Pogadajmy: Za młodzi na exp, za starzy na grę…
Witam wszystkich bardzo serdecznie, kłaniam się nisko i życzę szczęścia w Nowym Roku! Przyda się, bowiem przed sobą będziecie mieli kolejne 12 miesięcy nieustannej walki o spot, drop oraz miejsce w rankingach.
Jak było kiedyś…
Nie zamierzam Wam truć o przeszłości gatunku, wspominać, jak to było dawniej, czy wychwalać Tibię (nie będę jej również bronił krzesłem). Zamiast tego odniosę się do pewnej rewolucji na rynku growym, czyli MMORPG. Na początku pomysł przeniesienia do wirtualnego świata setek osób, które miałyby grać jednocześnie, wydawał się kuriozalny. Z tego powodu mało firm decydowało się na tego typu projekty, co było błędem. Jak czas pokazał, MMORPG okazały się strzałem w dziesiątkę. Nie chodzi nawet o samego króla, czyli World of Warcraft. Przed nim bowiem mieliśmy wspaniałego Lineage 2, Ragnarok Online, czy Ultima Online. Raczkujący przedstawiciele gatunku byli ubodzy graficznie, ale oferowali nieznaną dotąd swobodę, oraz najważniejszy element, czy interakcję z innymi graczami.
Warto przy tym przypomnieć sobie, jak traktowała graczy opinia publiczna, czy media. Granie uważano za niebezpieczny nałóg, rozrywkę dla dzieci oraz coś niepoważnego. Czy to się zmieniło?
…jak jest teraz…
Mamy końcówkę roku 2016. Gatunek MMORPG nie jest w najlepszej kondycji, brakuje na rynku świeżych tytułów, które wstrząsnęłyby społecznością. Deweloperzy niczym politycy, wiele obiecują, po czym o wszystkim zapominają. Ewentualnie mydlą nam oczy Wczesnym Dostępem. Na tronie nadal dumnie zasiada tytuł wydany w 2004 roku, a Europa i Stany Zjednoczone regularnie dostają do grania azjatyckie „crapy”. Patrząc na poprzedni rozdział, nie sposób nie zauważyć, że coś się zmieniło.
Okazało się, ze dorośliśmy. Te smyki, które niegdyś spędzały kilkadziesiąt godzin zdobywając Rękawice Ponętności +10, teraz nie są w stanie wytrzymać zwyczajnego grindu. Jasne, można mówić, że to wina deweloperów, którzy wydają nowe gry takie, a nie inne. Z drugiej strony, to my za to ponosimy odpowiedzialność, dźwigając na barkach ciężar doświadczeń pierwszych MMORPG-ów. Z jednej strony krytykujemy nowe tytuły, że są słabe, czy nie wprowadzają nic nowego. Sami zaś melancholijnie patrzymy w przeszłość, tęskniąc do pierwotnych produkcji. W efekcie, nie jesteśmy w stanie przy nich wytrzymać, widząc archaiczną grafikę, czy zesztywniałe rozwiązania oraz niepraktyczne mechaniki. Zamiast pójść do przodu, stoimy w miejscu, marudząc na wszystko.
Niestety, czasy się zmieniają i gatunek również musi ewoluować, jeśli chce przetrwać. Czy wróżę mu koniec? Wystarczy spojrzeć na dominację gier MOBA-podobnych, które przyciągają tłumy graczy. Są bowiem takimi okrojonymi MMORPG-ami, ale bez żmudnego poświęcania się na rozwój postaci. Koncentrują się na kwintesencji, czyli rywalizacji pomiędzy graczami. Nagle bowiem okazuje się, że gracze nie mają czasu. Dlatego odchodzą od typowych przedstawicieli gatunku na rzecz gier oferujących szybkie rundki po 15 minut. Tak, dorośliśmy.
W najlepszej sytuacji są młodzi, którzy nie są skażeni naszym doświadczeniem. Nie znają starych MMORPG-ów, więc startują z czystym kontem. Dla nich nie ma tej przeszłości, którą my znamy, dlatego mogą cieszyć się nowymi grami. Tak, nawet tym „głupim” Black Desert Online! Poniekąd jest im łatwiej również dlatego, że nie muszą się „wstydzić” bycia graczem. Aktualnie prawie każdy nim jest, a granie stało się modą. Wystarczy spojrzeć w jak zawrotnym tempie rozwija się e-sport.
…a jak będzie?
Do czego zatem zmierzam? Ostatni news o Panu Hubercie grającym w World of Tanks uświadomił mi, że świat gamingu ulega zmianie. Nie będzie to żadne odkrywcze spostrzeżenie – pierwsze pokolenie graczy po prostu się starzeje. W tej chwili cieszy (lub śmieszy) nas widok starszych osób, bawiących się na PC, czy konsoli. Zresztą, takie osoby to nie pojedyncze przypadki. W Sieci znajdziecie słynną już (ma ponad 200 tysięcy subów na kanale) Shirley Curry, czyli amerykańską babcię, która pokazuje swoje przygody w Skyrimie. U nas z kolej jest Pani Bogumiła, łącząca szydełkowanie z graniem w Assassin’s Creed. Teraz zastanówmy się, jak my skończymy za te, powiedzmy, 30 lat?
Nie wyobrażam sobie swojej przyszłości bez grania. Mogę zostać nazwany nerdem, ale gry nadal sprawiają mi przyjemność. Do tego jestem MMOholikiem, więc o żadnym single-player nawet nie ma mowy. Dla mnie taka wizja emerytury (o ile do niej dożyję) jest wspaniała. Prawie 60-letni PefriX rywalizujący z jakimiś noobkami. Zresztą, popatrzcie na Remigiusza „Rock” Maciaszka, który do najmłodszych już nie należy, a nadal intensywnie gra.
Obawiam się jednak o przyszłość gatunku MMORPG. Jeśli żaden deweloper nie postanowi zaryzykować, czeka nas zalew azjatyckich produkcji wątpliwej jakości. MMORPG-i podzielą los przygodówek oraz RTS-ów, a na ich miejsce na stałe wejdą różne odmiany gier MOBA. Nawet Tibia w 3D nie naprawi kiepskiej sytuacji tego rynku.
Kończę już swoje przynudzanie o wszystkim i o niczym. Kondycja MMORPG jest słaba, za co odpowiadamy również my. Rozleniwiliśmy się i oczekujemy wszystkiego podanego na złotym talerzu, dzięki czemu dominują gry MOBA-podobne. Granie stało się niezwykle modne, co może pomóc (ale i zaszkodzić) gatunkowi. Już teraz gry powoli przestają być uznawane za dziecinny temat, a w przyszłości grające staruszki będą normą. Dziękuję za uwagę i wytrwałość!
Dajcie znać w komentarzach, czy tego rodzaju artykuły powinny pojawiać się na stronie częściej. Wiem, poruszyłem w tym tekście wiele tematów, które chętnie bym rozwinął w przyszłych materiałach. To jednak zależy jedynie od Was samych, dlatego zapraszam do dyskusji :). A Wy jak myślicie, jaka czeka nas przyszłość? Gry przestaną nas zupełnie bawić? A może MMORPG-i ewoluują dzięki wirtualnej rzeczywistości?