Jak wydoić graczy, czyli kilka słów o monetyzacji na przykładzie WoW-a

Dodany przez PefriX ponad 4 lata temu
13 8220
Jak wydoić graczy, czyli kilka słów o monetyzacji na przykładzie WoW-a

Uwaga, poniższy tekst to felieton. Znaczy moje własne, indywidualne wypociny, z którymi możecie się zgadzać lub też nie. Zapraszam do dyskusji. Ale wiecie DYSKUSJI, a nie obrzucania błotem.

Dzisiaj po raz kolejny poruszę temat monetyzacji gier sieciowych. Wiecie, całego Item Shopu oraz różnorakich jego wariacji w MMO i nie tylko. Zanim jednak zacznę swoje psioczenie, mała uwaga. Daleki jestem od tego, aby uważać, że wszystko powinno być za darmo.

Nie, moi drodzy. Stworzenie gry kosztuje. Utrzymanie infrastruktury sieciowej oraz serwerów również. Support odpowiadający na Wasze tickety to specjalnie oddelegowane osoby. Do tego dochodzą aktualizacje z nową zawartością, itd. Słowem – gry sieciowe to wcale nie taki tani interes.

Równocześnie, to absolutnie nie jest argument, aby z nas zdzierano. Każdy powinien wiedzieć za co płaci i tyle w temacie. Z tego powodu prywatnie totalnie nie akceptuję mikrotransakcji w produkcjach abonamentowych. W tytułach Pay-to-Play płacimy comiesięczny abonament, aby móc grać. Do tego dochodzi PRZYMUS dokupienia każdego dodatku, który wychodzi tak średnio co półtorej lub dwa lata. Jasne, nie chcesz, nie kupuj, przecież nikt Cię nie zmusza do grania.

Z drugiej strony co miesiąc zostawiamy tam wcale nie małe pieniądze tylko po to, aby po kilkunastu miesiącach dowiedzieć się, że trzeba nabyć rozszerzenie o wartości samej gry. No dobra, to można przeboleć, przecież dodatek DUŻO daje i jest praktycznie jak zupełnie nowa produkcja. Naciągane, ale można na to przymknąć oko. Czy jednak na obecność Item Shopu w grach sieciowych również powinniśmy?

I tutaj moi drodzy, niekoniecznie wina leży po stronie deweloperów, ale również po Waszej Naszej, czyli graczy. Dodatkowe skiny, mounty, usług transferu postaci, zmiany płci, boostery, czy cokolwiek innego – najwidoczniej jest zapotrzebowanie na te „usługi”, skoro ktoś je kupuje. Czemu jednak nie mamy ich w ramach abonamentu, który i tak opłacamy? Czemu fantastyczny, unikalny wierzchowiec nie może być dostępny w ramach jakiegoś wyzwania? O wiele lepiej umieścić go w sklepiku za horrendalną cenę. O, cebulak pokroju PefriX-a pomarudzi, ale ludzie i tak kupią, więc hajs się będzie zgadzał.

Takie działania na swoim koncie ma zarówno Final Fantasy XIV, jak i World of Warcraft. Ten pierwszy udowodnił jednak niedawno, że można inaczej. Pierwszy, czteroosobowy wierzchowiec o unikalnym modelu dostępny był do zdobycia poprzez zwykłe granie. WoW z kolei szykuje fantastycznego mounta, wzorowanego na Deathwingu, jako część atrakcji z okazji 15-lecia gry. Można? Można!

Czemu jednak są to pojedyncze, chlubne przypadki, a nie standard? A no, gracz ma portfel gruby i zwyczajnie kupi. Oj tam, przesadzam, przecież World of Warcraft ma tokena, więc wszystko można mieć „za darmo”. No nie, to tak nie działa, moi mili, ale o tym pogadamy kiedy indziej. Dzisiaj bowiem odreaguję sobie dalej na WoW-ie i fantastycznej monetyzacji tego tytułu.

Z okazji 15-lecia gry wydano specjalną edycję kolekcjonerską o wartości 100 euro. Jej częścią były dwa, alabastrowe wierzchowce, które całkiem niedawno pojawiły się również w Item Shopie gry. O aferze z tym związanej pisał już guru. Ze swojej strony chciałbym dodać, że całe zamieszanie nie dotyczy atrakcji urodzinowych, bowiem te będą i zapowiadają się fajnie (pisałem o tym wyżej). Chodzi raczej o fakt, że kupując taką edycję, liczysz na coś unikalnego/niedostępnego. A tak? No cóż, nie minęło nawet pół roku, a wierzchowce można kupić za 25 euro.

Jakby tego było mało, osoby, które kupiły wspomnianą edycję kolekcjonerską, jeszcze nie mają tych mountów – muszą czekać, aż paczki do nich przyjdą w okolicach października. Jeśli zatem chcą mieć je szybciej, wtedy muszą wydać 25 euro i kupić w sklepiku World of Warcraft. Spokojnie, Blizzard jest „uczciwy” i odda nam 25 euro, jeśli kupiliśmy tą pudełkową, rocznicową edycję gry. Problem tylko w tym, że odda te pieniądze w formie Salda Blizzarda, czyli ich cyfrowych pieniądzach, które można wydać tylko i wyłącznie w ich sklepiku. Genialne, prawda?

Teraz pewnie pojawi się argument, że wierzchowce można kupić za WoW Token. No tak, moi mili, za dwa WoW Tokeny macie mounty, więc to idealna okazja dla osób, które chcą je mieć w kolekcji, bez potrzeby/przymusu kupowania edycji kolekcjonerskiej. Szkoda, że obniża to w pewien sposób splendor tej specjalnej wersji gry. Szkoda również, że aby WoW Token został kupiony, najpierw musi go ktoś wystawić, czyli kupić od Blizzarda. Za ile? Za 20 euro.

Jednym słowem, Wy kupujecie dwa WoW Tokeny, które dają Wam około 26 euro na saldzie Blizzarda, a ktoś inny najpierw wydaje 40 euro, aby te dwa WoW Tokeny w ogóle były dostępne. Naprawdę, fantastyczny pomysł na monetyzowanie gry i piszę to zupełnie bez ironii.

Jak sami widzicie, mam poważny ból dolnej, mniej szlachetnej części pleców. Mógłbym rozpisać się zdecydowanie bardziej, opowiadając o lootboxach, przepustkach sezonowych i bojowych, pierdylionie DLC, skinach oraz mnóstwie innych rzeczy, jak np. status Premium. Tylko tak właściwie, po co? W końcu i tak każdy wzruszy ramionami i rzeknie: „póki to nie daje przewagi, to w czym problem”. No właśnie, w czym?

Gdyby tylko przy rozrastających się coraz bardziej Item Shopach, szła proporcjonalnie coraz większa zawartość do ogrania, to raczej nikt by nie marudził – przynajmniej nie ja J. A za przydługi felieton przepraszam! To narzekania starego gracza, który zaskoczony jest tym, jak wiele jesteśmy w stanie zaakceptować. I to bez żadnej refleksji…


13 Komentarzy


Ostatnie gry

Najnowsze filmy z naszego YouTube