Recenzujemy Tree of Savior
Lojalnie uprzedzam, że recenzja nie będzie prowadzona z perspektywy gracza Ragnarok Online. Moja przygoda z tamtym, kultowym dla wielu MMORPG’iem zakończyła się po kilku ciężkich – dla obu stron – tygodniach. Nie pokochałem Ragnarok’a, Ragnarok nie pokochał mnie, więc odcinam się od jakichkolwiek koneksji ze „starszym” kolegą. Nie znajdziecie tu fragmentów w stylu „to jest fajne, ale w Ragnaroku było lepsze” czy „w tym wypadku Tree of Savior prezentuje się lepiej od Ragnaroka”.
Wiecie, dlaczego o tym wspominam? Bo od samego początku, dosłownie od pierwszej zapowiedzi, Tree of Savior był reklamowany, wręcz budowany na słowach „duchowy następca Ragnaroka Online”. Może i faktycznie tak jest, ale ja potraktuję ToS’a jako nowego, całkowicie niezależnego MMORPG’a.
Trudny początek
Obecni gracze MMORPG są skonstruowani w bardzo prosty sposób i w większości wypadków polegają na swoim pierwszym wrażeniu. Jeśli startowe minuty z daną grą nie są ekscytujące, nie dostarczają im odpowiedniej dawki przyjemności, to takie osoby po prostu wciskają EXIT, a potem czym prędzej usuwają taki produkt ze swojego dysku twardego. Tree of Savior może być niestety taką ofiarą, bo mamy tutaj bardzo odstraszający początek. Myślę o customizacji postaci, która praktycznie nie istnieje (nie licząc wyboru płci i kilku rodzajów fryzur) oraz pierwszych godzinach, w których obracamy się w towarzystwie potworków o wyglądzie brokułów, sałat czy przerośniętych kwiatków. Nie wspominając już o prostych questach w stylu Zabij lub Pozbieraj oraz EXP Cards, które dają bardzo mylne wrażenie, że w Tree of Savior expi się szybko, łatwo i przyjemnie. A tak przecież nie jest, bo im dalej w las, tym zaczyna brakować questów, a my jesteśmy zmuszeni poszukać jakiegoś fajnego, spokojnego spota i rozpocząć annihilację setek sztuk mobów.
No właśnie, tutaj dochodzimy do najważniejszego elementu całej gry, czyli GRINDU!
Wspomniane "brokuły"
Grinding Grind Game
Nie jest to jednak tak hardkorowy grind, jakiego wszyscy się spodziewali. Nie powtarza się tutaj sytuacja z Knight Online, Kal Online czy Silkroad Online, w których exp leciał masaktatycznie słabo, a przez godzinę wbijaliśmy - w skrajnych przypadkach - nawet kilka procent levela. Jeśli umiejętnie poprowadzimy naszą postać i nie użyjemy wszystkich EXP Cards od razu, to grind stanie się tylko przejściowym rozwiązaniem, a nie jedynym możliwym sposobem na osiągnięcie maksymalnego poziomu. Czasami jednak nie mamy innego wyjścia i jesteśmy zmuszeni znaleźć fajny, obfitujący w mobki spot, zacisnąć zęby i zacząć „mordować” przeciwników. Od waszego doświadczenia, stażu grania w MMORPG i chyba przede wszystkim waszego wieku zależy, czy będzie to plus czy minus Tree of Savior. Ja gram w „sieciówki” od 2002 roku (z przerwami) i wręcz wychowałem się na tytułach, w których aby coś osiągnąć, trzeba było grindować całymi miesiącami. Dlatego też to, co zobaczyłem w ToS ani mnie nie zaskoczyło, ani też zmartwiło. Fajnie było odświeżyć swoje cechy wytrwałości, cierpliwości oraz przekonać się, czy taki styl expienia jeszcze mi odpowiada. Odpowiadał, dlatego grindowy charakter Tree of Savior uznaję za niewątpliwy plus, który podwyższa ocenę całej gry.
Zdaje sobie jednak sprawę, że wśród innych graczy znajdą się osoby, które nie są przyzwyczajone do takiego grindu. Dla nich będzie to męczarnia i jakiegoś rodzaju nieporozumienie - „Jak to siedzieć kilka godzin w jednym miejscu i bić te same potwory?”. Oni w pierwszej kolejności odpadną z gry i to oni będą później wypisywać w komentarzach słowa, że nie warto ściągać Tree of Savior, bo gra nie oferuje niczego ciekawego. To niestety efekt dzisiejszego trendu w MMORPG, w którym ludzie są przyzwyczajeni do pierdylarda questów i wbijania level cap’u w 30 godzin. W Tree of Savior po 30 godzinach będziemy co najwyżej w 1/3 drogi na szczyt. A przecież jeszcze 10 lat temu praktycznie każdy tytuł w naszym gatunku oferował system rozgrywki oparty właśnie na grindzie.
W kupie siła
Kolejnym „pstryczkiem” skierowanym w obecną generację graczy MMORPG jest fakt, że Tree of Savior został wręcz stworzony do grania w Party. To nie jest Elder Scrolls Online, to nie jest SWTOR, w których level cap osiągaliśmy praktycznie bez integracji z innymi osobami. Możecie oczywiście szukać szcześcia w solowych buildach, ale to nie będzie miało większego sensu. Samodzielne bicie mobów – mówię o wyższych levelach – zajmie wam kilka razy więcej czasu, niż mielibyście robić to w grupie. Naprawdę nie macie innego wyjścia. Trzeba odkurzyć swojego TeamSpeak’a, znaleźć gildię, przypomnieć sobie najważniejsze zwroty w języku angielskim i znowu poczuć, co to znaczy kooperacja. Nie po to stworzono przecież MMORPG’i, żeby ludzie grali w nie solo. Mam rację?
Taki widok w Tree of Savior to codzienność
Ale to ładne
Grafika jak z Tibii
Wyglada jak gierka dla 8letnich dziewczynek
Kompletnie nie rozumiem negatywnego nastawienia do grafiki Tree of Savior. Dostaliśmy piękną, dopieszczoną, bardzo klimatyczną oprawę, która jest pewnego rodzaju pomostem między obecną technologią, a oldschoolowym klimatem. Zamiast docenić jej styl, optymalizację i bardzo małe wymagania sprzętowe, to ludzie narzekają na zbytnią cukierkowość. Cóż, wszystkim nie dogodzisz.
Czy to nie piękne?
Wazelina off
No dobra, jeśli do tej pory Tree of Savior zapowiadał się na mocną 8 lub nawet 9-tkę, to teraz niestety przyszła pora wbić mu parę szpilek, a raczej szpil. Bo są to ewidentne minusy, które ciążą na całej produkcji. Od czego by tu zacząć? Może od udawanego Free-To-Play, pod którym ukrywa się – nie boję się użyć tego słowa – Pay2Win ograniczające nam handel, trade i wystawianie przedmiotów? Od plagi botów, która wciąż wypełnia serwery Tree of Savior (szczególnie widać to na światach SEA)? Od zerowego doświadczenia IMC Games w wydawaniu gier MMORPG, które najlepiej było widać przy cyrkach z Early Access, gdzie pierwotny plan zakładał… 3-miesięczny headstart? Od promowanych „80 clasess” z czego tak naprawdę tylko część nadaje się do end-game’owego grania? Od takiego sobie soundtracka? Od fabuły, które w żaden sposób mnie nie porwała, co po kilkudziesięciu minutach skończyło się szybkim spamowaniem spacji? Czy może systemie PvP, który został potraktowany w sposób tak absolutnie marginalny, że praktycznie w ogóle nie istnieje?
Są to jednak rzeczy, które w przeważającej większości można w przyszłości naprawić. Wystarczy zmienić politykę wydawniczą, usunąć ograniczenia P2W, zwiększyć wykrywalność botów, wprowadzić „prawdziwe” PvP, a Tree of Savior znowu zyska uznanie graczy, a jego ocena automatycznie powędruje w górę.
Werdykt
Tree of Savior nie jest grą dla wszystkich. Tree of Savior nie jest również prostym MMORPG’iem. Tylko, że jego trudność nie objawia się wysokim poziomem trudności rozgrywki (tak jak w EVE Online czy Star Trek Online), tylko cechami, które wymagają od gracza sporych poświęceń. Trzeba wrzuć się w klimat produkcji, zaakceptować grindowy styl, zaakceptować zabawę w grupie oraz pogodzić się z faktem, że do osiągnięcia „czegoś” potrzebne są tutaj dziesiątki, dziesiątki godzin. Wtedy właśnie wszystko potoczy się dobrze i właśnie „dobrze” najlepiej pasuje do ostatecznej oceny ToS’a.
„Jest dobrze – gra z potencjałem, która posiada sporo fajnych elementów i która może zapewnić wiele godzin przyjemności.” Jak ulał pasuje do Tree of Savior.