Zagwozdka na niedzielę – otwarte PvP jest mega ważne!
Witajcie robaki.
Wołają na mnie Siewca Wiatru, bom ponoć pierwszy w każdej bitwie. Mój brat z kolei to Zbieracz Burz, bowiem nie odstępuje mnie na krok. Jesteśmy dziarskimi wojami, którzy nie boją się tańcować ze śmiercią. Nie dla nas jednak jakieś potyczki ze smokami, czy rajdowanie na Królów Liszów. Po co to komu, gdy można zatopić topór w czaszce innego wojownika? No właśnie! Dzisiaj pogadać chciałem z Wami, miernoty, na temat PvP. Ty, cherlawy, co żeś się już w gacie zesrał? Przecież jeszcze się nawet nie zaczęło! Zaraza…
O czym to ja… Tak, PvP. No więc MMORPG-i teraz są dla lalusiów. Jakieś wypachnione paladyniątka dzierżą światłość przeciwko ciemności. Bla, bla, bla – ja ino słyszę babskie gadanie. Najlepsze, jak takie chłystki w stolicy maszerują dumnie, wypinając pierś. Szczycą się, że udało im się pokonać Wielkiego Lorda Mroku i Zła. No gratuluję, szkoda tylko, że tego pajaca ubiło 10 innych gildii wcześniej. Co to za chwała z pokonania kogoś, kogo może ubić dosłownie każdy? A wszystko tylko po to, by zdobyć nowy napierśnik, który świeci się jak psu… No nie powiem jak, ale świeci się! Cholibka, jakich ja czasów dożyłem.
Polejcie mi, bo w gardle mi zaschło od tego paplania. Machanie młotem jest mniej męczące od mielenia jęzorem, ale ktoś Wam musi wbić do głów kilka faktów. MMORPG nie może żyć bez PvP! Toć to cała przyjemność płynie z możliwości stanięcia ramię w ramię z bratem i siekania hordy innych zawodników. Takich żywych, a nie sterowanych przez jakieś tam komputery czy inne wichajstry. Już nawet nie mówię o otwartym PvP, gdzie w każdej chwili zbój może wyskoczyć Wam na plecy i musicie być wiecznie gotowi do akcji.
Ach, jak wtedy krew szybciej w żyłach płynie, gdy podczas ratowania niewiasty z opresji, wyskoczy taki PolskiPolakPL ze swoim świeżo zdobytym buzdyganem. Patrzy Wam w oczy i już wiecie, że jeden z Was wróci z tego spotkania z tarczą, a drugi na niej. Nawet ja, wielki Siewca Wiatru czasem obrywałem w boju. Niejednokrotnie musiałem czekać, aż walkiria przywróci mego ducha z zaświatów, bym ponownie mógł wrócić do boju. Czasem przez to traciłem swój Miecz Słodkich Landrynek +6, ale mówi się trudno. Droga wojownika nie jest usłana różami, co to, to nie! Nie raz, a nawet nie dwa, banda gołowąsów zaskoczyła mnie podczas podróży. Część z nich gryzła potem glebę, ale i mnie zdarzało się upaść. I Herkules dupa, kiedy ludzi kupa.
Najgorsze są jednak te miernoty, którym wydaje się, że wszystko już osiągnęły. Ci barbarzyńcy, znudzeni codzienną wojaczką, polujący na amatorów. Jeszcze rozumiem, gdyby chcieli dać im lekcję, nauczyć ich walczyć, czy zwyczajnie odreagować. Ale upierdliwe polowanie na początkujących nie jest honorowe czy godne. Niemniej w życiu czasem tak bywa i nie ma na to rady! To absolutnie nie powód, by rezygnować z otwartego PvP. Czasami ma się dosyć i chce się wszystko rzucić w diabli. Zapytam jednak, jak potem spojrzycie na siebie w lustrze, gdy z tak miałkiego powodu stracicie wolę walki?
Dobra, rozumiem, że nie każdemu brakuje piątek klepki jak mi. Nie wszyscy są tak wielkimi wojami, jak ten tutaj Siewca Wiatru! Dlatego akceptuję brak otwartego PvP, gdy są wojny gildii. Wiem, że nie każdego napędza do walki strach przed niebezpieczeństwem. Ale do kroćset, pozwólcie chociaż sobie poczuć tę adrenalinę, gdy dołączacie do klanu, który prowadzi z kimś wojnę! Takie PvP również lubię, a co!
Serce mi płacze, a dusza wojownika rozrywana jest na strzępy, gdy MMORPG ogranicza potyczki pomiędzy wojownikami. Wiecie, sprowadzenie radosnej sieczki do pojedynkowania się pod murami miast. Ewentualnie jakieś battlegroundy, czy inne tego typu areny. Nie zrozumcie mnie źle, nie mam nic przeciwko nim. Tylko to są pola bitwy dla prawdziwych rycerzy, którzy są gotowi na utratę życia. Niemniej takie ustawione bitki nie mają dla mnie tego czegoś – tej dzikości oraz nieprzewidywalności. Ot, dziesięciu wyszkolonych żołdaków staje naprzeciwko innej drużynie i walczą na równych zasadach. Owszem, jest w tym honor, ale brakuje emocji.
Kończę już, bo widzę, że nie ma to sensu. Ja tu marnuję ślinę, a oczy Wasze puste, nierozumiejące. Chyba się starzeję, bo kiedyś szkoda byłoby mi czasu na czcze pogaduszki. Zamiast tego wywijałbym gdzieś toporem, polując na worgenów, elfy, ludzi, czy cokolwiek innego, co się nawinęło. Teraz jak sami widzicie, siedzę w karczmie, popijam nędzne piwo i gadam do podrostków. Pewnie wyglądam jak dziad, któremu tęskno do „starych, lepszych czasów”. I wiecie co? Może i nie były wcale takie lepsze, ale przynajmniej mogłem robić, com chciał. Lok'tar Ogar!
Następnym razem spotkacie się ze Zbieraczem Burz i gwarantuję, że on się z Wami nie będzie cackał! A teraz odpowiadajcie, ino szczerze - PvP to zabawa dla niewyżytych dzieciaków, czy integralna część każdego, pełnokrwistego MMORPG-a?