyjemna czynność, której nie umiem wytłumaczyć. Czy bicie szkieletów po raz tysięczny, w tej samej jaskini, na tym samym spocie i tym samym skillem, mogło dawać frajdę?
Teraz bym się zastanowił, ale dawno temu więcej nie potrzebowałem. I w sumie z czułością wspominam okres, gdy mogłem skupić się na dropieniu, handlowaniu oraz ulepszaniu sprzętu. W tym wszystkim naprawdę nie umiem tego uzasadnić, bo tak obiektywnie patrząc, Archlord nie był jakiś wspaniały…
7. Dungeons & Dragons Online
To moja prawdziwa perełka, która wymagała czegoś więcej, niż uderzania twarzą o klawiaturę i obserwowania co się dzieje. W D&D Online drużyna była wszystkim. Odpowiednie dobranie klasy postaci oraz rasy, rozdysponowanie punktów umiejętności, a do tego znajomość swojej roli – bez tego przygoda szybko kończyła się porażką.
Z radością wspominam rozbrajanie pułapek czy wyszukiwanie ukrytych kryjówek. Mechanika skradania się również wymagała koncentracji u mojego łotrzyka. Niemniej największą uciechę sprawia mi wspomnienie o źle rozdanych punktach talentów. W efekcie okazało się, że moja postać była mniej skuteczna z dwoma sztyletami, niż gdy strzelała z procy. Pod względem mechaniki, to nowe MMORPG-i mogłyby się sporo nauczyć od Dungeons & Dragons Online. Tylko niech nie korzystają z podejścia do mikrotransakcji ;).
6. Requiem: Bloodymare
Tak wysokie miejsce dla gierki, która w zasadzie nie była specjalna? Phi, była i to jak! Ze świecą szukać drugiego takiego tytułu, który wywróciłby do góry nogami podejście do świata. Requiem: Bloodymare nie miało kolorowych krain, radosnych grzybków, czy standardowych ludzi, elfów oraz orków. Zamiast tego były krew, łzy, flaki, groteska oraz brutalność. Pełnoprawne GORE.
To tutaj przy odrobinie szczęścia, kończyliśmy atak finiszerem ucinającym kończynę. Nocą z kolei chowaliśmy się w wioskach, bowiem samotna wycieczka po pustkowiach mogła skończyć się źle. Wtedy bowiem Requiem: Bloodymare wypuszczało na świat najgorsze monstra, zdecydowanie silniejsze od standardowych mobków. Szkoda jednak, że w pozostałych aspektach nie było również tak nietypowo.
5. Final Fantasy XIV
Dopiero piąte miejsce dla gry, która jest dobrą konkurencją dla króla MMORPG. Część osób pewnie uzna, że się nie znam, ale dla mnie Final Fantasy XIV jest dobre, ale ma zbyt „japońskie” rozwiązania. O ile w grach jRPG od Square Enix specyficzność ta mi odpowiadała, tak w MMORPG-u nie mogłem niektórych rzeczy zrozumieć. Tak, mówię tutaj o braku udźwiękowienia w większości początkowych filmików. Do tego strasznie mozolny system walki, czy złudna otwartość świata.
Na szczęście większość problemów znika z czasem. W kolejnych dodatkach nie ma już takiego problemu z brakiem udźwiękowienia, a od 30-35 poziomu (dla mnie od 20) walka nabiera tempa. Na uwagę zasługuje kampania fabularna, chociaż ja kręcę nosem na fakt, że jest przymusowa (jeśli chcemy odblokować sporo zawartości gry) oraz w większości dla pojedynczego gracza. Nie mogę się jednak przyczepić do klas postaci (do wyboru do koloru!) oraz samej oprawy wizualnej. Tak, świat Final Fantasy XIV to jeden z ładniejszych, jakie dane mi było oglądać. I gdyby nie fakt, że moją pierwszą miłością był World of Warcraft, to pewnie Ostatnia Fantazja 14 byłaby moją grą numer jeden.
4. Lineage 2: Interlude
W tej TOP-ce dwie gry MMORPG zostaną wyróżnione nie jako całość, ale do pewnego momentu/dodatku. Tak jest z Lineage 2, które do Interlude było dla mnie czymś wspaniałym, a potem zaliczyło równię pochyłą. Dlaczego jednak doceniał ten tytuł? Dzięki PvP. Tak soczystej rozwałki ciężko było szukać gdzie indziej. Niby Aion (a podobno i Black Desert Online też) oferuje to samo, a nawet więcej, tak nigdy w tą skrzydlatą produkcję wkręcić się nie mogłem.
Lineage 2 dostarczył mnóstwo, zróżnicowanych klas postaci, tonę grindu oraz przerażające dropienie/crafting. Szansa na wypadnięcie przedmiotów była mega niska, dlatego zbierało się materiały i szukało krasnoluda z receptą. Następnie liczyło się na nutkę szczęścia. Największą atrakcją było jednak otwarte PvP z którym spotykaliśmy się zwłaszcza podczas robienia open rajdów. Tak, wyobraźcie sobie, że wroga gildia mogła Was napaść prawie w każdym momencie. Wisienką na torcie były walki o zamek. Aż łezka w oku się kręci!
3. Ragnarok Online
Kolejna gra moim zdaniem zniszczona przez niepotrzebną aktualizację. W przypadku Ragnarok Online mam na myśli ogromne zmiany, które sprowadził „Renewal”. Na szczęście złoty czas mojego grania w ten tytuł przypadł na klasyczną wersję. Mimo, że od kilku lat nie tykałem gry, tak do tej pory mam z nią żywe wspomnienia. Przede wszystkim dzięki fantastycznej oprawie graficznej, którą dla mnie jest wiecznie ładna/niestarzejąca się.
Niby Tree of Savior jest duchowym spadkobiercą Ragnaroka, jednak nie udało się dla mnie przywrócić klimatu tamtej produkcji. Farmienie całym klanem danego mobka, aby zdobyć jego kartę, następnie zdobywanie konkretnej broni ze slotem na nią. To wszystko z bogatą plejadą zróżnicowanych klas postaci i pełną swobodą w rozdawaniu statystyk. Zdecydować się nie umiem, czy PvP czy PvE było lepsze w Ragnaroku. Z jednej strony Siege były fantastyczne, a z drugiej bossowie na mapkach nie raz zaleźli mi za skórkę. Naprawdę, masa pozytywnych wspomnień.
2. Dofus
Unikalna produkcja, która mimo bycia dziadkiem wśród gier MMORPG, trzyma się całkiem nieźle. Jest to równocześnie chyba jedyny tytuł, do którego regularnie wracam, co kilka aktualizacji. Ankama ma bowiem to do siebie, że miesza w Dofusie i nagle wywraca jakiś mechanizm do góry nogami. Niby alternatywne Wakfu jest ładniejsze oraz oferuje nowsze rozwiązania, tak Dofus dla mnie nadal jest lepszy.
Co ciekawe, równocześnie tytuł ten nie ma w zasadzie konkurencji. Próżno szukać drugiego tytułu MMORPG z turową, taktyczną walką. Mnie również przekonały barwnie zaprojektowane klasy postaci, które zdecydowanie wyróżniają się na tle konkurencji. Do tego dochodzi unikalne uniwersum World of Twelve, czy sandboksowy charakter, a nie prowadzenie gracza za rączkę.
1. World of Warcraft: The Burning Crusade
Powyżej wychwaliłem Dofusa za nie bycie theme parkiem, a jako TOP 1 daję ucieleśnienie tego typu gry. Nic na to jednak nie mogę poradzić, że pierwsza miłość jest w pewnym sensie najważniejsza i zawsze wraca. Tak samo jednak, jak w przypadku Lineage 2, tak w World of Warcraft rozchodzi mi się przede wszystkim o The Burning Crusade.
Bez zawahania, zawsze mogę wskazać, że najlepszą grą MMORPG dla mnie było, jest i prawdopodobnie będzie World of Warcraft: The Burning Crusade. Jestem starym dziadem, żyję przeszłością i „kiedyś było lepiej” – tak, wiem. Niemniej to z tym tytułem mam najwięcej wspomnień, to przy nim przesiedziałem setki godzin oraz zarwałem wiele nocek. Jest to równocześnie jedyny MMORPG (ten konkretny dodatek), którego bez skrupułów ogrywałem na serwach prywatnych.
Nie mam nic do współczesnego WoW-a (jest dobry), ale dla mnie nie ma już tego samego smaku, co za czasów TBC. Dlatego gdy mam ochotę, to wracam na Outland. Pewnie pchany tęsknotą oraz melancholią, ale zaprzeczyć temu nie jestem w stanie. I poważnie, z żadną inną grą tak nie miałem.
Zdaję sobie przy tym sprawę, że mój wybór nie wszystkim przypadnie do gustu. Przypominam jednak, że TOP-ki są czysto subiektywne.
Za tydzień TOP10 od Xaorusa!