Siostro, basen! Czyli o healerach słów kilka — zagwozdka na niedzielę

Dodany przez Wieszczu około 6 lat temu
5 5888
Siostro, basen! Czyli o healerach słów kilka — zagwozdka na niedzielę

Kapłan, kleryk, druid, czasem po prostu “medyk”. Oto najczęstsze nazwy tak zwanych “healerów” — grupy postaci doskonale znanej wszystkim graczom MMORPG w Polsce i na świecie.

Nie ulega wątpliwości fakt, że jest to rola niezwykle ważna. Czy to w PVP, czy to na raidzie, dungeonie lub world bossie, zawsze wszyscy poszukują do drużyny kogoś, kto będzie ich składać do kupy, jak przyjdzie co do czego.


Sami twórcy gier stworzyli poniekąd taką sytuację, obdarzając bossów niezwykłą siłą i wytrzymałością, niejako wymuszając nawet na dwudziestopięcio osobowych drużynach posiadanie ilości HP o wiele, wiele większej niż mają oni standardowo. Co przekłada się w konsekwencji na to, że zadanie pana doktora bywa często najważniejsze, a jego bezpieczeństwo jest warte więcej niż życia innych, chociaż nie zadaje on obrażeń.

No dobra, ale to chyba wiemy wszyscy, prawda? Wiemy tak samo, jak o tym, że znalezienie dobrego healera jest o wiele cięższe niż znalezienie DPSa lub, nierzadko, tanka. Dlaczego tak się dzieje? Tutaj już nie wszyscy mogą znać odpowiedź.

Pierwszym i najbardziej oczywistym powodem jest oczywiście brak obrażeń. Po co gramy? Aby być najlepszymi. A jak tu być najlepszym, kiedy skrupulatnie ubranym i wylevelowanym kapłanem z trudem pokonujemy kolejnego potwora potrzebnego akurat do questa, a łucznik, zabójca czy mag obok bez najmniejszych problemów zabija go dwoma zaklęciami? Oczywiście, coś za coś. Wybierając taką, a nie inną klasę otrzymaliśmy szereg możliwości buffowania i leczenia kosztem zadawanych obrażeń, co jednak nie zmienia faktu, że w czasie grindu, to właśnie DPSy radzą sobie od nas lepiej. Dungeony, czy raidy są jedynie dodatkiem do świata (no, pomijając oczywiście gierki instancjonowane), bo większość czasu spędzamy na otwartych przestrzeniach. Prawda jest taka, że widząc opisany wcześniej widok, całkowicie naturalną reakcją będzie rezygnacja. Po co mamy się trudzić, jeśli możemy założyć alta, który udeptywaną przez miesiąc drogę pokona w tydzień? Pokusiłbym się więc o stwierdzenie, że damage dealer jest po prostu przyjemniejszy. Zwłaszcza, jeśli mamy do czynienia z czymś podobnym do assassina z “Aiona”, gdzie wymagane są od nas olbrzymie umiejętności, a zabijanie kolejnych przeciwników, czy uczenie się skuteczniejszych rozwiązań przynosi ogromną satysfakcję.

Ten aspekt deweloperom jest znany bardzo dobrze. W “World Of Warcraft” możemy przecież przejść proces levelowania jako shadow priest, postacią dysponującą zaklęciami ofensywnymi, a później zmienić się w holy priesta otrzymując skille leczące. Z kolei “Neverwinter Online”, głównie dzięki dynamicznemu systemowi walki, oferuje nam zupełnie inne spojrzenie na kapłana, tutaj szybkiego i efektownego, potrafiącego się obronić samodzielnie. Mimo tego, na rynku wciąż egzystują tytuły wierne klasycznym zasadom pokroju “The Pride Of Taern”. Jeśli próbowaliście kiedyś wyexpić druida do poziomu 30, wiecie doskonale co mam na myśli. Po przekroczeniu tej magicznej bariery stajemy się niezwykle potężni (tylko ja uważam, że “korzenie” wciąż są OP?) lecz sam proces wbijania poziomów jest o wiele, wiele dłuższy niż w przypadku innych klas.

Problemem numer dwa, jaki widzę, jest to o czym wspomniałem na początku. Tak jak z wielką mocą łączy się wielka odpowiedzialność, tak z wielkim respektem, przynajmniej w raid grupie, również się ona łączy. Przeważnie jest tak, że jesteśmy sami, ewentualnie w dwójkę, a trzech, czy czterech magów ognia/nekromantów/czarnoksiężników/łowców, nie wspominając o wojowniku/strażniku/tarczowniku/rycerzu, wymaga cały czas gruntownej opieki medycznej. Na czacie głosowym sypią się prośby, bluzgi i błagania, a my przecież nie wsadzimy głowy w monitor, nie przyspieszymy czasu odnowienia umiejętności, ani nie zlikwidujemy castowania. Chociaż dajemy z siebie wszystko, to wszystkie porażki i potknięcia spadają na nas oraz naszą rzekomą nieudolność. W końcu łatwiej jest powiedzieć “on mnie nie uleczył” zamiast “ja nie zdążyłem odpalić potiona/aktywować tarczy” i chociaż to przykre zjawisko, nie ma co z nim walczyć. W końcu — jako healer jesteśmy w mniejszości. Nie ma się co dziwić, że mało kto decyduje się na wzięcie na swoje barki takiego ciężaru. Większość gra dla zabawy, ba, często dla relaksu, nie dla ciągłego stresu.


No dobra, to by było na tyle. Czy wy też macie jakieś swoje przemyślenia w tej sprawie? Jeśli tak, to koniecznie dajcie nam znać w komentarzu. Zawsze czytam wszystkie :) Do zobaczenia!          


5 Komentarzy


Ostatnie gry

Najnowsze filmy z naszego YouTube